Wielka Brytania w efekcie brexitu stopniowo wprowadza kolejne ograniczenia w handlu z krajami Unii Europejskiej (UE). Od początku przyszłego roku brytyjscy importerzy będą musieli z wyprzedzeniem zgłaszać transport ładunków z towarami pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Zostanie wprowadzony również zakaz importu z UE niektórych produktów żywnościowych.

Wyjątkowa okazja
Natomiast UE już 1 stycznia 2021 r. wprowadziła pełne obostrzenia, traktując wszelkie towary z Wielkiej Brytanii jako pochodzące z kraju trzeciego, ale z podpisaną umową o wolnym handlu.
– Brytyjczycy są jednak skazani na import towarów. Świadczy o tym chociażby fakt, że produkcja przemysłowa to około 8,5 proc. brytyjskiego PKB, podczas gdy w Polsce ten wskaźnik sięga 17 proc., a w Niemczech - 20 proc. Wniosek? Po brexicie to gospodarka Wielkiej Brytanii bardziej potrzebuje dobrej współpracy z dostawcami unijnymi niż na odwrót. I tu właśnie pojawia się okazja dla polskich eksporterów, by wykroić dla siebie większy niż dotychczas kawałek eksportowego tortu. Szansa, która zdarza się raz na pokolenie – przekonuje Michael Dembinski, główny doradca w Brytyjsko-Polskiej Izbie Handlowej (BPCC)
Z danych wynika, że polskie firmy już tę szansę wykorzystują. Wartość eksportu od stycznia do września 2021 r. w porównaniu z tym samym okresem w 2019 r. spadła w przypadku Niemiec o ponad 21 proc., Francji – o 37 proc., a Holandii – o 41 proc. W przypadku Polski spadek wyniósł 11,5 proc.
– Słaby złoty to nie jedyna odpowiedź na pytanie o powody tego zjawiska. Nie można bowiem lekceważyć wątku psychologicznego i determinacji polskich przedsiębiorców. Wielu z nich dobrze pamięta warunki prowadzenia biznesu sprzed wejścia Polski do UE w 2004 r. Dla nich nowe procedury wprowadzone po brexicie to w dużej mierze powrót do tego, co już znają. Tymczasem działający od kilkudziesięciu lat wyłącznie w warunkach jednolitego rynku eksporterzy z krajów Europy Zachodniej często rezygnują z Wielkiej Brytanii, skupiając siły na pozostałych państwach wspólnoty. A potrzeby brytyjskich konsumentów wcale nie spadają – uważa Jakub Makurat, menedżer w firmie Ebury.
Co sprzedawać na Wyspy
Na Wyspy eksportujemy przede wszystkim żywność. Jeśli chodzi o tę kategorię produktów, Wielka Brytania jest dla nas drugim pod względem wielkości rynkiem eksportowym.
– Polskie produkty są coraz bardziej rozpoznawalne i cenione przez brytyjskich konsumentów, a słowo „pierogi” nie wymaga już tłumaczenia na angielskie „dumplings”. Bardzo często polskie towary trafiają do sieci największych supermarketów i są sprzedawane pod ich markami własnymi – mówi Michael Dembinski.
Ważne są także maszyny i urządzenia. Szanse na wzrost sprzedaży w Wielkiej Byrtanii mają ponadto meble, okna, kosmetyki oraz produkty dla branży budowlanej.
– Część rynku dla polskich firm stworzyli również sami pośrednicy z Europy Zachodniej, którzy wcześniej kupowali nasze towary, żeby eksportować je dalej na Wyspy. Po wycofaniu się tych osób z handlu z Wielką Brytanią, dla rodzimych przedsiębiorców otworzyły się większe szanse na samodzielną sprzedaż i tym samym wyższe marże – uważa Jakub Makurat.
Obecnie sporym plusem współpracy z Wielką Brytania jest to, że tamtejszym importerom w obliczu realnej groźby ograniczenia dostaw coraz bardziej zależy na dobrych relacjach z unijnymi dostawcami i budowaniu wiarygodności. Tym bardziej, że i brexit i pandemia przyczyniły się do fali upadłości na Wyspach. W efekcie brytyjscy kontrahenci szybciej opłacają faktury.
– Boją się, że jeśli nie zapłacą na czas, to sprzedawcy natychmiast odetną ich od kolejnych dostaw. Tymczasem brak towaru dla firmy handlowej oznacza zawieszenie działalności i w efekcie upadłość. Dlatego dzisiaj można liczyć na szybkie wywiązywanie się Brytyjczyków ze zobowiązań – mówi Katarzyna Kowalska, wiceprezes Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych.
Jej zdaniem prawdopodobnie to jest właśnie powód spadku liczby spraw zgłaszanych do windykacji przez polskich eksporterów wobec brytyjskich importerów.