Przez ostatnie pół roku giełdowy Ponar zmienił właściciela, stracił aresztowany na trzy miesiące zarząd i wzbudził zainteresowanie Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Prokuratura prowadzi już dwa postępowania oparte na doniesieniach o popełnieniu przestępstwa.
Na początku czerwca APG Distribution, niewielka, zarejestrowana w Warszawie spółka z o.o., zgłosiła się do zarządu Private Equity Poland (PEP), firmy zarządzającej trzema narodowymi funduszami inwestycyjnymi, z propozycją odkupu akcji Ponaru Wadowice, producenta hydrauliki siłowej. Przeprowadzenie transakcji inwestor uzależnił od wcześniejszych zmian w zarządzie Ponaru.
— Rzeczywiście pojawiła się taka propozycja — mówi Marek Łatacz, prezes PEP.
Pierwszego lipca rada nadzorcza Ponaru powołała do zarządu dwie osoby — Dariusza Kobosa i Artura Zarębę. Kilka tygodni temu na wniosek prokuratury policja aresztowała obu panów, zarzucając im wyłudzenie ze spółki 700 tys. zł. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG) uważa, że zmiany własnościowe w Ponarze przeprowadzono wbrew prawu. W tej sprawie do prokuratury również trafiło doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
To nie koniec niejasności wokół Ponaru. Prokuratura sugeruje bowiem, że aresztowania mogą objąć szerszy krąg osób, bo w spółce dzieją się co najmniej dziwne rzeczy.
Marek Łatacz uzależnił zmiany personalne w zarządzie Ponaru od złożenia zleceń kupna walorów Ponaru i zagwarantowania przejęcia wszystkich akcji od PEP. Ponadto inwestor musiał zapewnić wykup akcji również od Skarbu Państwa. APG Distribution przystała na taką propozycję. Transakcje przeprowadzono jednak w taki sposób, aby uniknąć konieczności ogłaszania wezwania do sprzedaży. Najpierw, 8 lipca, trzy instytucje finansowe odkupiły od funduszu łącznie 257 tys. akcji (żaden pakiet nie przekraczał 10 proc. w kapitale Ponaru), a 19 lipca ponad 63 tys. walorów przeszło w ręce RON Leasing. Właśnie te ostatnie walory miała odkupić APG Distribution. Problem w tym, że między propozycją odkupu akcji Ponaru od PEP a transakcjami zmienił się właściciel przyszłego inwestora.
—APG Distribution przejąłem dwa miesiące temu. Spółka ma inwestować na rynku nieruchomości, i po to ją kupiłem. Przejęcie Ponaru było inicjatywą zupełnie innej grupy osób. PEP od dłuższego czasu szukał nabywcy na swój pakiet. Zgłosiło się do niego kilka instytucji czy osób prywatnych. Pojawiła się okazja zakupu 10-proc. pakietu od Erste i ten pakiet kupiłem — mówi Piotr Głowala, prywatny inwestor, któremu KPWiG zarzuca bezprawny zakup akcji Ponaru.
W transakcję zaangażowały się OFE Dom, BGŻ i Erste. Dwie ostatnie instytucje sprzedały już akcje, trzecia nominowała do rady nadzorczej swojego przedstawiciela, który teraz pełni obowiązki prezesa. Z raportów bieżących wynika, że od BGŻ walory odkupił wybrany 1 lipca prezes Ponaru Piotr Głowala, a o od Erste — Julita Dudziec, teściowa Piotra Głowali. On sam oficjalnie nie ma akcji Ponaru, a przynajmniej nie przekroczył progu 5 proc. w kapitale spółki.
— Moją intencją jest zakup maksymalnej liczby akcji i pozostanie w spółce na bardzo długi czas — deklaruje Piotr Głowala.
Z przebiegu październikowego zgromadzenia akcjonariuszy Ponaru wynika jednak, że inwestor już teraz ma bardzo silną pozycję w Ponarze. Świadczy o tym wybór rady nadzorczej. Akcjonariusze wybrali bowiem 7-osobową radę, z czego cztery miejsca przypadły nowym inwestorom. Z ich rekomendacji weszli do niej: Julita Dudziec, Agnieszka i Piotr Głowala oraz Andrzej Ćwiek. Ten ostatni już zrezygnował.
— Dla mnie to sprawa zamknięta — ucina Andrzej Ćwiek.
— Nie mówmy, że to ja przejąłem Ponar. Sytuacja jest wyrównana. Trzy osoby w radzie ma jedna strona, trzy druga. Akcjonariuszami spółki jest wiele osób. Udało mi się wejść do rady, bo przekonałem akcjonariuszy do takiego głosowania — argumentuje Piotr Głowala.
Powołany z inicjatywy PEP i APG Distribution zarząd Ponaru 12 lipca poręczył 3,1 mln zł kredytu żonie Piotra Głowali. Uzyskano go więc jeszcze przed zmianami kapitałowymi w Ponarze, a zatem jeśli przyjąć tłumaczenia prywatnego inwestora, nie był on wówczas związany ze spółką.
— Kredyt nie był przeznaczony na zakup akcji Ponaru, tylko na inwestycje w Zabrzańskie Zakłady Mechaniczne. W lipcu Skarb Państwa zaoferował sprzedaż tego przedsiębiorstwa. Ostatecznie do transakcji nie doszło. Pieniądze wykorzystałem na inny cel — wyjaśnia Piotr Głowala.
Jeśli żona Piotra Głowali nie spłaci w terminie zobowiązań, bank będzie mógł zająć należące do Ponaru obligacje skarbowe, na których ustanowiono zastaw.
Gdyby jednak okazało się, że pieniądze z kredytu zostały wydane na zakup akcji Ponaru, to doszłoby do złamania jednego z przepisów kodeksu spółek handlowych, który wyraźnie mówi, że spółka nie może poręczać kredytów na zakup swoich akcji — o ile beneficjentami nie są pracownicy firmy. Tymczasem te 3,1 mln zł wystarczyłoby na zakup akcji Ponaru od PEP.
Zarząd Ponaru nie poinformował o poręczeniu. Niejasne jest też, dlaczego zdecydował się w ten sposób zamrozić oszczędności spółki. Niemal jednocześnie do kilku banków trafiły bowiem wnioski o udzielenie spółce kredytu obrotowego również w kwocie około 3 mln zł.
— Firma nigdy takiego kredytu nie miała, a pomaga on w prowadzeniu działalności. Wnioski były podpisane przez zarząd i główną księgową. Po jakimś czasie przyszły odpowiedzi, że kredytu nie będzie, ponieważ księgowa notarialnie wycofała podpis. Nie wiem, dlaczego tak postąpiła. Przez takie działanie na pewno jednak nadwerężyła zaufanie spółki. Zarząd doszedł do wniosku, że działa ona na szkodę spółki i postanowił ją zwolnić. Z tego powodu postanowiła pójść do prokuratury, razem zresztą z byłym prezesem — wyjaśnia Piotr Głowala.
Jego zdaniem, to przez decyzję pozbawionej pracy księgowej prokuratura postanowiła aresztować szefów spółki, a samo doniesienie było błędne, bo nie miała ona wszystkich dokumentów, a z tych, którymi dysponowała, wyciągnęła mylne wnioski.
Prokuratura podejrzewa, że ze spółki zarząd wyprowadził 700 tys. zł. Te pieniądze miały zostać wykorzystane na zakup akcji Ponaru od jednego z pośredników. Na początku października Dariusz Z. kupił od BGŻ ponad 56 tys. walorów wartości niespełna 1 mln zł.
— Nie wierzę, aby zarząd ukradł ze spółki jakiekolwiek pieniądze. To nieporozumienie — dodaje Piotr Głowala.