Warto to docenić — Polska rozwija się dziś prawie o 2 pkt proc. rocznie szybciej niż kraje na podobnym poziomie rozwoju. Z prognoz Międzynarodowego Funduszu Rozwoju wynika, że ta przewaga się utrzyma, ale będzie coraz niższa — pod koniec dekady wyniesie około 0,6 pkt proc.
Wyjątkowość nie jest nam dana raz na zawsze. Nie wiemy, jak długo się utrzyma. Cieszy mnie natomiast to, że w Polsce toczy się bardzo szeroka debata ekonomiczna, jak tę wyjątkowość podtrzymać.
We wtorek wziąłem udział w seminarium Towarzystwa Ekonomistów Polskich na temat reform potrzebnych do utrzymania wysokiej dynamiki PKB. Stefan Kawalec, jeden z twórców polskich reform na początku lat 90., a dziś właściciel firmy Capital Strategy, mówi tak: „Nasz model rozwoju, oparty na wykorzystaniu bliskości rynków bogatych krajów Europy Zachodniej i przewagi niskich płac, który w okresie transformacji przynosił Polsce dynamiczny wzrost gospodarczy, stopniowo się wyczerpuje. Zmieniają się też zasady międzynarodowego ładu gospodarczego, z których korzystaliśmy”.
Dyskusja mocno koncentrowała się na tym, jak zmobilizować w Polsce potencjał ludzki i finansowy do bardziej nowoczesnych inwestycji. Do wchodzenia na nowe szczeble łańcucha dostaw. Niektórzy uczestnicy wskazywali na potrzebę wzmocnienia rynku kapitałowego, inni na potrzebę znacznego uproszczenia systemu podatkowego.
Ja mówiłem o tym, że powinniśmy w Polsce znacznie bardziej świadomie wykorzystywać wielki popyt ze strony sektora publicznego do rozwijania nowych kompetencji. Na przykład dziś większość zamówień na technologie odnawialnej energii realizujemy u firm zagranicznych, a powinniśmy mieć strategię rozwijania tych kompetencji w kraju.
Niektórzy ekonomiści twierdzą jednak, że fiksacja na próbie rozwinięcia zaawansowanych technologii może być zbyt kosztowna. To robią kraje z tzw. granicy technologicznej, które ponoszą w związku z tym duże ryzyko. Na przykład USA rozwijają się dziś szybko, bo postawiły na technologie cyfrowe, a Niemcy wolno, bo stawiały na technologie maszynowe, w których silną pozycję konkurencyjną zajęły Chiny.
Marcin Mazurek z mBanku i Marek Ignaszak z Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie opublikowali ciekawy artykuł, w którym przekonują, że Polska może spokojnie utrzymać solidne tempo wzrostu zrywając tzw. nisko wiszące owoce. Czyli dokonując zmian, które nie wymagają konkurencji na granicy technologicznej.
Ich zdaniem Polska może jeszcze korzystać z poprawy w dwóch wymiarach — rozwoju kompetencji menedżerskich w firmach, które średnio rzecz biorąc, są znacznie niższe niż na granicy technologicznej, oraz tworzenia stabilnego otoczenia instytucjonalnego i regulacyjnego dla inwestycji. Te warunki są konieczne, a próba rozwinięcia własnych technologii to pewien potencjał.
Piszą tak: „Oczywiście lepiej mieć BioNTech, OpenAI czy Google, niż ich nie mieć. Jednak tworzenie innowacji na światowej granicy technologicznej wymaga dużych zasobów kapitału ludzkiego zarówno w akademii, jak też sektorze publicznym, infrastruktury naukowo-technicznej, akceptacji dla podejmowania ryzyka przez organy państwowe oraz pożyczkodawców, którzy mogą pozwolić sobie na przepalanie kapitału (…). Pamiętajmy, że w zakresie wiary w skutki planowania rozwoju widzimy selektywnie tylko te kraje, którym się udało. Inni nie próbowali? Oczywiście, że próbowali, ale im się nie udało i nikt już nawet o tym nie pamięta”.
To słuszne ostrzeżenie. Rozwój to dużo więcej niż nowoczesne technologie. Są na świecie kraje, które mają wyspy rozwoju technologicznego, ale ogólnie są raczej biedne. Przykłady? Brazylia — ma własną markę samolotów (Embraer), którymi sami często latamy. Indie — mają kilka dużych, nowoczesnych firm, które są powszechnie kojarzone na świecie (Tata, Infosys), umieją wysyłać rakiety w kosmos i mają własny przemysł militarny. RPA — ma wielką firmę technologiczną Naspers, która ma udziały w wielu znanych globalnych i polskich markach (u nas mają m.in. OLX).
Ja uważam, że mimo wszystko w Polsce musimy myśleć o konkurowaniu na granicy technologicznej w niektórych dziedzinach. Z kilku powodów. Jesteśmy już coraz bliżej tej granicy, a bez własnych technologii jej nie dosięgniemy (zagraniczne firmy nigdy nie ulokują w Polsce najbardziej zaawansowanych elementów produkcji). Poza tym kompetencje menedżerskie w nowych dziedzinach nie rozwiną się same z siebie, bez świadomego zadbania przez największego w kraju zleceniodawcę (państwo) o rozbudowę łańcucha dostaw. I wreszcie nie będziemy nigdy bezpieczni, jeżeli do własnej obrony i produkcji krytycznych zasobów, jak energia, będziemy wykorzystywali niemal wyłącznie technologie zagraniczne.
