Kto wyczekiwał przetargu na moce szczytowe, wyczekiwał na próżno.
— Postanowiliśmy zmienić formułę. Zamiast budować bloki gazowe, jak zakładał pierwotny plan, analizuję możliwość wydłużenia funkcjonowania istniejących, starych, bloków węglowych — mówi Henryk Majchrzak, prezes PSE Operator, który zajmuje się przesyłem energii elektrycznej.
Nad przetargiem PSE Operator pracował już od dawna. Jego cel był jasny: zaradzić klasycznemu problemowi w godzinach szczytu, czyli zbyt małej podaży energii elektrycznej w stosunku do zapotrzebowania. Pomóc miała budowa dwóch bloków gazowych o mocach 200-250 MW za około 2 mld zł. Miały być gazowe, bo mają krótszy czas uruchamiania. Ale okazały się za drogie.
— Nie jesteśmy gotowi do wydania tak dużych pieniędzy na bloki, które będą pracować tylko 200 godzin w roku. Ponadto, jako operator systemu przesyłowego, z naturalną rezerwą podchodzimy do inwestycjiw wytwarzanie — wyjaśnia Henryk Majchrzak.
Dlatego poważnie rozważany jest alternatywny scenariusz, czyli przedłużenie życia starym blokom węglowym, które miały zostać wyłączone w 2015 r. PSE Operator płaciłby za ich utrzymanie jeszcze przez 3-5 lat po tej dacie.
— Po pierwsze — to tańsza opcja, po drugie — zyskamy dostęp do kilkakrotnie większych mocy, a po trzecie — są chętni — wylicza Henryk Majchrzak. Prezes podkreśla, że będzie rozmawiać ze wszystkimi graczami na rynku. Nieoficjalnie mówi się, że zainteresowane mogą być państwowe PGE (ma w portfelu wiekową Elektrownię Dolna Odra) i Tauron.