Dziewięć cyfr wyrażonych w dolarach. Dokładnie 100 mln USD — taki cel postawili przed sobą twórcy RTB House, technologicznego start-upu, o którym nie rozpisują się media i blogerzy. Nie dzieje się tak dlatego, że założyciele spółki bujają w obłokach. W tym roku ich firma — działająca od 2012 r.

— urosła czterokrotnie, przebijając barierę 20 mln zł przychodów. Zatrudnienie przekroczyło 100 osób, zyski płyną z ponad 30 rynków. Spółkę kierowaną m.in. przez Daniela Surmacza znają głównie wydawcy i reklamodawcy,a nie klienci detaliczni. Cisza wokół warszawskiej firmy nie zmienia jednego: faktu, że rynek reklam kupowanych i sprzedawanych za pośrednictwem zautomatyzowanych rozwiązań reklamowych (tzw. programmatic) obejmie w tym roku już 42 proc. wszystkich reklam typu display w sieci.
— Rynek jest bardzo duży, jednak my koncentrujemy się na jego wycinku, szybko rosnącym i całkiem pokaźnym, czyli na real-time bidding, czyli technologii kupna i sprzedaży reklam w czasie rzeczywistym, w systemie aukcyjnym — tłumaczy Daniel Surmacz.
RTB House stworzył zatem kilka programów, łączących budżety reklamodawców z wydawcami stron w sieci. Za ich pomocą wyświetla kampanie i banery, licytując się o miejsce na stronie z innymi pośrednikami. W efekcie narzędzia do reklamowych aukcji w czasie rzeczywistym analizują kilkaset tysięcy zapytań na sekundę. Dla marketingowców, działających w tradycyjnej reklamie, RTB House rozlicza się w sposób trudny do przyjęcia.
Tu standardem jest procent od sprzedanego towaru/ odwiedzenia strony producenta, rozliczany po zakończeniu kampanii. Skąd w warszawskiej firmie taka pewność, że za każdym razem zarobi coś dla siebie?
Ano stąd, że filarem działania w tym segmencie rynku są ciasteczka, pozwalające śledzić zachowania użytkownika. To dzięki nim pośrednicy marketingowi wiedzą, kto akurat szuka pralki, i wyświetlają mu reklamę produktu z tej kategorii, kusząc promocjami i kierując bezpośrednio do sklepu.
— Od roku korzystamy z takich rozwiązań dla naszych marek: Boscha, Siemensa i Zelmera. To świetne uzupełnienie innych kampanii internetowych, sposób na trafienie w konkretnego użytkownika z konkretnym produktem — ocenia Kamil Olszewski, specjalista ds. e-marketingu w Boschu.
W ostatnim roku Bosch w Polsce na e-reklamy w trybie aukcyjnym wydał kilkaset tysięcy złotych. To dopiero początek. Dane Boscha pokazują, że produkty objęte tego typu marketingiem zyskują nawet sześciokrotnie większą atencję wśród użytkowników sieci.
Daniel Surmacz zapowiada, że droga do większych przychodów będzie krótsza, gdy uda się wdrożyć kolejne rozwiązania: kilkustopniowy system wspierający proces decyzyjny internautów zarówno przed, jak i po zakupie. Ten, kto będzie potrafił zrobić to najefektywniej, dostanie sowitą premię.