Donald Trump to polityk nieobliczalny, więc trudno rokować, jaką politykę handlową zaserwuje po objęciu sterów w Białym Domu. W grze są dwa najbardziej prawdopodobne scenariusze. Pierwszy to wprowadzane stopniowo i ukierunkowane cła w wysokości 25 proc. na import chemikaliów i elektroniki z Chin, a także na import stali, aluminium i samochodów z Unii Europejskiej oraz 10 proc. na import stali i aluminium z Kanady oraz Meksyku. Jest to wariant łagodny, przypominający pierwszą rundę działań z 2018 r. Drugi scenariusz to pójście na zwarcie ze wszystkimi, czyli wprowadzenie ceł w wysokości 60 proc. na wszystkie towary sprowadzane z Chin, 25 proc. na import z Kanady i Meksyku oraz 10 proc. na dostawy z UE i reszty świata.
Ekonomiści EY przeanalizowali skutki dla dwóch powyższych scenariuszy, ze szczególnym uwzględnieniem unijnej gospodarki. Najważniejszy wniosek dla nas jest taki, że Polska nie jest mocno wrażliwa na amerykańskie cła. Generalnie wyłania się następujący, dość oczywisty wzorzec: najwięcej na cłach stracą małe otwarte gospodarki, bardziej uzależnione od handlu z USA. W scenariuszu łagodnych ceł straty dla Polski w postaci obniżonego PKB w 2027 r. w stosunku do scenariusza bez ceł wynoszą ok. 0,1 proc. Dla porównania, najbardziej wrażliwe są Słowacja (0,4 proc.), Szwecja i Węgry (po 0,3 proc.), Irlandia (0,25 proc.) oraz Niemcy (0,2 proc. ).
Natomiast szeroko zakrojone podwyżki stawek najbardziej uderzyłyby w Meksyk (6 proc.) i Kanadę (4,5 proc.), dla których USA to największy partner handlowy: eksport do USA stanowi odpowiednio 34,7 proc. i 16,5 proc. PKB tych krajów. Unia oczywiście też zostałaby mocno poturbowana – spadek PKB w takich krajach jak Irlandia, Węgry i Niemcy sięgałby ok. 3 proc., a w Polsce ok. 1 proc., czyli też relatywnie niewiele i poniżej unijnej średniej.
Przed negatywnymi skutkami możliwych ceł wprowadzonych przez Trumpa chronią Polskę dwa czynniki - mocno zdywersyfikowany eksport oraz całkiem duży rynek wewnętrzny. Struktura towarowa eksportu nie jest zdominowana przez jakiś jeden produkt, w którym kraj się wyspecjalizował. Żaden towar sprzedawany na rynek zagraniczny nie stanowi więcej niż 5 proc. eksportu ogółem. Dla kontrastu, eksport innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej jest zdominowany przez branżę motoryzacyjną, która ma zostać objęta cłami nawet w łagodnym scenariuszu. Na Węgrzech, w Czechach i Słowacji pojazdy samochodowe stanowią odpowiednio 15 proc., 17 proc. i 31 proc. eksportu towarów. Dlatego te gospodarki są bardziej wrażliwe na zaostrzenie polityki handlowej USA.
Brak specjalizacji produkcji sprawia, że nasz kraj nie sprzedaje wysoko marżowych towarów na rynek globalny. To niejako cena, jaką płacimy za silną dywersyfikację produktową eksportu. Ale w niespokojnych czasach, zdominowanych przez szoki podażowe, wydaje się, że lepiej być krajem ze zdywersyfikowaną, niż wyspecjalizowaną gospodarką, bo cła Trumpa byłyby niczym innym, jak szokiem podażowym.