Firmy doradcze pojawiają się jak grzyby po deszczu. Wszystko to za sprawą naszego wejścia do Unii.
Kiedy 1 maja 2004 r. Polska przystąpiła do Unii Europejskiej, obiecujące perspektywy finansowe otworzyły się nie tylko przed firmami, które zaczęły korzystać z unijnych pieniędzy, ale także przed doradcami finansowymi. Aby nie pogubić się w gąszczu przepisów i kruczków prawnych, przedsiębiorcy udają się po porady do specjalistów. A ci za swoje usługi nieźle sobie liczą.
Doradcy finansowi, którzy pomagają klientowi w procesie tworzenia wniosku i projektu, nie mogą zagwarantować, że wniosek zostanie pozytywnie rozpatrzony, a jeśli to robią, to tylko w myśl zasady "obiecanki cacanki…". Przyznawanie dotacji unijnych ma charakter konkursowy i jest najzwyklejszą w świecie rywalizacją między przedsiębiorcami. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy już dziesięć innych osób nie wpadło na lepszy pomysł.
Zapłacisz za sukces
— Doradcy już w momencie pierwszego spotkania dokonują kompleksowej analizy możliwości uzyskania finansowania zewnętrznego dla projektu, z którym przychodzi do nas klient. Nie podejmujemy się przygotowywania dokumentacji dla projektów, które z uwagi na swój charakter nie mają szans na pozytywne rozpatrzenie i od razu informujemy o tym klienta. Nie jesteśmy przysłowiową "fabryką wniosków" — wyjaśnia Małgorzata Okularczyk, dyrektor działu projektów rozwojowych w Collect Consulting.
Współpraca z firmą doradczą może przebiegać wielotorowo. Najczęściej doradcy pomagają już na poziomie analizy źródeł i możliwości pozyskania wsparcia na dany projekt, a kończą, gdy dotacja zostaje przyznana lub nie. Jednak coraz częściej firmy doradcze zajmują się zarządzaniem projektem także w czasie jego trwania. Ma to wpływ na ich wynagrodzenie.
— W naszym przypadku wynagrodzenie za usługę jest dwustopniowe. Pierwsza część płacona jest za przygotowaną dokumentację (w momencie jej przekazania bądź złożenia do właściwej instytucji). Druga część wynagrodzenia jest płacona w momencie uzyskania dotacji dla klienta. Firma ponosi ryzyko, uzależniając część swojego wynagrodzenia od ostatecznego wyniku — dodaje Małgorzata Okularczyk.
Doradca w sieci
Okazuje się jednak, że uzyskanie opinii eksperta wcale nie musi wymagać dużych nakładów czasu i pieniędzy. W internecie działają setki serwisów prowadzonych przez "specjalistów od Unii". W wielu przypadkach wystarczy wypełnić bardzo prosty formularz zgłoszeniowy i w kilku słowach przedstawić swój pomysł, a wtedy w niedługim czasie otrzymamy wstępną prognozę dla naszego przedsięwzięcia. Czy taka porada jest wiarygodna i budzi zainteresowanie potencjalnych beneficjentów? Chyba budzi, skoro serwisy mają się nieźle i wciąż nie brakuje chętnych do tworzenia nowych. A może jest to po prostu wybranie zła mniejszego, niż jawi się nim samotne kluczenie w gąszczu zawikłanych sformułowań prawno-ekonomicznych?
Niezależnie od tego, czy zdecydujemy się na wybór doradcy wirtualnego, czy rzeczywistego, warto go sprawdzić — najlepiej pytając o referencje, czy liczbę pilotowanych przez niego (bądź przez nią) projektów, które zostały zatwierdzone i sfinansowane z unijnych pieniędzy.