Niedawno miałem okazję obejrzeć po raz setny kultową komedię romantyczną „Pretty Woman” z Julią Roberts i Richardem Gere w rolach głównych. Kiedyś oglądałem, bo był to ulubiony film mojej siostry i mamy, dziś towarzyszy mi żona. Córka jest za mała. To współczesna historia Kopciuszka rozgrywająca się w brutalnym świecie wielkiego biznesu i Hollywood.

Nie o Kopciuszku jednak chciałem napisać, lecz o współczesności. To słowo użyte w kontekście „Pretty Woman” trąci już trochę myszką. Film miał premierę w 1990 r., a ja — oglądając go po raz setny — skupiłem się tym razem na czymś, na co wcześniej tak bardzo nie zwracałem uwagi — na nowych technologiach.
Zapracowany milioner Edward Lewis, grany przez Gere’a, pewnego wieczoru, mając u boku piękną Vivian Ward, w którą wcieliła się Roberts, próbuje zdobyć jakieś dane z giełdy w Azji, korzystając ze starego telefonu stacjonarnego. Gdzieniegdzie w filmie pokazywane są olbrzymie telefony komórkowe tak, jak gdyby była to technologia niemal kosmiczna. Króluje oczywiście papier, poranna lektura dużej płachty gazety, a interesy robi się w starym stylu. Nie ma wielkich ekranów dotykowych, błyszczących smartfonów, ani tym bardziej rzeczywistości rozszerzonej, gogli i hologramów.
Trzeba było podnieść staroświecką słuchawkę w hotelowym telefonie stacjonarnym i wydobyć od współpracowników dane giełdowe. Dziś Edward Lewis skorzystałby z aplikacji agencji Bloomberg albo wszedł na MarketWatch czy coś takiego. Świat się zmienił. Banał?
Wieczór z „Pretty Woman” zbiegł się u mnie w czasie z głośnymi premierami smartfonów z giętkimi, zginanymi, czy też składanymi, elastycznymi ekranami. Jak zwał, tak zwał. W dużym uproszczeniu chodzi o to, że producenci gadżetów po latach pracy stworzyli dużo cieńszy ekran, który można wyginać i składać. Powstała więc nowa generacja smartfonów, które są wprawdzie nieco grubsze od tradycyjnych modeli, ale po rozłożeniuoferują większą powierzchnię wyświetlania. Innymi słowy, milioner Lewis z „Pretty Woman” zobaczyłby wykres z Tokio razem z pakietem innych przydatnych danych.
Pierwszą firmą, która pokazała taki smartfon, jest koreański Samsung. Model Galaxy Fold ma trafić do sprzedaży na przełomie kwietnia i maja w cenie 2 tys. USD, czyli znacznie wyższej niż koszt nawet najdroższych tradycyjnych smartfonów. „Składaka” o nazwie Mate X zaprezentował także chiński gigant Huawei. W sieci można zobaczyć również prototypy innych producentów, w tym Xiaomi, nazywanego czasem „chińskim Apple”. Koncern z nadgryzionym jabłkiem w logo też nie próżnuje i plotki głoszą, że przygotowuje swój „iSkładak”.
Tim Cook, prezes Apple’a i następca Steve’a Jobsa, po słabszych od oczekiwań wynikach obiecuje nowości i zapewnia, że jest optymistą w sprawie przyszłości firmy. Inwestorzy napierają, bo iPhone nie jest już o kilka długości przed konkurencją, ale co najwyżej ściga się jak równy z równym z całym zestawem chińskich i koreańskich smartfonów, choć nie brakuje też głosów, że ostatnio jest odrobinę w tyle. Cook w rozmowie z inwestorami powiedział, że producent iPhone’a „sadzi nasiona”, a przyszłe produkty nas powalą. Trudno określić, czy to blef, dobra mina do złej gry, czy też Apple rzeczywiście mógł zrobić coś tak spektakularnego jak smartfon z dotykowym ekranem ponad 10 lat temu.
Nikt dziś nie wie, czy klienci polubią smartfony ze składanymi ekranami, ale pewne jest, że w kolejnych latach będą one pewnie coraz smuklejsze, lżejsze, piękniejsze i tańsze. A za 30 lat, czyli prawie 60 lat po premierze „Pretty Woman”, to już naprawdę trudno przewidzieć, jak będą wyglądały smartfony, jeśli w ogóle jeszcze takie urządzenia będą w użytku. Łatwiej przewidzieć, co stanie się z nami.