Finax to licencjonowany dom maklerski, który innowacyjną platformą inwestycyjną dla Kowalskiego chce zawojować Polskę. Ma już ponad 1,5 tys. klientów, których skusiły inwestycje pasywne w akcje i obligacje największych spółek świata za pośrednictwem funduszy indeksowych ETF (wiernie odzwierciedlających indeksy giełdowe i pokrywających 80 proc. globalnego rynku kapitałowego), zarządzanych przez takie instytucje finansowe, jak BlackRock, State Street, Deutsche Bank i UBS.

Technologia zarabiania
Kluczową rolę na platformie Finax odgrywa robodoradca. To autorskie narzędzie do szybkiego przetwarzania różnego rodzaju danych, które najpierw dopasuje strategię inwestycyjną do celów finansowych i profilu ryzyka klienta, a następnie zarządza portfelem. W praktyce użytkownik inwestuje pośrednio w akcje spółek z 42 krajów i obligacje z ponad 90. Broker pobiera tylko roczną opłatę za zarządzanie aktywami w wysokości 1,2 proc. od wartości zainwestowanego kapitału. Minimalna kwota wejścia wynosi 100 zł. Twórcy platformy przekonują, że im dłuższy horyzont inwestycyjny, tym mniejsze ryzyko rynkowe.
— Chcemy wnieść do Polski pasywną rewolucję, która już podbija świat. To oferta tania, przejrzysta, zdywersyfikowana, z globalną ekspozycją, ale spersonalizowana. W pełni automatyzując zarządzanie funduszem pasywnym, mogliśmy stworzyć ofertę konkurencyjną do funduszy zarządzanych aktywnie przez specjalistów. Robodoradca jest tańszy, każdego klienta traktuje tak samo i nie ulega emocjom. Nie przypadkiem ponad 90 proc. funduszy aktywnie zarządzanych przegrywa ze swoimi benchmarkami — stwierdza Juraj Hrbatý, współwłaściciel i prezes Finaksa.
Biznes na szeroką skalę
Start-up powstał trzy lata temu w Bratysławie. Inwestuje od 2018 r., co umożliwiła mu licencja maklerska od słowackiego regulatora, którą — w ramach unijnej swobody prowadzenia działalności gospodarczej — posiłkuje się na innych europejskich rynkach: na Węgrzech, w Czechach, Chorwacji, a od roku również w Polsce. Dotychczas firmie zaufało ponad 10 tys. klientów, którzy łącznie powierzyli jej około 55 mln EUR. Klienci znad Wisły stanowią drugą pod względem liczebności grupę po Słowakach. Średnia wieku inwestora wynosi 35 lat, a portfel w blisko 70 proc. wypełniają fundusze akcyjne.
Finax podlega nadzorowi Narodowego Banku Słowacji i jest członkiem systemu ochrony depozytów, dzięki czemu pieniądze inwestorów (także polskich) są zabezpieczane do kwoty 50 tys. EUR. To ponaddwukrotnie więcej, niż obejmują gwarancje w polskich domach maklerskich. Z badań przeprowadzonych nad Wisłą wynika, że usługa robodoradztwa (niebawem dostępna także poprzez aplikację mobilną) przypadła do gustu tutejszym użytkownikom, a lwia część ankietowanych chętnie poleciłaby ją innym. W pozyskiwaniu klientów Finaksowi pomóc ma system płatnych poleceń oraz współpraca z branżowymi infuencerami. To popularna metoda budowania skali wśród start-upów, lecz kosztowna. Skąd słowacki start-up ma na to pieniądze?
Inwestowanie z gwiazdami
Na początku zeszłego roku spółkę dokapitalizował Ivan Chrenko — poprzez fundusz venture capital Growws objął 50 proc. udziałów za 1,5 mln EUR. To słowacki miliarder z listy „Forbesa”, właściciel m.in. firmy deweloperskiej HB Reavis, która buduje wieżowce, np. warszawski Varso Tower, czyli najwyższy drapacz chmur, powstający w Unii Europejskiej. Latem 2019 r. biznesmen osobiście zaangażował się w promocję nowej inwestycji — jako klient Finaksa publicznie zainwestował 1 mln EUR w portfel ETF. Algorytm wybrał dla niego zrównoważoną strategię, czyli portfel składający się z akcji i obligacji spółek w proporcjach 60 do 40 proc. Ivan Chrenko nie jest jedyną gwiazdą, w której blasku grzeje się Finax. W radzie nadzorczej spółki zasiada Dominik Hrbatý, najlepszy słowacki tenisista, który więcej niż na korcie zarobił na rynkach kapitałowych. Prywatnie jest bratem Juraja Hrbatego — współwłaściciela i prezesa Finaksa, a także członka władz słowackiego Stowarzyszenia Inwestorów Papierów Wartościowych.
Polskie ogniwo
Za rozwój domu maklerskiego w Polsce odpowiada Przemysław Barankiewicz, który jednocześnie pełni funkcję wiceprezesa CFA Society Poland, organizacji zrzeszającej profesjonalistów inwestycyjnych i finansowych, i jest właścicielem wschodzących portali o tematyce inwestycyjnej. Wcześniej przez blisko 20 lat pracował w spółce Bonnier Business Polska, do której należy „Pulsu Biznesu”, m.in. jako dziennikarz.
— Długo czekałem na nowoczesny produkt ułatwiający Polakom długoterminowe, globalne i tanie inwestowanie. Rodzimi gracze dotychczas dość ospale poczynali sobie w dziedzinie inwestowania pasywnego, dbając raczej o wysokomarżowe fundusze inwestycyjne, postanowiłem więc dołączyć do Słowaków. Naszym celem jest dotarcie do każdego domu w Polsce. Będziemy uczyć, jak inwestować, pomnażać oszczędności i planować swoje finanse, oraz przekonywać, że inteligentne inwestowanie jest proste, przyjemne i opłacalne — mówi Przemysław Barankiewicz, szef Finaksa w Polsce.
Zaznacza, że celem spółki jest pozyskanie co najmniej kilkudziesięciu tysięcy polskich klientów.
3,2 mld zł Taki kapitał, według szacunków portalu analizy.pl, mieli ulokowany Polacy w pasywnych funduszach na koniec września 2020 r.
OKIEM EKSPERTA
Zachęcanie kosztami
JAROSŁAW DOMINIAK, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych
Kibicuję rozwiązaniom typu Finax czy Etfmatic, opartych na zautomatyzowanym systemie do zarządzania pasywnymi funduszami, bo są tanie i proste w obsłudze. Dobrze, że Finax stawia na lokalny język i specjalistów. To sprawia, że inwestowaniem zaczynają się interesować osoby, którym wydawało się ono dotychczas bardzo skomplikowane i drogie. Standardowy koszt zarządzania funduszami u klasycznych oferentów w Polsce do niedawna wynosił 3-4 proc. zainwestowanego kapitału. W czasach niskich stóp procentowych, gdy trudniej osiągać zadowalający zwrot z inwestycji, taki koszt odpycha inwestora. Niedawno konkurencyjne pod względem kosztów usługi zaoferował inPZU, a teraz z jeszcze tańszą ofertą wchodzą na globalny rynek start-upy, które mogą osiągnąć to, co Revolut z walutami — zupełnie zmienić standardy inwestowania i spopularyzować rynek na masową skalę.
OKIEM KONKURENCJI
Odpowiedź na potrzeby
MAŁGORZATA BARSKA, prezes NN Investment Partners TFI
Fundusze pasywne stanowią znikomą część rynku — zaledwie 1,9 proc. funduszy rynku kapitałowego dostępnych w Polsce, według metodologii Analiz Online. Jestem przekonana, że w nadchodzących latach ich aktywa będą rosły. Po pierwsze, takich funduszy chcą sami klienci. Tego typu produkty są transparentne — dokładnie wiadomo, skąd się bierze stopa zwrotu — i mają prostą strukturę kosztów. Po drugie, rekordowo niskie stopy procentowe na całym świecie ograniczają spektrum strategii inwestycyjnych, dzięki którym aktywni zarządzający są w stanie wypracować dla klientów tzw. alfę, czyli nadwyżkę ponad indeks. Dobrym przykładem są najmniej ryzykowne fundusze dłużne. Po trzecie, paradoksalnie wraz z rozwojem funduszy pasywnych pojawiło się miejsce dla aktywnych zarządzających. Dzięki temu fundusze pasywne przestają być wyłącznie biernym odwzorowaniem popularnego indeksu giełdowego. Takie firmy jak nasza dodają do nich coś ekstra, np. włączając kryteria odpowiedzialnego inwestowania ESG do procesu inwestycyjnego lub konstruując własne indeksy, które osiągają wyższe stopy zwrotu niż powszechnie znane wskaźniki. Wreszcie po czwarte, fundusze pasywne są ważnym składnikiem coraz popularniejszych rozwiązań automatycznego doradztwa inwestycyjnego. Dobrym przykładem może być Investo, uruchomione przez nas wspólnie z ING Bankiem Śląskim. Fundusze pasywne, jako dające ekspozycję na konkretny rynek bądź klasę aktywów, są dobrymi składnikami do budowania portfeli inwestycyjnych w ramach robodoradztwa.