Pomruk niedźwiedzi z Wall Street dotrze na GPW

Waldemar Borowski
opublikowano: 2008-12-12 07:53

Po znaczących przecenach  na azjatyckich parkietach i Wall Street, inwestorzy staną przed trudnym zadaniem utrzymania indeksów w pobliżu wczorajszego zamknięcia. GPW, która nie błyszczała na poprzednich sesjach, tym bardziej jest skłonna do brylowania w czerwonym kolorze. Byki muszą szukać oparcia w mniejszym spadku amerykańskiej sprzedaży detalicznej w listopadzie niż prognozują to ekonomiści i w tym upatrywać swej szansy na utrzymanie przyzwoitych tygodniowych zysków.

Jeszcze tak niedawno inwestorzy narzekali na ogromną zmienność na rynkach i wyczekiwali uspokojenia. Teraz kiedy wahania się zmniejszyły, irytujący jest marazm na GPW. Trudno się temu dziwić skoro przy pozytywnym otoczeniu WIG20 zaliczył dwudniową zniżkę, a wiadomo, że przychylne wiatry z Azji, czy europejskich parkietów nie mogły wiać w nieskończoność i klimat się pogorszy, tak jak to miało wczoraj miejsce na Wall Street, czy dzisiaj w Tokio. Na warszawskiej giełdzie nadal nie widać, żeby duzi inwestorzy akumulowali akcje i ich aktywność ogranicza się co najwyżej do wąskiego grona spółek. W takich warunkach o kontynuację marszu na północ jest coraz trudniej.

Dzisiaj większe zainteresowanie może koncentrować się na walorach KGHM. Wizyta prezesa Mirosława Krutina w Chinach i jego rozmowy z partnerami z China Minmetals mogą zaowocować wieloletnim kontraktem. W grę też wchodzi ewentualna współpraca na terytorium trzeciego państwa. Chińczycy po wycofaniu się z niektórych umów ze strony Vale do Rio Doce oraz zapowiedzi Rio Tinto ograniczenia zatrudnienia, a co się z tym wiąże także wydobycia, zaczynają intensyfikować działania w celu zapewnienia sobie surowców. Ciekawe będzie też zachowanie kursu Pekao, po odstąpieniu przez UniCredit od umowy ze SP w sprawie kupna akcji polskiego banku. Ta decyzja, to nie jest potwierdzenie siły finansowej głównego akcjonariusza Pekao.

Wydarzeniem na światowych rynkach był gwałtowny skok ceny ropy naftowej, która drożała nawet o 12 proc., a ostatecznie skończyła notowania na NYMEX 10 proc. zwyżką. Do inwestorów w końcu dociera determinacja OPEC mająca na celu utrzymanie zyskowności z produkcji „czarnego złota” i związane z tym znaczne obniżenie wydobycia na najbliższym spotkaniu kartelu w Algierii. Oliwy do ognia dolał też prezydent Miedwiediew nie wykluczając przystąpienia Rosji do naftowej organizacji.

Wzrost cen ropy jeszcze niedawno witany był przez inwestorów z zadowoleniem, ale tym razem jej gwałtowność zwiększyła obawy o nawrót presji inflacyjnej. To, plus słabe dane z rynku pracy oraz niezrozumiałe powiększenie się amerykańskiego deficytu handlowego za październik, odebrało chęci amerykańskim graczom do walki o zielony kolor na Wall Street. Tylko zrywowi popytu w końcowych minutach zawdzięczamy, że indeksy nie zanotowały jeszcze większych strat. Ostatecznie Dow Jones opadł o 2,2 proc., a S&P500 o 2,9 proc. Ponownie negatywnymi bohaterami były banki.  Citigroup, JP Morgan Chase i Bank of America zgodnie zaliczyły ok. 10 proc. przeceny. W tym dziele godnie wspomogły je oba (General Motors i Ford), notowane na Wall Street, koncerny samochodowe. Honoru blue chipów broniły spółki naftowe z Chevronem na czele, a na szerokim rynku akcjonariuszy cieszył kurs Yamana Gold, która odcinała kupony od dwudniowego wzrostu ceny złota.

Odrzucenie przez senat USA projektu ustawy wsparcia kwotą 14 mld USD Wielkiej Trójki z Detroit, z powodu braku zgody związków zawodowych na obniżenie wynagrodzeń w tych firmach, daje dzisiaj mocny argument warszawskim niedźwiedziom. Tego elementu nie zrównoważy porozumienie przywódców UE w sprawie wsparcia europejskich gospodarek 200 mld euro. Inwestorzy  będą dzisiaj oczekiwali nie tylko na dane jakie napłyną zza oceanu, ale też na rekcję Wall Street na decyzję senatorów, która akurat z tego powodu wcale nie jest przesądzona.