Takiej emisji jeszcze nie było. I zdaniem zagranicznych bankierów inwestycyjnych nie miała prawa się zdarzyć. A jednak polskie instytucje, w tym głównie TFI, a także inwestorzy zagraniczni objęli wartą 2,25 mld zł emisję papierów dłużnych PZU, plasowaną na lokalnym rynku. Ubezpieczyciel wypuścił obligacje, by załatać lukę, powstałą po opłaceniu akcji Pekao. Wskaźnik wypłacalności spadł po niej do około 180 proc. Emisja podniesie go znów powyżej 200 proc.

— Chcieliśmy przywrócić kapitał na możliwie najbardziej bezpieczny poziom. Temu służy emisja. Bankierzy radzili nam, by przeprowadzić ją na rynku międzynarodowym w euro, bo w Polsce rynek jest za płytki i takich instrumentów nie ma. Emisja zagraniczna nie odpowiadała nam jednak ze względu na to, że za Pekao płacimy w złotych, mielibyśmy więc ryzyko walutowe przez 10 lat. Ponadto musielibyśmy zapłacić premię w wysokości 400- 500 pkt. baz. — mówi Paweł Surówka, prezes Grupy PZU. W Polsce emisję uplasowano z marżą 180 pkt. baz. ponad WIBOR6M. Da to 200 mln oszczędności w ciągu pięciu lat — bo właśnie za tyle lat PZU obiecuje wykupić obligacje, choć formalnie mają 10-letni termin do wykupu.
Tomasz Kulik, członek zarządu i CFO PZU, przyznaje, że różnica w kosztach wynika m.in. z tego, że ubezpieczyciel z taką emisją wyszedłby na rynek pierwszy raz. — PZU w Polsce i w Europie to zupełnie inna historia. Na rynku długu trzeba ją budować praktycznie od zera. Mamy też taki rating, jaki mamy [A– od S&P z perspektywą negatywną — ], i przez jego pryzmat jesteśmy postrzegani, niezależnie od przyczyn. Na polskim rynku możemy się z tego wyzwolić, bo każdy wie, co to jest PZU — mówi Tomasz Kulik. — Jesteśmy traktowani przez inwestorów zagranicznych jak rynek wschodzący. Za to trzeba płacić i niektórzy płacą — dodaje Paweł Surówka.
Menedżerowie PZU podkreślają dodatkowe korzyści, wynikające ze wzmocnienia kapitałów: lepszą pozycję w rozmowach z reasekurantami, co przełoży się na wyniki finansowe, oraz brak ryzyka uszczuplenia dywidendy. W czwartek WZA uchwaliło wypłatę w wysokości 1,40 zł na akcję. Te pieniądze trafią też do kieszeni inwestorów indywidualnych, ale na emisję publiczną długu PZU nie mają oni co liczyć.
— Jestem przekonany, że w ofercie publicznej moglibyśmy uplasować obligacje podporządkowane, ale uważamy, że taki instrument powinien być w rękach instytucji. Zbyt duże jest ryzyko tego, że papiery trafiłyby do osób, które nie do końca rozumieją ich charakter — mówi Paweł Surówka.
OKIEM EKSPERTA
Obligacje specjalne
MICHAŁ SADRAK, Obligacje.pl
Obligacje podporządkowane to specjalny rodzaj papierów dłużnych, ponieważ daje niektórych emitentom — zwykle bankom, a od kilku dni także ubezpieczycielom — prawo do zaliczenia wpływów z emisji do funduszy własnych. Innymi słowy, obligacje te umożliwiają poprawę adekwatności kapitałowej banków czy towarzystw ubezpieczeniowych. Co do zasady, są to papiery oferujące wyższy dochód, który ma odzwierciedlać na ogół dłuższy okres spłaty, a przede wszystkim wyższe ryzyko, bo w razie upadłości lub likwidacji emitenta nabywcy takich papierów znaleźliby się na końcu listy wierzycieli do zaspokojenia. Ponadto w przypadku banków dochodzi ryzyko przymusowej restrukturyzacji na mocy stosunkowo nowego prawa, które na potrzeby ratowania zagrożonej instytucji daje możliwość sięgnięcia do kieszeni właścicieli i niektórych wierzycieli, w tym posiadaczy obligacji podporządkowanych. W przypadku inwestorów detalicznych istnieje więc duże prawdopodobieństwo niedoszacowania ryzyka przy zakupie długu podporządkowanego. Jest to kwestia szczególnie dyskusyjna przy emisjach podmiotów z udziałem skarbu państwa. Ostatecznie sama oferta PZU może być dla inwestorów indywidualnych ciekawym benchmarkiem dla innych serii długu podporządkowanego, emitowanego dotychczas przez banki. To też przykład, który pokazuje, w jaki sposób rating wpływa na wycenę emisji.