PB: Ponad rok temu zaczął pan krucjatę przeciwko Mecie w związku z deepfejkowymi reklamami oszukańczych inwestycji z wizerunkami pana i pana żony. Co do tej pory udało się osiągnąć?
Rafał Brzoska, założyciel i prezes InPostu: Kropla drąży kamień. Uzyskaliśmy prawomocne zabezpieczenie sądowe nakazujące Mecie niewyświetlanie deepfejków z udziałem mojej żony i moim. Uważam to za osiągnięcie, które może stać się precedensem na skalę światową, otwierając drogę dla innych tego typu spraw. Ale to nie koniec. Zapewne powie pan, że deepfejki z udziałem mojej żony już się nie pojawiają, ale z moim tak, i to bardzo często. Sprawa ma i będzie miała ciąg dalszy łącznie z egzekucją kar naliczonych przez sąd. Ustanawiając zabezpieczenie, sąd jasno zdefiniował zakres odpowiedzialności za jego nieprzestrzeganie. Kara za każdy deepfejk wynosi 5000 zł. W tej chwili na liczniku jest już prawie milion złotych.
Nie szkoda panu czasu? Czy w ogóle można w pojedynkę wygrać z Metą?
Uważam, że nie tylko można, ale trzeba to robić — inaczej dajemy milczące przyzwolenie na łamanie prawa. Rozumiem, że Meta się broni, tłumacząc, że to nie Facebook, lecz przestępcy. Ale na miłość boską — ktoś im udostępnia narzędzia do publikacji fejków i oszukańczych reklam służących naciąganiu ludzi. Jestem ciekaw, ile osób uwierzyło tym reklamom. Dostaję dziesiątki pytań: Rafał, czy to ty? Czy ty naprawdę namawiasz do tych inwestycji? A ile osób do mnie nie trafia i traci pieniądze? Mamy do czynienia z udostępnieniem infrastruktury przez podmiot, który nie radzi sobie z tym, że jest ona wykorzystywana do działań przestępczych. W konsekwencji wiele osób jest pokrzywdzonych.
Kilka miesięcy temu w wywiadzie dla „Financial Times” wezwał pan znane osoby, których wizerunki są wykorzystywane do reklam fałszywych inwestycji, do wspólnej walki z fejkami w internecie. Nie spotkało się to z jakimś większym odzewem...
Są ludzie, którzy chcą zmierzyć się z problemem. Z inicjatywy szefa UODO w Polsce, który bardzo odważnie podjął temat, oraz w Irlandii, gdzie Meta ma swoją siedzibę w Europie, toczą się postępowania przed organem nadzorczym. W przypadku stwierdzenia naruszeń prawa kary mogą sięgać 4 proc. rocznego obrotu przedsiębiorstwa. To jedyny sposób, by sprawić, że coś zostanie zrobione z problemem fejków w mediach społecznościowych.
W Polsce lista mniej lub bardziej znanych osób, których wizerunek jest wykorzystywany przez przestępców, liczy ponad 1500 nazwisk, w tym obecnego i byłego premiera, urzędującego prezydenta i jego poprzedników, posłów, celebrytów. W Wielkiej Brytanii co roku publikowane jest zestawienie top 10 najczęściej kradzionych wizerunków. Na całym świecie można tymczasem naliczyć tylko kilka przypadków pozwów przeciwko Mecie za emisję oszukańczych reklam. Może to nie jest wina platform internetowych?
Nie sądzę, by ktoś, kogo wizerunek jest wykorzystywany do oszukiwania ludzi, nie przywiązywał do tego wagi. Może dla niektórych osób obniżenie zasięgów jest większą stratą niż straty wizerunkowe powodowane przez deepfejki. Może boją się, że gdy Meta zajmie się sprawą, z Facebooka i Instagrama znikną nie tylko fejkowe reklamy, ale też wszystkie filmiki, również ich treści.
Ktoś musi zająć się tym problemem. Ktoś zrobi to pierwszy i nieważne, czy będzie to pani Forrester z Australii, która od lat ma spór z Metą, Brzoska z Polski czy ktoś inny. Jestem przekonany, że inni pójdą tą ścieżką — powstanie precedens zachęcający innych do ochrony swoich praw. Uważam też, że nagłośnienie tego problemu sprawi, że odpowiedni organ w Europie zobowiąże Metę do przestrzegania prawa pod groźbą gigantycznych kar. Sprawa jest do załatwienia na drodze prawnej z wykorzystaniem dostępnych narzędzi. Dzisiaj brak nieuchronności, zwłaszcza dotkliwych kar finansowych, powoduje, że media społecznościowe są zasypywane fejkowymi reklamami.
Komisja Europejska wezwała ostatnio big techy do wyjaśnień w kontekście walki z oszustwami. Problem w tym, że platformy mogą się bronić, mówiąc: albo cenzura treści w internecie, albo pełna swoboda.
Jest sprawą oczywistą, że Meta powinna dołożyć wszelkich starań, żeby uniemożliwić wykorzystywanie Facebooka do prowadzenia działalności przestępczej przez oszustów. Wiemy, że jest skuteczna w blokowaniu postów i kont zgłaszanych nawet za błahe naruszenie regulaminu. Dlatego twierdzenie, że nie można zablokować treści o oczywistym przestępczym charakterze, jest po prostu totalną hipokryzją.
Zakładam, że z deepfejkowych reklam płynie strumień pieniędzy — przestępcy płacą gigantyczne kwoty za wyświetlenia i za kliknięcia prowadzące do fałszywej strony, gdzie ofiary tracą swoje pieniądze. Tu jest źródło problemu — jest to na tyle opłacalny strumień przychodów, że walka z nim nie jest priorytetem.
Chce pan doprowadzić do sytuacji, kiedy już nie będzie żadnej fejkowej reklamy z pana udziałem na platformach Mety? Czy to nie jest walka z wiatrakami?
To nie jest walka z wiatrakami. Ktoś musi to wygrać i stworzyć precedens, za którym pójdą inni. Jestem o tym przekonany.
To jest bardzo ambitne wyzwanie...
Zakładam, że w ciągu 12 miesięcy powinniśmy uzyskać efekty w Irlandii. To będzie oznaczało, że maszyna ruszyła na dużą skalę i duże kwoty. Wierzę, że przynajmniej w Europie problem jest do rozwiązania. Wyobraża pan sobie, co by było, gdyby w Zjednoczonych Emiratach Arabskich na Facebooku wyświetlano deepfejki z głową państwa albo z szejkami namawiającymi do trefnych inwestycji? Meta zostałaby zbanowana następnego dnia. Podobnie w Arabii Saudyjskiej. To da się zrobić. Nie mam wątpliwości — jeśli ktoś będzie chciał ten problem rozwiązać, to go rozwiąże.
Widzę, że traktuje pan te sprawy absolutnie poważnie i priorytetowo...
Traktuję je poważnie, ponieważ godzą w mój wizerunek. Godzą też w kieszenie ludzi, którzy w dobrej wierze ufają mi i mojemu wizerunkowi. Powierzają i tracą pieniądze. Ich nie interesuje to, że to jakaś Meta — w ich oczach stracili pieniądze przez Brzoskę. Dlatego przyzwolenie na tego typu sytuacje jest przyzwoleniem na łamanie prawa i obarczanie ofiar winą za cudze przestępstwa. To jest najzwyczajniej w świecie nie fair i ja tego tolerować nie będę.
Większość instytucji koncentruje się na działalności informacyjnej i blokowaniu fejkowych reklam w mediach społecznościowych i internecie. Wielu celebrytów publikuje filmiki z wyjaśnieniami: „To nie my, nie dajcie się złapać oszustom”. Może edukacja to najlepszy sposób na walkę z fejkami?
Ja to robiłem wielokrotnie w zeszłym roku i dzisiaj bardzo wiele osób wie o mojej krucjacie. Zakładam więc, że przynajmniej w moim przypadku liczba osób, które dały się nabrać, maleje. Leonardo DiCaprio czy Richard Branson opublikowali nawet jakiś komiks czy kreskówkę, ostrzegając przed łatwowiernym podchodzeniem do filmików, w których rzekomo namawiają do inwestycji. Trzeba edukacji dotyczącej zarówno deepfejków, jak też phishingu szeroko stosowanego przez oszustów naciągających na tzw. dopłatę do paczki. Drugim kluczowym elementem jest po prostu ściganie i brak przyzwolenia na takie praktyki.
Czy przy okazji prac zespołu ds. deregulacji pojawił się temat deepfejków? Powiedział pan, że nie wyobraża sobie takiej reklamy z szejkiem arabskim, natomiast niedawno pojawiła się cała seria reklam fałszywych inwestycji z wizerunkiem prezydenta Nawrockiego...
Jest to niestety kwestia regulacji na poziomie europejskim. Projekty w pierwszej fali deregulacyjnej tylko w niewielkim stopniu dotykały prawa europejskiego. W większości dotyczyły krajowego i tak zwanych quick wins, bo to był główny cel tego studniowego sprintu. W kolejnej fali zespół pana ministra Berka chce podejmować ambitne projekty wymagające zmian również na poziomie europejskim. Chodzi o kwestie barier rozwoju usług cyfrowych, sztucznej inteligencji czy GDPR [rozporządzenie UE regulujące przetwarzanie danych osobowych — red.], ale także poradzenia sobie z problemem deepfejków. To jest jeden z takich tematów, które powinny znaleźć się w tej agendzie, zwłaszcza że dotyka on wielu osób: polityków i osób zaufania publicznego.
