Poszukiwanie recepty na fabryki bezrobotnych

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2012-09-28 00:00

Wstępna diagnoza jest jasna — uczelnie kiepsko przygotowują do zawodu. Trudniej o leczenie tej choroby.

Czy uczelnie są fabrykami bezrobotnych? Pół roku temu taką tezę rzucił Andrzej Klesyk, szef PZU. Okazuje się, że problem bezrobotnych absolwentów uczelni wyższych nie dotyczy tylko Polski.

Prof. Attylo Celant z Sapienza University w Rzymie mówi, że we Włoszech poszukiwanie pracy po skończeniu studiów wyższych trwa co najmniej dwa lata.

— Wyższe uczelnie nie dają zawodu, dają wykształcenie, a to nie wystarczy na rynku pracy — powiedziała prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow z Uniwersytetu Warszawskiego podczas panelu „Czego biznes oczekuje od uniwersytetów przyszłości”, zorganizowanego w ramach Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie.

Jej zdaniem, to nie uniwersytet powinien uczyć zawodu. Według niej, uczelnia, niezależnie od kierunku, powinna wyposażyć absolwenta w zestaw uniwersalnych umiejętności: prowadzenia projektów, szybkiej adaptacji nowości pojawiających się w świecie, pewności siebie i poczucia własnej wartości.

— Uczelnie prowadzą rozmowy z biznesem od lat, ale nie znajdujemy wspólnego języka, bo nasze korzenie są inne. Biznes rozwija się szybko, a system edukacji tak nas przytłoczył, że nie mieliśmy czasu zastanowić się nad tym, jak do tych zmian się dostosować — mówi prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow.

Efektem tego niedostosowania jest to, że jej doktoranci pracują w bankowości albo firmach konsultingowych, a nie zostają na uczelni. Leszek Czarnecki, jeden z najbogatszych Polaków, który również zajmuje się dydaktyką jako pracownik Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, prowadzi też zajęcia na zagranicznych uczelniach, uspokaja, że z polską edukacją nie jest tak źle. Słabo prezentuje się natomiast szkolnictwo zawodowe.

— Nie obrażając nikogo, powodem jest niska jakość kadry. Jeśli profesor uczy zarządzania, a niczym nie zarządzał, to tak jakby ktoś był instruktorem prawa jazdy, a nigdy nie jeździł samochodem — mówi Leszek Czarnecki. Jego zdaniem, głównym problemem jest zatem jakość kadry. W tej sytuacji rodzi się pytanie, jak skłonić dobrych, żeby zostali na uczelni.

— Przyznam się, że dobrych pomysłów nie mam — mówi Leszek Czarnecki. Czesław Grzesiak, wiceprezes Tesco Polska, ocenia, że absolwentom brakuje uniwersalnych kompetencji: sztuki prezentacji, negocjacji, rozmowy, dyskusji, planowania — również finansowego, analizy i podejmowania decyzji. — Osoba wychodząca ze szkoły wyższej powinna to umieć — mówi Czesław Grzesiak.

Zupełnie inne spojrzenie na relacje uczelnia — biznes prezentuje Arjun Gupta z firmy Telesoft Partners. Powołuje się na doświadczenia zdobyte na Uniwersytecie Stanforda.

— Uniwersytety nie mogą rozwinąć przedsiębiorczości wśród studentów, ale mogą ją wspierać — mówi Arjun Gupta. Stanford robi to w praktyczny sposób. Na uczelni działa szkółka biznesu, gdzie każdy przyszły prawnik, informatyk, ekonomista mogą otworzyć wirtualny biznes i sprawdzić nie tylko umiejętności, ale przećwiczyć odporność na stres i nauczyć się „sztuki upadania”.

Arjun Gupta podkreśla, że ważnym elementem edukacji jest umiejętność akceptowania porażek. Przy Stanfordzie działa też park biznesowo-naukowy, przez który przeszło już 5 tys. spółek, w tym takie firmy, jak Cisco i Yahoo.

— Do udanego aliansu biznesu i edukacji potrzeba jeszcze polityków, którzy kształtują model edukacyjny społeczeństwa — uważa prof. Tadeusz Kulik z Politechniki Warszawskiej.