Polska w ratingowej lidze mistrzów

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2011-12-21 00:00

W 2011 r. żadna agencja nie zwątpiła w nasze finanse. Tylko pięć krajów UE może się tym pochwalić

Polski rating jest niezagrożony — oświadczyła agencja Moody’s w specjalnym raporcie. Analiza momentami przypomina laurkę dla naszych firm i rządu Donalda Tuska.

Agencja chwali Polskę za odporność na kryzys, mądrą politykę fiskalną i monetarną oraz podejmowanie wyprzedzających decyzji. W obecnych czasach taki komunikat brzmi niemal jak podwyższenie ratingu.

„Wiarygodna strategia rządu dotycząca konsolidacji fiskalnej poprawi sytuację fiskalną Polski i zablokuje wzrost długu publicznego” — przekonuje Moody’s.

Jak skała

Wcześniej polski rating na dotychczasowych poziomach potwierdziły dwie pozostałe duże agencje ratingowe — Fitch i Standard & Poor’s. Wszystkie wypowiadają się o Polsce przychylnie. Znaczące jest to, że żadna z „wielkiej trójki” nie dotknęła naszego ratingu przez cały okres nasilenia się kryzysu zadłużeniowego w strefie euro — agencje w 2011 r. nie tylko nie obniżyły nam ratingu, ale nawet nie dały nam „żółtej kartki” (tzw. perspektywy negatywnej). Takim osiągnięciem mogą się pochwalić tylko cztery inne kraje w Unii Europejskiej — oprócz Polski tylko Dania, Rumunia (Fitch nawet podniósł jej rating), Szwecja i Wielka Brytania.

— Polska gospodarka permanentnie zaskakuje analityków pozytywnie. Dotyczy to całego trzyletniego okresu kryzysowego. Najpierw w 2009 r. okazała się odporna na skutki upadku Lehman Brothers, potem zadziwiająco szybko się ożywiła, a teraz znowu zaskakuje uniezależnieniem od problemów strefy euro. Dobre wyniki gospodarki przekładają się na stabilność ratingu finansów publicznych — mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

Polski rating jest niezmienny od 2007 r., kiedy Fitch i S&P podwyższyły naszą ocenę na „A-”. Przed wybuchem kryzysu analitycy i przedstawiciele rządu sugerowali, że nasza ocena ciągle jest niesprawiedliwie niska (Czechy i Słowacja nadal mają wyższy rating) i wkrótce zostanie podniesiona. Niestety kryzys rozwiał te nadzieje.

Fatamorgana

Ostatnie miesiące to czas, w którym analitycy stale ostrzegają, że tuż za rogiem czai się wyraźne wyhamowanie koniunktury, a polska gospodarka nic sobie z tego nie robi i rozwija się w niezmiennym tempie koło 4 proc. Po ostatnich danych o produkcji przemysłowej (realny wzrost w listopadzie wyniósł 8,7 proc. rok do roku) i kilku innych dobrych danych, wszystko wskazuje na to, że w IV kwartale nie będzie inaczej.

— Polska znowu pokazuje, że nie zamierza zbytnio przejmować się zewnętrznymi szokami. Elastyczny kurs walutowy pomaga przemysłowi, konsumpcja jest buforem bezpieczeństwa dla popytu krajowego, a system finansowy zachowuje solidne fundamenty. Dlatego przyszły rok rysuje się dla Polski, mimo niesprzyjającego otoczenia, w pozytywnych barwach — mówi Lars Christensen, ekonomista Danske Banku.

Większość prognoz rynkowych mówi, że w przyszłym roku polska gospodarka wzrośnie o około 3 proc. Tymczasem strefa euro prawdopodobnie już w czwartym kwartale 2011 r. weszła w recesję, a w całym przyszłym roku odnotuje najwyżej stagnację. Wielu ekonomistów uważa, że większość krajów naszego regionu również doświadczy kilku kwartałów balansowania na granicy recesji.

— Polska będzie rosła, a Węgry i Czechy właściwie nie. W dodatku polski rząd podejmuje decyzje, które zapewnią gospodarce silną pozycję też w dłuższej perspektywie. Premier Donald Tusk słusznie śpieszy się z wprowadzaniem odważnych reform, np. podwyższenia wieku emerytalnego — mówi Lars Christensen.

Duński ekonomista na początku 2009 r. zasłynął tym, że jako pierwszy prognozował w Polsce recesję. Wyciągnął wnioski. Teraz spodziewa się, że w 2012 r. nasz PKB wzrośnie o 2,8 proc.