Polityczny pat w Niemczech ogranicza szanse na impuls w gospodarce

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-02-24 20:00

Niemcy muszą wymyślić swój model rozwoju na nowo, bardziej oprzeć wzrost gospodarczy na popycie wewnętrznym. By tak się stało, potrzebna będzie większa ekspansja fiskalna, co wymaga konsensu w parlamencie. Obecny układ polityczny sprawia jednak, że ten scenariusz napotyka bariery. Dlatego wynik wyborów parlamentarnych w Niemczech może nie przynieść przełomu.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Niemiecka gospodarka w ostatnich latach stała się maruderem Europy, dlatego w wyborach parlamentarnych pokładane były duże nadzieje — że gospodarka w końcu wyjdzie ze stagnacji, że popyt krajowy zostanie odblokowany. Oczywiście w debacie prawdopodobnie jest zbyt wiele pesymizmu. Niemcy to wciąż solidna baza przemysłowa, a znajdująca się na fali wznoszącej branża IT czy bijący rekordy indeks giełdowy DAX to jasne punkty w ogólnym marazmie. Trzeba jednak przyznać, że ciemnych stron gospodarki naszego zachodniego sąsiada jest więcej — spowolnienie eksportu od 2018 r., recesja w przemyśle i budownictwie, recesja popytu krajowego, niedoinwestowanie infrastrukturalne czy słabo scyfryzowane społeczeństwo. I chociaż część tych wyzwań ma przyczyny natury cyklicznej, to na dłuższą metę Niemcy stoją przed potrzebą strukturalnej zmiany — zmiany modelu rozwojowego.

Kluczowy problem strukturalny Niemiec to utrzymująca się nadwyżka oszczędności nad inwestycjami. W praktyce oznacza to chroniczne nadwyżki na rachunku bieżącym, eksport kapitału zamiast inwestycji krajowych, niską dynamikę płac i słabą konsumpcję gospodarstw domowych. Ta nadwyżka generalnie nie była jednak kłopotem z punktu widzenia całej gospodarki. PKB rósł, bo szybko rósł eksport, a umożliwiała to era globalizacji. Problemy pojawiły się, gdy globalizacja zaczęła spowalniać pod uciskiem wojny handlowej, napięć geopolitycznych i zmian w łańcuchach dostaw. Od 2018 r. eksport Niemiec w zasadzie nie rośnie, co przy słabym popycie wewnętrznym, który dodatkowo został osłabiony przez podwyżki stóp procentowych, musiało oznaczać stagnację.

Dlatego deglobalizacja oznacza, że niemiecka gospodarka musi wymyślić swój model na nowo z większą rolą popytu krajowego. W krótkim okresie potrzebny jest więc duży bodziec fiskalny w postaci zwiększenia wydatków na niedoinwestowaną infrastrukturę, obronność i cyfryzację, natomiast w dłuższym okresie jakaś zmiana paradygmatu w kierunku mniejszego konserwatyzmu. I właśnie z takimi nadziejami związane były wybory parlamentarne w Niemczech. Jednak wybory mogą nie przynieść przełomu. Silna fragmentacja polityczna, brak wyraźnego zwycięzcy utrudnią sformowanie stabilnego rządu zdolnego do przeprowadzenia głębokich reform strukturalnych niezbędnych do odwrócenia słabnącego wzrostu i chronicznego niedoinwestowania. W tym przede wszystkim reformę hamulca zadłużenia.

Hamulec zadłużenia to dziś największa bariera dla ekspansji fiskalnej i generalnie strukturalnie bardziej ekspansywnej polityki rządu. Ogranicza on strukturalny deficyt federalny do 0,35 proc. PKB i wymaga zrównoważonych budżetów na poziomie landów. Ponieważ jest zapisany w konstytucji, wymaga 2/3 większości głosów w obu izbach do jego zmiany. Oczywiście może on zostać tymczasowo zawieszony, bo do tego potrzebna jest jedynie parlamentarna większość. By jednak na serio myśleć o zwiększeniu wydatków militarnych, inwestycji w infrastrukturę, cyfryzację czy system edukacji — generalnie zmianie modelu gospodarczego — niezbędna jest albo głęboka reforma, albo zniesienie hamulca zadłużenia. W realiach politycznych, które przyniosły wybory parlamentarne, będzie o to trudno. Jest po prostu wysokie ryzyko, że ponownie zobaczymy impas w wielu strategicznych decyzjach przez zbyt duże różnice zdań. W tym sensie nowe rozdanie polityczne może nie przynieść dużych, pozytywnych zmian, bo dalej ogranicza szanse na znaczny impuls fiskalny, w którym są pokładane nadzieje. Chociaż rynek wydaje się nie podzielać tego zdania, co widać po umacniającym się euro i rosnącym indeksie DAX.