Podstawowym założeniem utworzonego w 1960 r. sojuszu o nazwie OPEC było kontrolowanie cen rynkowych ropy naftowej przez zarządzanie podażą. Kiedy produkcja jest za duża, kurs baryłki spada i korzystają z tego wyłącznie konsumenci. Państwa utrzymują więc wydobycie w ryzach, aby zmaksymalizować marżę. Tak powinno być w teorii, bo — jak wskazują najnowsze dane — praktyka jest nieco inna.
Konflikt narasta
Na początku czerwca członkowie OPEC spotkali się, aby omówić plany na kolejne miesiące. Postanowili przedłużyć zbiorcze cięcie podaży wprowadzone kilka kwartałów temu do końca 2024 r., by od przyszłego roku rozpocząć stopniowe przywracanie wydobycia do stanu sprzed kilku lat. To ukłon w stronę Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które postraszyły wystąpieniem z sojuszu w przypadku braku zgody na zwiększenie produkcji.
Frustracja Zjednoczonych Emiratów Arabskich wynika z dwóch powodów. Po pierwsze — jest to państwo, którego około 30 proc. mocy produkcyjnych jest niewykorzystanych, co jest rekordem, jeśli chodzi o członków OPEC. Po drugie — wielu producentów ignoruje wspólnie przyjęte założenia i produkuje ropę na potęgę, a nie spotykają ich za to żadne konsekwencje. Korzystają z wyższych cen, które rosną dlatego, że Zjednoczone Emiraty Arabskie czy np. Arabia Saudyjska wydobywają mniej surowca.
Władze OPEC są w tej kwestii bezradne. Apelują o jedność i przypominają, że działalność sojuszu jest efektywna tylko wtedy, kiedy wszyscy stosują się do zaleceń. Podkreślają, że kiedy dane państwo postanowi sprzedać więcej ropy, niż się zobowiązało, okresowo uda mu się więcej zarobić, ale w długim terminie spowoduje to załamanie cen, na którym stracą wszyscy producenci.
Buntownicy z wyboru
Sprawa przypomina aferę w szkole podstawowej między łatwowiernym nauczycielem a kilkoma krnąbrnymi i sprytnymi uczniami. Największym buntownikom — Irakowi i Kazachstanowi — OPEC dawał wiele ponagleń i dodatkowych szans. Władze organizacji podkreślały, że jest możliwość odkupienia win i obniżenia wydobycia nawet dawno już po ustalonym terminie.
Irak i Kazachstan nie tylko zgodziły się ostatecznie dokonać opóźnionych cięć, ale też dobrowolnie powiększyć ich rozmiar. Brzmiało to bardzo obiecująco, bo zmiany miały zostać wprowadzone już w czerwcu. Z danych Bloomberga wynika jednak, że w ubiegłym miesiącu Irak zmniejszył dzienną produkcję tylko o 30 tys. baryłek (miało być 280 tys.), a Kazachstan o kilka tysięcy ją zwiększył. Oba państwa spotkała największa krytyka, ale co ciekawe, nie spoczywa na nich cała wina za o wiele większą globalną produkcję OPEC niż planowana.
W czerwcu państwa OPEC wydobywały średnio 26,98 mln baryłek ropy dziennie, o 80 tys. mniej niż w poprzednim miesiącu. Kierunek zmian jest dobry, ale rozmiar zdecydowanie za mały, gdyż różnica wynikała przede wszystkim z mniejszej produkcji Iraku i Nigerii, które są mocno w tyle, jeśli chodzi o stosowanie się do ustaleń i nadal produkują zdecydowanie za dużo. Kilka dużych państw, np. Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Rosja, wbrew planom utrzymało w czerwcu produkcję na niezmienionym poziomie.
Na cztery łapy
Teoretycznie znacznie większa od oczekiwanej produkcja OPEC powinna wywołać spadek kursu. W ostatnich dniach rzeczywiście widać lekkie załamanie cen wynikające właśnie ze wspomnianych wcześniej danych, ale notowania nadal są dość wysoko i znacznie wyżej niż miesiąc temu. Wynika to z kilku powodów.
Duże znaczenie ma sezonowość — zazwyczaj w wakacje popyt na ropę jest większy, więc inwestorzy uwzględniali ten ruch w cenach już w ostatnich tygodniach roku szkolnego. Pewną rolę grają też obawy o pogodę, bo w USA, a szczególnie w bogatym w ropę stanie Teksas straszy huragan Beryl, który zasiał już spustoszenie w Zatoce Meksykańskiej.
Wątek amerykański jest też godny uwagi w kontekście podaży. USA są największym producentem ropy spoza OPEC. Same mogą więc ustalać rozmiar produkcji, co często grozi stabilności cen rynkowych z powodu wielu czynników, np. chęci realizacji celów politycznych (wyższe wydobycie, by ceny paliwa były niższe przed wyborami) lub reakcji na zawirowania geopolityczne (gdy z powodu kryzysu lub wojny ceny globalne ropy rosną, to państwo wypuszcza na lokalny rynek surowiec z własnych zapasów). W ostatnich tygodniach dominowały obawy o niski stan zapasów w USA, co dołożyło się do wzrostu notowań ropy brent i WTI. Ceny wspierały też oczekiwanie bardziej gołębiego Fedu.
Zagadką pozostaje to, jak ostatnie tygodnie kampanii prezydenckiej oraz ostateczny wybór prezydenta USA wpłyną na rynek ropy, bo w tej kwestii jest szansa na zaskoczenia. W przypadku OPEC ciekawe może być to, jak Arabia Saudyjska, która jest dominującym członkiem sojuszu, będzie próbowała wpłynąć na nieposłusznych producentów. Teoretycznie cena baryłki ropy brent jest stosunkowo wysoka — w okolicach 85 USD, natomiast aby w pełni zrealizować ambitne plany gospodarcze, Arabia Saudyjska potrzebuje sprzedawać surowiec po 100 USD.

Kraje OPEC+, które zobowiązały się do ograniczeń podażowych, wciąż nie wypełniają ustaleń wbrew wcześniejszym zapowiedziom. Złamane obietnice nie odgrywają teraz istotnej roli na rynku ropy dzięki pozytywnym nastrojom związanym z oczekiwaniem sporego popytu, spadkiem zapasów w USA i ekstremalnymi warunkami pogodowymi. To może jednak wkrótce się zmienić, szczególnie że w czerwcu produkcja ropy naftowej wraz z kondensatami wzrosła o 4 proc. — do 7,24 mln ton, a samej ropy produkowano dziennie 1,538 mln baryłek, o 70 tys. więcej od założeń OPEC. Warto odnotować, w którym kierunku idzie trend — w maju założenia zostały przekroczone o 40 tys. baryłek, czyli nieco mniej. Nadprodukcja ma zostać zrekompensowana do września 2025 r., ale rzeczywistość dotychczas była całkowicie odmienna od zapisów na papierze.
Wkrótce spodziewamy się kilku obniżek stóp procentowych w strefie euro i pierwszego ruchu Fedu powodujących wzrost popytu na ropę. Pozytywnie wpłyną na ceny surowca również Chiny i Indie. Państwo Środka stopniowo publikuje lepsze dane makroekonomiczne w ujęciu r/r, a gospodarka Indii rośnie w bardzo wysokim tempie. Czynnikiem przemawiającym za wzrostem ceny ropy jest rosnąca liczba lotów międzynarodowych. Globalny popyt na podróże lotnicze wrócił do poziomu sprzed pandemii — w tym roku przewidywana jest rekordowa liczba pasażerów. Uważamy, że cena ropy brent w najbliższych miesiącach będzie się utrzymywać w przedziale 85-95 USD.