
Receptura jest na razie bezalkoholowa i nie zawiera dwutlenku węgla, przez co napój nie ma bąbelków. Opracowywana jest już wersja alkoholowa, która będzie jeszcze bardziej przypominała tradycyjne piwo. “Każdy może mieć swój własny domowy browar” - skomentował właściciel firmy Stefan Fritsche.
Rynkami docelowymi mają być kraje afrykańskie i azjatyckie, ponieważ proszek jest znacznie łatwiejszy i nawet o 90 proc. tańszy w transporcie na duże odległości. Produkt może jednak nie przyjąć się dobrze w swojej ojczyźnie, gdzie obowiązuje restrykcyjne 500-letnie prawo czystości piwa znane jako “Reinheitsgebot”, które ogranicza składniki do słodu, chmielu, drożdży i wody.
Piwo w proszku - zrównoważone rozwiązanie
“Wiem, że osoby pijące pilznera i entuzjaści piwa rzemieślniczego, zwłaszcza w Niemczech będą z początku sceptycznie nastawieni do naszego produktu” - przyznał Fritsche.
Właściciel odmówił ujawnienia swojej receptury, ale stwierdził, że wynalazek jest potrzebny w świecie potrzebującym zrównoważonych rozwiązań. Zależy mu na rozpoczęciu sprzedaży produktu w ciągu najbliższych czterech miesięcy.
Saszetki z likierem
Fritsche nie jest jedyną firmą, która wpadła na pomysł opracowania i sprzedaży piwa w proszku. W 2016 r. duński browar ogłosił stworzenie aż czterech odmian sproszkowanego trunku, ale porzucił swój projekt. Z kolei w 2014 r. amerykańska firma Lipsmark zaczęła sprzedawać saszetki z likierem, ale produkt został zakazany w większości stanów, a następnie wycofany.