Rok 2002, który miał okazać się początkiem nowej ery na rynkach finansowych, na razie przynosi jedynie rozczarowania. Zamiast końca „twórczej księgowości” mamy kolejne afery związane z jej dalszymi objawami.
Zamiast ożywienia, które jeszcze parę miesięcy temu wydawało się pewne, gospodarki wchodzą w najlepszym razie w fazę stagnacji. Ale najgorszym zjawiskiem, z którym przez lata nie mogą poradzić sobie światowe giełdy, jest utrata zaufania inwestorów indywidualnych do giełd.
Podmioty rynku kapitałowego ciężko sobie na to zapracowały. Wydawało się, że apogeum „drukowania” wyników przez spółki, był upadek Enrona. Największe bankructwo w historii USA już wkrótce może jednak stracić pozycję lidera na tej niechlubnej liście. Afera WorldCom sprawiła, że w uczciwość księgowych i audytorów wierzy już niewielu graczy.
Po wydarzeniach z 11 września wydawało się, że nic gorszego nie może już spotkać światowych rynków. „Patriotyczne” zakupy akcji skończyły się jednak wraz z upadkiem Enrona. Od początku roku indeksy znowu rozpoczęły marsz w dół. Powstrzymały je dopiero optymistyczne dane makro, sugerujące, że ostatnia recesja może okazać się najkrótsza w historii. Wydatki budżetowe największych gospodarek świata zaczęły rosnąć, co doprowadziło do nieco sztucznego wzrostu PKB w USA i Japonii już w I kwartale 2002 r.
W marcu indeksy były już wysoko, a analitycy widzieli przyszłość w różowych barwach. Tymczasem sygnałów ożywienia nie potwierdzały wyniki spółek, które przecież dla inwestorów są najważniejsze. Firmy high-tech, na czele z Cisco Systems i Intelem, powoli rewidowały w dół prognozy wyników, a nowe dane makro dowodziły, że zamiast oczekiwanego wzrostu gospodarczego, świat czeka powrót do recesji lub stagnacja gospodarcza.
Bezsilny okazał się nawet Alan Greenspan, szef amerykańskiego banku centralnego. Ekonomista, którego słowa jeszcze niedawno mogły skłonić przedsiębiorstwa do inwestycji lub oszczędzania, sam zapędził się w ślepy zaułek.
Seria obniżek stóp procentowych do najniższego od kilkudziesięciu lat poziomu, nie pozostawia miejsca na dalsze ruchy. Następne cięcie zostałoby zlekceważone przez rynek, a ich podwyżka byłaby sygnałem, że Fed godzi się z porażką. W sytuacji, gdy druga gospodarka świata — Japonia — tonie w „złych długach”, a Euroland jest za słaby na przejęcie roli globalnego lidera, spółki jeszcze długo nie odzyskają przyzwoitej rentowności.
Zły wpływ na rynek w ostatnim półroczu miały także ciągłe obawy o możliwość następnych ataków terrorystycznych. W tej sytuacji inwestycje w papiery skarbowe pozostają dużo bezpieczniejszą alternatywą dla akcji.
Drobni inwestorzy, siła napędowa głównych indeksów, przestali inwestować na giełdzie także z innego powodu. Brakuje im drogowskazu, jakim do niedawna byli analitycy. Po aferze w banku Merrill Lynch, którego oficjalne rekomendacje diametralnie różniły się od prywatnych opinii, padł kolejny mit o Wall Street. Także oceny agencji ratingowych, po spóźnionych interwencjach w sprawie długów telekomów i gigantów energetycznych, nie mają już tego znaczenia co przed rokiem.
W pierwszym półroczu nastroje były tak złe, że w następnym mogą być już tylko lepsze. Optymiści zaznaczają, że mimo narzekań światowa gospodarka wzrośnie w 2002 r. o blisko 3 proc. Innym pozytywnym zjawiskiem jest selektywny charakter spadków na giełdach akcji.
Nikogo nie dziwi, że najgorszą inwestycją pozostają spółki high-tech (indeks Nasdaq spadł w ciągu sześciu miesięcy o ponad 25 proc.). Właśnie ten sektor najpóźniej odczuje ożywienie gospodarcze. Równie słabe są telekomy, ale i tutaj znaleźć można łatwe wyjaśnienie — długi. W pozostałych sektorach jest już znacznie lepiej, a banki i detaliści mogą stać się lokomotywami przyszłych wzrostów. Oby lepsze czasy dla giełdowych graczy nadeszły już w II części roku.