Złe doradztwo może kosztować firmę utratę pozycji rynkowej
„Puls Biznesu”: Zgadza się pan z tezą, że w IT nastąpiło przesunięcie punktu ciężkości – z towaru na doradztwo? Michał Iwan, dyrektor zarządzający F-Secure w Polsce:
Rzeczywiście, marże uzyskiwane z produktów są dużo niższe niż z usług, w tym z konsultingu. To tendencja ostatnich kilka lat. Dlatego nawet znaczący producenci IT mają już w ofercie nie tylko sprzęt czy oprogramowanie, ale też np. doradztwo i szkolenia. Ta zmiana wynika z rosnącej świadomości klientów korporacyjnych. Już chyba wszyscy rozumieją, że nawet najlepszy i najdroższy system informatyczny nic nie znaczy, jeśli pracownicy nie umieją go obsługiwać albo gdy nie pasuje do specyfiki i potrzeb danego przedsiębiorstwa.
A w samym konsultingu są jakieś nowości?
W ostatnich pięciu latach doradztwo koncentrowało się głównie na produkcie. Teraz rozszerza się na aspekt biznesowy, czyli dotyczy tego, jak dane rozwiązanie informatyczne zmieni poszczególne działania firmy. Inna nowość: kiedyś próbowano dopasować instytucję biznesową lub publiczną do systemu IT, dziś to oprogramowanie ma doskonale przystawać do jej specyficznej struktury, organizacji i działalności. Oczywiście, do tego potrzebna jest solidna analiza potrzeb przedsiębiorstwa i tego, jak funkcjonuje i z czego żyje.
Ale nawet najlepiej dopasowane do firmy technologie wymuszają na niej daleko idącą elastyczność.
Jedną z konsekwencji wdrożeń może być zmiana kompetencji pracowników, a nawet ich funkcji i stanowisk. Mogą się zdarzyć sytuacje, że nowy system będzie oznaczał dla niektórych osób zbyt duże wyzwanie. A wtedy firmy powinny rozważyć, czy nie zwolnić niektórych ludzi i nie zatrudnić w ich miejsce fachowców o większym potencjale lub bardziej otwartych na zmiany.
Z czego jeszcze może wynikać niechęć tzw. korporacyjnych dołów do nowinek technologicznych?
Drugą naturą człowieka jest przyzwyczajenie. Znaczące zmiany na ogół uruchamiają w nas mechanizm negacji. W każdej nowości doszukujemy się raczej problemów niż korzyści. Dlatego ciągle powtarzam, że nie wystarczy rozesłać do wszystkich pracowników e-maila z informacją, że mamy nowy system. Trzeba im pokazać, jak wprowadzone rozwiązanie ułatwi im uzyskiwanie lepszych wyników – i to często przy niższym nakładzie czasu i pracy. Złe, niepełne doradztwo może kosztować firmę utratę pozycji rynkowej, a nawet doprowadzić do upadku.
O efektywności wdrożenia decyduje zarówno aspekt technologiczny, jak i ten związany z edukacją, konsultingiem?
Sęk w tym, że pod hasłem redukcji kosztów niektóre firmy chętnie wykreślają z projektu takie elementy jak doradztwo i szkolenia. A są to oszczędności pozorne. Bo system wykorzystywany nieprawidłowo lub w niedostatecznym stopniu nie przyniesie przedsiębiorstwu spodziewanych korzyści. Czasem kierownictwo dopiero po czasie zaczyna rozumieć konieczność przyuczenia personelu. Wtedy ponownie zaprasza ekspertów z firmy wdrożeniowej. Albo prosi o pomoc własne działy informatyczne, choć te mają mnóstwo innej roboty.
Przeciążone działy IT witają zewnętrznych konsultantów z otwartymi rękami?
Nie zawsze. Nowy system może odciążyć firmowych informatyków, ale dopiero wtedy, gdy będzie już dobrze funkcjonował. Na etapie wdrożenia specjaliści z wewnętrznych działów IT mają dużo więcej pracy niż zwykle.
Nie dziwi obecność doradców w dużych korporacjach. Ale co mają do roboty w małych przedsiębiorstwach?
Im firmy są mniejsze, tym bardziej potrzebują zewnętrznych doradców. Właściciele tych przedsiębiorstw, bez względu na kompetencje i predyspozycje, zajmują się wszystkim. Są kadrowcami, marketingowcami, przedstawicielami handlowymi, a nawet — oczywiście w cudzysłowie — inżynierami IT. Warto, by zarządzanie komputerami pracowników oddali w fachowe ręce.