Podatkowe pomysły prezydenta trafią na weto koalicji

Jarosław KrólakJarosław Królak
opublikowano: 2025-08-13 20:00

Partie będące przy władzy krytykują polityczne motywacje Karola Nawrockiego i niewskazanie źródeł pieniędzy na pokrycie wysokich kosztów zgłoszonych propozycji.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

-jak przedstawiciele partii politycznych oceniają podatkowy projekt prezydenta

-dlaczego nie ma on praktycznie szans na uchwalenie

-kto by zyskał a kto stracił na tych pomysłach głowy państwa

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Prezydent Karol Nawrocki przystąpił do ofensywy legislacyjnej. 11 sierpnia skierował do Sejmu projekt zmian podatkowych. To jego drugi projekt, który trafił do parlamentu (pierwszy dotyczy Centralnego Portu Komunikacyjnego). Przedstawiciele ugrupowań koalicyjnych traktują go jako element politycznej wojenki z rządem i nie planują udzielenia mu poparcia.

Zgodne nie

Sztandarowymi propozycjami prezydenta są zerowy podatek dochodowy PIT dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci oraz podniesienie pierwszego progu podatkowego z obecnych 120 tys. zł dochodu rocznego (12 proc. PIT) do 140 tys. zł. Eksperci Grant Thorntona wyliczyli, że na takich zmianach najbardziej skorzystaliby ludzie zamożni, a najmniej biedniejsi. Ponadto resort finansów wskazał, że koszt dla budżetu państwa tylko tych dwóch rozwiązań sięgnąłby nawet 30 mld zł rocznie (w uzasadnieniu projektu prezydenta wskazano 13-14 mld zł). Łącznie wszystkie propozycje z projektu mogłyby kosztować budżet kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie.

- Eksperci wskazują, że prezydencki projekt przyznaje największe ulgi zamożnym podatnikom oraz generuje bardzo wysokie koszty dla budżetu państwa, bez wskazania realnych sposobów ich pokrycia. Chociażby z tych powodów nie powinien być przyjmowany w parlamencie – mówi Marek Sowa, wiceprzewodniczący klubu poselskiego Koalicji Obywatelskiej.

Prezydent upatruje sfinansowania jego propozycji w lepszym uszczelnieniu systemu podatkowego i poprawie ściągalności podatków (np. większe kontrole cen transferowych w celu ograniczenia wyprowadzania zysków za granicę). Takie działania zapowiedział już niedawno minister finansów Andrzej Domański.

- Rząd ma swoją agendę zmian podatkowych i przygotowuje własne projekty. Koalicjanci zobowiązali się do popierania projektów rządowych i na nich zamierzamy się skupić, a nie uchwalać projekt prezydenta Nawrockiego – podkreśla Marek Sowa.

W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele pozostałych ugrupowań koalicyjnych.

- Prezydent powinien wskazać poważne źródła sfinansowania jego pomysłów podatkowych, które kosztowałby krocie budżet państwa, a nie mówić, że wystarczy zwiększyć ściągalność podatków. To magiczne myślenie. Ta ustawa będzie martwa bo nie zostanie uchwalona. My szykujemy własne rozwiązania podatkowe dla rodzin i przedsiębiorców – mówi Marek Sawicki, wiceprzewodniczący klubu poselskiego PSL.

Jego zdaniem prezydent Nawrocki ciągle jest w trybie kampanijnym i powinien tego zaprzestać.

Polska 2050 również nie pała entuzjazmem do pomysłów głowy państwa.

- PiS przez osiem lat swoich rządów i prezydent Duda przez 10 lat dwóch swoich kadencji mieli wystarczająco dużo czasu i polityczną większość, aby wprowadzić wszystko to, co proponuje teraz prezydent Nawrocki. Dlaczego tego nie uczynili? Mało tego, podnosili podatki i składki, jak chociażby w niesławnym polskim ładzie premiera Morawieckiego. Pracujemy nad podatkowymi zmianami dobrymi dla rodzin oraz innych podatników. Jesteśmy zainteresowani wprowadzaniem propozycji naszych, a nie prezydenta, które wyglądają na zwykła polityczną wojenkę z rządem i nie są poważnymi reformami – mówi Aleksandra Leo, wiceprzewodnicząca klubu poselskiego Polski 2050.

Lewica również zamierza być lojalna wobec koalicjantów.

- Jestem sceptyczna wobec tego projektu. Eksperci twierdzą, że będzie on korzystny dla bogatych, a nie dla mało zarabiających. Już chociażby z tego powodu nie widzę szans poparcia tego. Ponadto nie będzie, wbrew oczekiwaniom prezydenta, żadną zachętą do zwiększania dzietności, jak nie stało się nią 800 plus. Nie tędy droga – mówi Anita Kucharska-Dziedzic, wiceprzewodnicząca klubu poselskiego Lewicy.

Opozycji nie wystarczy głosów

Pełne poparcie dla projektu prezydenta Nawrockiego już wyraziło wielu polityków PiS. Poprzeć zamierza go też Konfederacja.

- Będziemy głosować za wszystkimi propozycjami zmniejszającymi podatki – deklaruje Przemysław Wipler, poseł Konfederacji, wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. deregulacji.

Przy dyscyplinie swoich posłów, koalicja ma większość do odrzucenia projektu.

Co w projekcie

- zerowy podatek PIT dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci, przy dochodach rocznych do 140 tys. zł (byłaby to de facto kwota wolna od podatku),

- podniesienie pierwszego progu podatkowego z obecnych 120 do 140 tys. zł dla wszystkich PIT-owców,

- rozszerzenie obowiązku publikacji danych finansowych przez największe przedsiębiorstwa,

- publikowanie przez ministra finansów szczegółowych danych o dochodach budżetu z CIT (szczególnie dywidend przekazywanych za granicę i cen transferowych) oraz wpływów z VAT,

- publikowanie przez ministra finansów raportów z postępów uszczelniania systemu podatkowego,

- podniesienie z 10 proc. do 20 proc. dodatkowego zobowiązania podatkowego,

- rozszerzenie mechanizmu podzielonej płatności VAT.

Kto zyska, kto straci
Piotr Juszczyk
główny doradca podatkowy w inFakt
Kto zyska, kto straci

Propozycja zerowego PIT to rozwiązanie o silnym zabarwieniu politycznym oraz bardzo drogie dla budżetu państwa. Według szacunków może kosztować nawet kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie. Dla rodzin o niskich dochodach korzyści byłyby symboliczne a najwięcej zyskaliby dobrze zarabiający. Przykładowo, dla pensji minimalnej zysk miesięczny byłby ok. 153 zł, a przy pensji 10 tys. zł brutto już 705 zł. Przy 14 tys. zł brutto korzyść to 1,4 tys. zł miesięcznie. Z kwoty wolnej w wysokości 140 tys. zł mogliby skorzystać przedsiębiorcy na skali podatkowej, zaś ci na liniowym i ryczałcie nie zyskaliby nic. Projekt przewiduje również znaczące zaostrzenie sankcji podatkowych z 10 do 20 proc. Ma to zwiększyć surowość kar, ale może istotnie podnieść koszty błędów lub sporów interpretacyjnych, zwłaszcza w obszarze VAT. Zwiększenie kontroli cen transferowych zwiększyłoby przejrzystość, ale oznacza wyższe ryzyko reputacyjne dla firm, których rentowność w Polsce znacznie odbiega od raportowanej w kraju macierzystym. Podsumowując, projekt jest nastawiony na zwiększenie kontroli i transparentności przy jednoczesnym podniesieniu sankcji. Będzie wiązał się z wyraźnym wzrostem kosztów zgodności po stronie przedsiębiorców, szczególnie w obszarze raportowania i przygotowania się do kontroli.