Wege klopsiki, burgery czy hot dogi, nie tylko w restauracjach czy sklepach wyspecjalizowanych w tego typu żywności, ale u największych detalistów, jak chociażby Ikea, już nikogo nie dziwią. Za produkcję bezmięsnych zamienników, przypominających wyglądem kiełbasy i różne wędliny, zabierali się nawet giganci w mięsnej produkcji, również w Polsce. Teraz zza Atlantyku dociera kolejny wege trend — wegańskie „ryby i owoce morze”, czyli produkty na bazie białka roślinnego, które przypominają wędzone plastry łososia, tuńczyka w puszce czy koktajlowe krewetki. O coraz silniejszej kategorii i wysypie producentów „ryb” tego typu pisze amerykański „Forbes”, piórem pomagającej w rozwoju takich biznesów dziennikarki. Powołuje się m.in. na dane Nielsena i amerykańskiego związku zrzeszającego producentów towarów na bazie roślin (Plant Based Foods Association), z których wynika, że łącznie ta część rynku rolno-spożywczego (a więc np. wegańskie zamienniki mięsa czy produktów mlecznych) urosła tam w ostatnim roku o 20 proc. i była warta około 3,3 mld USD. To wprawdzie Stany Zjednoczone, ale Europa je goni i tu też zaczynają teraz pojawiać się wegańscy producenci rybnych zamienników.

— W Polsce to nisza nisz, więc na razie nie spodziewam się, żeby ktoś znaczący wziął się za produkcję tak jak było to w przypadku wegańskich zamienników mięsa. W ofercie mamy już natomiast np. wegańskiego „tuńczyka”, opartego o soję. Ciekawe jest to, że np. wegański „łosoś” nie jest droższy od tego zwykłego łososia, co powinno sprzyjać jego sprzedaży. Mówimy tu jednak o perspektywie długoterminowej — mówi Sylwester Strużyna, szef BioPlanet.
Zaznacza, że potencjalna grupa konsumentów się powiększa.
— Cały czas liczba wegan jest u nas około 10-krotnie mniejsza niż na Zachodzie. O ile mówi się, że w Niemczech, Włoszech czy Hiszpanii stanowią 1-3 proc. społeczeństwa, o tyle u nas zaledwie 0,1 proc. Jednak półka z różnymi produktami wegańskimi zdecydowanie rośnie także w Polsce — dodaje Sylwester Strużyna.
Sławomir Chłoń, prezes Organic Farmy Zdrowia, jest przekonany, że jeszcze długo przyjdzie nam poczekać na wegańskie poruszenie w tej części spożywczego rynku.
— Wegańskie burgery czy wegańskie czekolady to kategorie, które znacząco zyskują. Ale my jesteśmy narodem mięsnym i trwałe przejście na weganizm większej grupy konsumentów to kwestia naprawdę dalekiej przyszłości — twierdzi Sławomir Chłoń.
Sylwester Strużyna zwraca uwagę, że popularność wegańskich produktów jest zróżnicowana regionalnie.
— Popyt rośnie mocniej w zachodniej Polsce: Poznaniu, Wrocławiu czy Szczecinie. Tłumaczymy to bliskością rynku niemieckiego, na którym ten trend jest znacznie silniejszy. Mieszkańcy tej części Polski częściej tam jeżdżą, również pracować, próbują, przyzwyczają się i poszukują potem produktów wegańskich w różnych kategoriach u nas — opowiada szef BioPlanet.
Czy zatem, wzorem branży mięsnej, za wegańskie zamienniki wezmą się przetwórcy ryb?
— Raczej nie. Nie sądzę, żeby to mógł być biznes. W przypadku mięsa sytuacja wyglądała inaczej — było kojarzone nieraz z czymś niezdrowym, a z rybą jest dokładnie odwrotnie. Ponadto branża rybna coraz częściej sięga po różne elementy zrównoważonej produkcji — połowu, hodowli itd., czym jest w stanie przekonać do siebie osoby zainteresowane dbałością o środowisko — uważa Bogusław Kowalski, prezes rybnego Graala. © Ⓟ