Tradycyjnie, kiedy na oficjalnych kanałach dyplomatycznych nie ma konkretów, to przestrzeń tą zapełniają plotki. Nie wiem, ile prawdy jest w tym, co podał dzisiaj Wall Street Journal. Materiał zdaje się opierać o doniesienia, o których pisano już wcześniej – strony są bliskie dopięcia pierwszej fazy umowy handlowej, stąd dla dobra negocjacji lepiej będzie je przełożyć. Tylko, że ta część umowy miała być pierwotnie domknięta w połowie listopada. Pytanie, zatem komu i czy (w ogóle) zależy na tym, aby porozumienie zawrzeć szybko, a na ile przeciągać je w czasie.
Jeżeli wierzyć różnym plotkom, to podobno negocjacje rozbijają się o to, że Chińczycy nie chcą deklarować sztywnych kwot dotyczących importu płodów rolnych z USA, a Amerykanie nie za bardzo chcą zgodzić się na redukcję części naniesionych już ceł, obawiając się, że stracą tym samym element nacisku na Chiny w kontekście przejścia do kolejnych etapów umowy handlowej. Oba wątki są ważne i aby przełamać impas, to ktoś musi pierwszy pójść na pewną ugodę. Myśląc kategoriami Trumpa, to podjęte ostatnio działania okazały się słuszne, gdyż chińska gospodarka słabnie, a amerykańska wygląda na bardziej odporną na skutki wojny handlowej. Tym samym dalsze dociskanie Pekinu może sprawić, że być może uda się ugrać więcej… W roku wyborczym może być to dość mocny argument dla części wyborców.