Pracownicy z Międzyzwiązkowego Komitetu Pracowników Huty Łaziska, od środy blokujący budynek zarządu i bramy zakładu, zakończyli w piątek akcję, po spotkaniu z właścicielem firmy, który poinformował ich o przygotowaniach do ogłoszenia upadłości huty.
"Właściciel poinformował nas, że nie ma więcej pieniędzy i od poniedziałku pracownicy zaczną przygotowywać wniosek o upadłość. Jeśli w międzyczasie uda się znaleźć prąd po możliwej do przyjęcia cenie, można ten wniosek wycofać" - powiedział PAP wiceprzewodniczący zakładowej "Solidarności" Jerzy Borowski.
Choć pracownicy przyznają, że szanse na uratowanie zakładu są nikłe, to nie zamierzają jeszcze składać broni. "W poniedziałek zaczniemy pisać do posłów, ministrów, może coś pomogą. Ten, kto uratowałby hutę może być pewny, że zagłosują na niego całe Łaziska" - dodał Borowski.
Protestujący podkreślają, że sytuacja około tysiąca rodzin pracowników samej huty i firm z nią kooperujących jest dramatyczna. Od lutego huta nie pracuje z powodu braku prądu, załoga jest na tzw. postojowym, trwa procedura zwolnień grupowych dla kilkuset osób. Przedstawiciele huty przyznają, że w kasie zakładu nie ma pieniędzy, a szanse na jego uruchomienie są niewielkie.
Dostarczający go Górnośląski Zakład Elektroenergetyczny - GZE (obecnie Vattenfall Distribution) odłączył prąd po tym, gdy huta - powołując się na wyrok sądu - odmówiła mu płacenia za energię po stawkach rynkowych. Spór zakończył się wyrokiem warszawskiego Sądu Apelacyjnego z 25 lipca, stwierdzającym wygaśnięcie podstawy, na którą powoływała się huta.
Huta, aby móc zarabiać na siebie, musiałaby kupować energię za ok. 75 proc. ceny rynkowej, ponadto ewentualni kontrahenci oczekują płatności za prąd w trybie przedpłat.
Huta Łaziska, to jedyny w Polsce producent żelazostopów dla hut i odlewni; zakład należy również do największych krajowych odbiorców energii elektrycznej; zużywa ok. 1 proc. krajowej produkcji prądu. W ubiegłym roku przychody spółki wyniosły ok. 250 mln zł, straty - ok. 40 mln zł.