Rada Platona: pij jak faraon

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2012-04-27 00:00

Piwo bywa drogie, ale też przewrotne. Bo najpierw Barry myszkował w ruinach, potem Jim uwarzył swoje, a na końcu i tak zarobił Harrods.

Co?

Butelka piwa Tutankhamun Ale

Za ile?

7686 dolarów

Słownie:

siedem tysięcy sześćset osiemdziesiąt sześć

Egipt, 1995 rok. Ruiny starożytnego miasta Amarna zburzonego przez Tutenchamona jakieś 3350 lat temu. Archeolodzy z Cambridge przeszukują pomieszczenia, które niegdyś były starożytną kuchnią. Kurz, brud, wokół walają się złote naczynia. Wtem słychać głośne „yes, yes, yes!”.

— Co tam masz, Barry, skąd ta radość? — John, nie uwierzysz! Odkryłem skarb! — Co? Święty Graal w egipskiej kuchni?! — Zaraz tam Graal. Tu... tu są ziarna pszenicy, a do tego hieroglify pełne szczęśliwych ludzi z dzbanami w rękach. Oni tu coś warzyli i zostawili po sobie receptury.

— Rany, Barry, ty... my... odkryliśmy starożytne piwo! Tak podobno, według legendy krążącej po szacownym Cambridge, wyglądał jeden z najważniejszych dni w historii ludzkości. To dzięki odkryciu dzielnych badaczy (szczególnie dr. Barry’ego Kempa) i późniejszej pracy równie dzielnych naukowców dowiedzieliśmy się, jakie piwo pijali ci, których piramidy zwalają z nóg nawet na trzeźwo.

O resztę, czyli o to, by współcześni poznali jego smak, zadbali już chciwi biznesmeni. Bo choć starożytne czasy jawią się nam głównie jako winem płynące, piwo zalało świat na długo przed cudem w Kanie Galilejskiej.

I to w stopniu, o jakim nie śniło się nawet największym filozofom. Że tylko zacytujemy fragment jednego z traktatów Platona: — Ten, kto wymyślił piwo, był mędrcem.

Współcześni dodaliby zapewne: „a jeszcze mądrzejszy, kto zaczął je sprzedawać”. Losy komercjalizacji odkrycia dzielnych archeologów to dwa lata siermiężnej pracy nad analizą resztek z przydomowego browaru oraz rozplątywanie zagadek hieroglifów. Gdy receptura była już z grubsza gotowa, za jej udoskonalanie wziął się niejaki Jim Merrington, właściciel browarów Scottish & Newcastle, oczywiście z Wielkiej Brytanii. To Jim zdecydował, że do produkcji użyte zostaną składniki występujące w okolicach egipskiego Amarna.

A co z wodą? Phi, małe piwo — okazało się, że do źródlanej wystarczy dodać odrobinę gipsu i mamy wypisz wymaluj tę ze studzienek w Amarna. Efekt? Piwo było nieco mętne, złociste, o owocowym posmaku, z nutą karmelową, jakby nieco pieprzną.

— Skoro nawarzyło się piwa, ktoś musi je teraz wypić — rzekł Jim, patrząc na składzik tysiąca butelek Tutankhamun Ale.

A kto miałby je wypić, jeśli nie nobliwi Londyńczycy? Butelki więc migiem pojechały do magazynu słynnego Harrodsa. Pierwszą sprzedano na aukcji za niecałe 7,7 tys. dolarów.

Resztę butelek można było kupić w domu handlowym za 75 dolarów od sztuki. Niedrogo, jak na możliwość bycia choć przez chwilę faraonem, przy czym już po 5-6 butelkach ogłuszony alkoholem delikwent przypominał mumię. Być może dlatego browar Scottish & Newcastle zbankrutował. Choć naukowcy z Cambridg twierdzą, że to po prostu klątwa faraona.