Podsumowujący rok 2025 szczyt Rady Europejskiej (RE) w Brukseli zakończył się w piątek o trzeciej nad ranem, ale konkluzje noszą datę wyłącznie czwartkową, 18 grudnia. Przez cały weekend trwało polityczne i medialne roztrząsanie ich treści, obejmującej 30 punktów. Konkluzje RE z definicji są dokumentem czysto politycznym, odpowiednikiem znanych nam z dziejów PRL uchwał komitetu centralnego rządzącej partii. Pisane są przepojonym szczytnymi ogólnikami unijnym slangiem, zawierają wiele chciejstwa i doniosłych pseudoodkryć. Przykładowo zacytuję punkt 29 z takim górnolotnym przesłaniem: „RE przypomina o tym, jak ważne jest wzmacnianie demokratycznej odporności Europy”. W celu jednomyślnego uchwalenia takich komunałów zjeżdża się fizycznie co kwartał (zwykle częściej) 27 premierów/prezydentów – tych drugich jest tylko kilku – z orszakami dworzan, zaś okruchami informacji z pańskiego stołu żywi się cały pułk akredytowanych mediów.
W konkluzjach RE trafiają się jednak zapisy, w których każde słowo jest naprawdę ważne. Tym razem był to problem finansowego zasilenia niewytrzymującej już wojny Ukrainy. Strategiczny punkt 3 konkluzji przytoczę w całości: „RE zatwierdza udzielenie Ukrainie pożyczki w wysokości 90 mld EUR na lata 2026–2027 w oparciu o zaciąganie pożyczek przez UE na rynkach kapitałowych, które to pożyczki będą wsparte marginesem elastyczności budżetu UE. W ramach wzmocnionej współpracy (art. 20 traktatu o UE), w odniesieniu do instrumentu opartego na art. 212 traktatu o funkcjonowaniu UE, jakiekolwiek uruchomienie zasobów budżetu UE w formie gwarancji w odniesieniu do tej pożyczki nie będzie miało wpływu na zobowiązania finansowe Czech, Węgier i Słowacji”. Wspomniany margines elastyczności to budżetowy zaskórniak na nieprzewidziane wydatki. Wieloletnie ramy finansowe 2021-2027 ustaliły roczny pułap owej rezerwy w kwocie 915 mln EUR (w cenach z 2018 r.), co po zsumowaniu całej siedmiolatki daje nominalnie 6,4 mld EUR, zaś po przeliczeniu inflacyjnym i zaokrągleniu mocno w górę wyszłoby może 9 mld EUR. Stanowi to zaledwie 10 proc. ratunkowej pożyczki dla Ukrainy, pozostałe 90 proc. to zwyczajne obciążenie komercyjne, z którego sprytnie wyłączyli w konkluzjach swoje państwa trzej premierzy Grupy Wyszehradzkiej (V4). Andrej Babiš po powrocie na szczyty RE natychmiast skumplował się antyukraińsko z Viktorem Orbánem i Robertem Fico, zatem Donald Tusk znalazł się w V4 w proporcji 1:3 i jego udział w wyszehradzkich szczytach premierowskich nie ma na razie żadnego sensu.
Solidarnościowa pożyczka oczywiście uradowała najbardziej Wołodymyra Zełenskiego, uczestniczącego w pierwszej części szczytu. W finalnych konkluzjach RE nie zapisano jednak ani pół słowa na temat możliwości spłacenia przez Ukrainę tej pożyczki kiedyś tam pieniędzmi rosyjskimi. Gigantyczna kwota szacowana na 200 mld EUR pozostanie zamrożona, zdecydowana większość tych aktywów – przynajmniej państwowych Federacji Rosyjskiej – znajduje się w Euroclear, czyli depozycie papierów wartościowych w Brukseli. Belgijski premier Bart De Wever wystraszył się zemsty Kremla – może nie tyle militarnej, ile finansowej w arbitrażu międzynarodowym – i twardo podtrzymał niezgodę na przejęcie zasobów Euroclear. Teoretycznie mógłby zostać przegłosowany większością kwalifikowaną, ale w unijnych strukturach akurat Belgia jest ciut ważniejsza, niż powiedzmy Polska, zatem tryb konfrontacyjny przewodniczący RE António Costa wykluczył z definicji. Po przyjęciu konkluzji Bart De Wever okrzyknięty został wielkim zwycięzcą szczytu. Komercyjna pożyczka oczywiście ratuje Ukrainę, potwierdzając uczciwość i solidarność UE wobec napadniętego państwa stowarzyszonego. Cała rozgrywka o zamrożone rosyjskie pieniądze utrwala jednak postępujący kryzys strukturalny wspólnoty. Decyzja o pozostawieniu w spokoju depozytów w Euroclear naturalnie bardzo uradowała Władimira Putina, ale również… Donalda Trumpa. Pazerność 47. prezydenta USA na kasę jest wręcz nieograniczona, zatem szczyt RE przedłużył jego mrzonki o zagarnięciu przynajmniej części zamrożonych pieniędzy.
Po przyjęciu przez RE konkluzji, 27 premierów/prezydentów tradycyjnie przekazuje ich oceny obywatelom swoich państw. Wszyscy oczywiście wychwalają własną mocarstwowość i podmiotowość na szczytach. Rzadko się jednak zdarza, by wprost negowali i naginali oficjalne pisemne ustalenia. Donald Tusk dokonał 19 grudnia tej rzadkiej sztuki, odrzucając niewidzenie przez polskie media zapisu o możliwym wykorzystaniu przez Ukrainę rosyjskich pieniędzy do spłaty pożyczki konfrontacyjnymi słowami „a ja widzę”. To szokujące rozejście się treści oficjalnego dokumentu RE oraz chciejstwa polskiego premiera. Donald Tusk również „oszczędnie gospodarował prawdą” w kwestii odpowiedzialności budżetów Czech, Węgier i Słowacji za ratunkową pożyczkę dla Ukrainy, chowając pod dywan proporcję kwotową 1:9 pomiędzy dawno uchwalonym jednomyślnie instrumentem budżetowej elastyczności a obecnym obciążeniem czysto komercyjnym, z którego trzej antyukraińscy premierzy wyszehradzcy się wymiksowali. Co się zaś tyczy hipotetycznego podjęcia kiedyś tam tematu wykorzystania zamrożonych rosyjskich pieniędzy, to RE zapisała w punkcie 6 konkluzji ulubioną frazę unijnej klasy politycznej w sytuacji, gdy plany się sypią i nie daje się osiągnąć kompromisu: „RE powróci do tej kwestii na kolejnym posiedzeniu”.

