Pożegnanie z Zieloną Wyspą

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2010-10-15 00:00

W irlandzkich urzędach rejestruje się w rok tylu pracowników znad Wisły,

Emigracja zarobkowa Polaków do Irlandii prawie ustała

W irlandzkich urzędach rejestruje się w rok tylu pracowników znad Wisły,

ilu do niedawna w miesiąc.

Irlandia przestała być miejscem masowej emigracji Polaków. Jak wynika z danych tamtejszego Ministerstwa Opieki Społecznej, liczba przybywających na Zieloną Wyspę pracowników z Polski spada w lawinowym tempie. Od początku roku do końca września irlandzka administracja nadała naszym rodakom niespełna 7 tys. numerów PPS (odpowiednik polskiego NIP). To o 40 proc. mniej niż w takim samym okresie ubiegłego roku. Przed kryzysem tylu rejestracji irlandzkie urzędy dokonywały w miesiąc.

Poturbowany tygrys

Obecnie średnio w miesiącu rejestruje się w Irlandii około 800 nowych pracowników z Polski. Nadal jesteśmy narodem najliczniej zasilającym tamtejszy rynek pracy (nieznacznie wyprzedzamy Brytyjczyków), ale skala zjawiska napływu polskich imigrantów jest nieporównywalna z poprzednimi latami. W rekordowym 2006 r. numer PPS otrzymało więcej Polaków niż Irlandczyków (94 tys. wobec 81 tys.).

— Rok 2010 był pierwszym od dawna, kiedy z Irlandii więcej pracowników wyjechało niż tu przyjechało. Spodziewamy się, że w 2011 i 2012 r. ta tendencja się nasili — grono zagranicznych pracowników będzie kurczyć się o 50 tys. rocznie. Nie mamy prognoz dotyczących samych Polaków, ale z pewnością ta grupa nie będzie wyłamywać się z ogólnej tendencji — mówi John Beggs, główny ekonomista AIB, największego banku Irlandii.

Przyczyny zniechęcenia Polaków do Irlandii to głównie problemy gospodarcze Zielonej Wyspy. Kraj uznawany niedawno za tygrysa Europy, rozwijający się w połowie dekady w tempie 5-6 proc. rocznie, doświadcza dziś jednej z najgłębszych recesji na kontynencie. W 2009 r. gospodarka skurczyła się o 7,9 proc., a w bieżącym roku nie doczekała się odbicia. Trzy lata temu stopa bezrobocia wynosiła niespełna 5 proc., dziś sięga już prawie 14 proc.

— Choć dno kryzysu mamy już za sobą, miejsc pracy cały czas ubywa — zaznacza John Beggs.

Problemy gospodarcze to przede wszystkim skutek przegrzania gospodarki. Wprowadzenie euro obniżyło koszt kredytów, a to nakręciło konsumpcję i nadmuchało bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości. Ceny dynamicznie szły w górę, aż do przełomu 2007 i 2008 r., kiedy bańka z hukiem pękła i ceny gwałtownie spadły. To z kolei zachwiało sektorem bankowym Irlandii, na co nałożył się pod koniec 2008 r. wybuch kryzysu finansowego na świecie. Wywołana w ten sposób recesja i konieczność ratowania irlandzkich banków spowodowały, że posypały się irlandzkie finanse publiczne. W 2010 r. deficyt ma wynieść 32 proc. PKB (wobec 7,8 proc. w Grecji), głównie z powodu konieczności wpompowania kapitału w bank AIB.

— Gospodarka będzie potrzebowała sporo czasu, żeby wydostać się z kłopotów —mówi John Beggs.

W domu najlepiej

Polacy przestali traktować Irlandię jako raj dla pracowników także dlatego, że względnie poprawiło się na rynku pracy w Polsce.

— Sytuacja gospodarcza jest mniej stymulująca do emigracji niż w pierwszych latach po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Wynagrodzenia w kraju wyraźnie od tego czasu wzrosły, dzięki czemu dysproporcja zarobków w Polsce i Irlandii się zmniejszyła — mówi Karolina Sędzimir-Domanowska, ekonomistka PKO BP.

W dodatku nasz rynek pracy okazał się w kryzysie stabilniejszy niż irlandzki — wzrost bezrobocia był u nas znacznie słabszy. Branża pośrednictwa pracy twierdzi, że nie tylko zatrzymało to pracowników w Polsce, ale też skłoniło część emigrantów do powrotu (choć nie ma żadnych aktualnych oficjalnych statystyk na temat reemigracji).

— Do polskich pracowników docierały doniesienia, że Polska jest jednym z krajów, które najsłabiej odczuły kryzys. Niektóre osoby mogły dojść do wniosku, że jest to dobry moment na sprawdzenie, jak wygląda obecnie polski rynek pracy — twierdzi Elżbieta Flasińska z Grupy Pracuj.

Już tak zostanie

Przeciwko wyjazdom z Polski przemawia też demografia — potencjalnych emigrantów jest coraz mniej. Na wyjazd z kraju najczęściej decydują się ludzie młodzi, tymczasem osoby z wyżu demograficznego (rocznik 1983) mają już za sobą okres wchodzenia w wiek produkcyjny.

— Dziś na rynek pracy wkracza mniej młodych pracowników niż w okresie masowej emigracji do Irlandii — tłumaczy Karolina Sędzimir-Domanowska.

Eksperci przekonują, że po kryzysie nie należy spodziewać się powrotu fali wyjazdów, bo mniej jest osób, które mają nóż na gardle i muszą szukać pracy za granicą.

— Emigracja zarobkowa jest wyjątkowo trudna. Zwykle skutkuje zmianą środowiska, kłopotami rodzinnymi oraz problemami asymilacyjnymi po powrocie. Odsetek osób wybierających taką drogę bez bezpośredniego przymusu finansowego jest dość niski — przekonuje Marceli Smela, dyrektor generalny IT Kontrakt, firmy z branży outsourcingu kadr IT.

Ekonomiści z Irlandii też nie spodziewają się ponownego masowego napływu pracowników z Polski.

— Nic nie wskazuje na to, by sytuacja na rynku pracy miała się poprawić i zachęcać obcokrajowców do przyjazdu. W gospodarce jeszcze długo będzie panować stagnacja. Nie widać czynników, które mogłyby stymulować powstawanie nowych miejsc pracy — ostrzega John Beggs.

Jego bank prognozuje bardzo powolny spadek bezrobocia w najbliższych latach. W grudniu 2010 r. ma wynosić 13,7 proc., na koniec 2011 r. — 13,5 proc., a rok później — 13 proc.