Czy uczelnie są fabrykami bezrobotnych? Pół roku temu taką tezę rzucił Andrzej Klesyk, szef PZU. Okazuje się, że problem bezrobotnych absolwentów uczelni wyższych nie dotyczy tylko Polski.
Prof. Attylo Celant z Sapienza University w Rzymie mówi, że we Włoszech poszukiwanie pracy po skończeniu studiów wyższych trwa co najmniej dwa lata.
— Wyższe uczelnie nie dają zawodu, dają wykształcenie, a to nie wystarczy na rynku pracy — powiedziała prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow z Uniwersytetu Warszawskiego podczas panelu „Czego biznes oczekuje od uniwersytetów przyszłości”, zorganizowanego w ramach Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie.
Jej zdaniem, to nie uniwersytet powinien uczyć zawodu. Według niej, uczelnia, niezależnie od kierunku, powinna wyposażyć absolwenta w zestaw uniwersalnych umiejętności: prowadzenia projektów, szybkiej adaptacji nowości pojawiających się w świecie, pewności siebie i poczucia własnej wartości.
— Uczelnie prowadzą rozmowy z biznesem od lat, ale nie znajdujemy wspólnego języka, bo nasze korzenie są inne. Biznes rozwija się szybko, a system edukacji tak nas przytłoczył, że nie mieliśmy czasu zastanowić się nad tym, jak do tych zmian się dostosować — mówi prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow.
Efektem tego niedostosowania jest to, że jej doktoranci pracują w bankowości albo firmach konsultingowych, a nie zostają na uczelni. Leszek Czarnecki, jeden z najbogatszych Polaków, który również zajmuje się dydaktyką jako pracownik Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, prowadzi też zajęcia na zagranicznych uczelniach, uspokaja, że z polską edukacją nie jest tak źle. Słabo prezentuje się natomiast szkolnictwo zawodowe.
— Nie obrażając nikogo, powodem jest niska jakość kadry. Jeśli profesor uczy zarządzania, a niczym nie zarządzał, to tak jakby ktoś był instruktorem prawa jazdy, a nigdy nie jeździł samochodem — mówi Leszek Czarnecki. Jego zdaniem, głównym problemem jest zatem jakość kadry. W tej sytuacji rodzi się pytanie, jak skłonić dobrych, żeby zostali na uczelni.
— Przyznam się, że dobrych pomysłów nie mam — mówi Leszek Czarnecki. Czesław Grzesiak, wiceprezes Tesco Polska, ocenia, że absolwentom brakuje uniwersalnych kompetencji: sztuki prezentacji, negocjacji, rozmowy, dyskusji, planowania — również finansowego, analizy i podejmowania decyzji. — Osoba wychodząca ze szkoły wyższej powinna to umieć — mówi Czesław Grzesiak.
Zupełnie inne spojrzenie na relacje uczelnia — biznes prezentuje Arjun Gupta z firmy Telesoft Partners. Powołuje się na doświadczenia zdobyte na Uniwersytecie Stanforda.
— Uniwersytety nie mogą rozwinąć przedsiębiorczości wśród studentów, ale mogą ją wspierać — mówi Arjun Gupta. Stanford robi to w praktyczny sposób. Na uczelni działa szkółka biznesu, gdzie każdy przyszły prawnik, informatyk, ekonomista mogą otworzyć wirtualny biznes i sprawdzić nie tylko umiejętności, ale przećwiczyć odporność na stres i nauczyć się „sztuki upadania”.
Arjun Gupta podkreśla, że ważnym elementem edukacji jest umiejętność akceptowania porażek. Przy Stanfordzie działa też park biznesowo-naukowy, przez który przeszło już 5 tys. spółek, w tym takie firmy, jak Cisco i Yahoo.
— Do udanego aliansu biznesu i edukacji potrzeba jeszcze polityków, którzy kształtują model edukacyjny społeczeństwa — uważa prof. Tadeusz Kulik z Politechniki Warszawskiej.