Wcześniej pomogły ślub Williama i Kate, jubileusz królowej, olimpiada i Wimbledon. Brytyjskie Centrum Badań Detalicznych (Centre for Retail Research — CRR) obliczyło, że nowo narodzony następca tronu wpompuje w gospodarkę na Wyspach 243 mln GBP. Przy 9 mld GBP dostarczonych przez ubiegłoroczną olimpiadę ta liczba wygląda dość blado, ale nawet takie wsparcie królewskiej gospodarce bardzo się przyda.




— To ciężkie czasy dla detalistów, dlatego każdy katalizator wydatków konsumenckich przybliża nas małymi kroczkami do gospodarczego ożywienia — mówi prof. Joshua Bamfield, dyrektor CRR. Kwitnie nie tylko branża pamiątkarska, zalewająca sklepy i stragany talerzykami, kubkami czy kieliszkami do jajek z napisem „Royal Baby 2013”.
Swoje pięć minut wykorzystują producenci niemowlęcych ubranek, pieluch, smoczków, zabawek, a nawet nocników, prześcigając się w przekonywaniu rodziców, że ich pociechy również są „królewskie”, i umieszczając korony, gdzie się da.
Narodziny następcy tronu to dopiero początek ekonomicznego boomu w tej branży. Od tej chwili każdy upubliczniony wybór konsumencki królewskiej pary, dotyczący ich syna, będzie oddziaływał jak najlepsza reklama. Wzrost sprzedaży odczuł już holenderski producent drogich wózków dziecięcych Bugaboo, po tym jak prasa ujawniła, że księżna Kate zakupiła właśnie ich pojazd, a sieć Wall-Mart z tego samego powodu odnotowała 57-procentowy wzrost sprzedaży plecionych niemowlęcych kołysek.