Rząd bierze się za wraki zalegające na dnie Bałtyku

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2025-01-08 20:00

Ustawa porządkująca przepisy dotyczące monitorowania i utylizacji zatopionych materiałów niebezpiecznych będzie realizacją kamienia milowego związanego z KPO. Na razie nie wiadomo jednak, skąd wziąć miliardy potrzebne na wykonanie prac.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak rząd chce zmienić przepisy dotyczące obszarów morskich i administracji morskiej
  • jaki jest cel ich wdrożenia
  • ile materiałów niebezpiecznych zalega na dnie Bałtyku
  • na ile szacowane są koszty utylizacji
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Do Sejmu trafił przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury (MI) projekt nowelizacji ustawy o obszarach morskich Rzeczypospolitej Polskiej i administracji morskiej. Został skierowany do Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.

Kamień milowy

Zmiana przepisów ma ułatwić poszukiwania, badania, monitorowanie i utylizację materiałów niebezpiecznych zatopionych w Bałtyku. Przyjęcie dokumentu będzie stanowić realizację jednego z kamieni milowych przewidzianych w Krajowym Planie Odbudowy (KPO). Kolejnym etapem ma być przygotowanie projektów dotyczących neutralizacji zagrożeń i odnowy zdegradowanych terenów, m.in. na dnie Morza Bałtyckiego. Wśród działań objętych KPO jest badanie miejsc zalegania wraków statków Franken i Stuttgart, gdzie może znajdować się broń konwencjonalna i chemiczna, tj. Głębi Gdańskiej i Rynny Słupskiej.

„Jedynie ok. 30 proc. polskich obszarów morskich zostało szczegółowo rozpoznanych, w sposób umożliwiający stwierdzenie, czy na dnie morskim znajdują się obiekty mogące stanowić niebezpieczeństwo dla żeglugi lub środowiska morskiego, w tym wraki statków lub pojemniki mogące potencjalnie zawierać amunicję, zarówno konwencjonalną, jak i chemiczną. Ten stan wiedzy uniemożliwia ocenę rzeczywistej skali zagrożeń i wyzwań związanych z zalegającymi materiałami niebezpiecznymi na obszarach morskich Rzeczypospolitej Polskiej dla bezpieczeństwa ludności, ochrony środowiska morskiego oraz gospodarki morskiej” – czytamy w ocenie skutków regulacji (OSR). Z dokumentu wynika, że na dnie Bałtyku zlokalizowano 40 wraków niebezpiecznych, 157 uznanych za bezpieczne i 362 skategoryzowane jako nieokreślone. W 124 lokalizacjach może zalegać broń konwencjonalna, a w dziewięciu bojowe środki trujące.

Uporządkować przepisy

- Dane na temat wraków i innych materiałów niebezpiecznych zatopionych w Bałtyku są rozproszone. Dlatego też zależy nam na wdrożeniu przepisów, które uporządkują zasady postępowania z nimi, prowadzenia badań naukowych czy współpracy instytucji naukowych w samorządami - mówi Olga Goitowska, dyrektor wydziału gospodarki komunalnej w Urzędzie Miejskim w Gdańsku, reprezentująca także Unię Metropolii Polskich.

Podkreśla, że z czasem materiały zalegające na dnie morza mogą stawać się coraz bardziej niebezpieczne, konieczne jest więc zbudowanie systemu ich identyfikacji oraz neutralizacji w celu ochrony środowiska, bezpieczeństwa mieszkańców i turystów korzystających z plaż i kąpielisk, a także firm żeglugowych i podmiotów realizujących inwestycje budowlane na Bałtyku. Dlatego już na etapie przygotowań do prac nad projektami związanymi z KPO samorządowcy apelowali o włączenie ich w proces realizacji morskich badań i inwestycji.

Autorzy projektu nowelizacji ustawy morskiej przyznają, że przepisy dotyczące zatopionych materiałów niebezpiecznych są rozproszone w różnych aktach prawnych, dlatego teraz planują je uporządkować, doprecyzować i zlikwidować luki. Projekt nakłada np. na dyrektorów urzędów morskich obowiązek prowadzenia wykazów badań na polskich obszarach morskich oraz zobowiązuje podmioty chcące neutralizować zatopione materiały niebezpieczne do występowania o pozwolenia.

Kosztowna utylizacja

Rządowi urzędnicy mają nadzieję, że w przyszłości uda się zidentyfikować i unieszkodliwić wiele bomb ekologicznych zalegających na dnie Bałtyku. „W związku z rozwojem technologii służących recyklingowi materiałów zalegające na morskim dnie wraki mogą wzbudzić zainteresowanie przedsiębiorców zajmujących się gospodarowaniem odpadami i wtórnym ich wykorzystaniem” – czytamy w ocenie skutków regulacji.

Henryk Siodmok, prezes Mo-Bruku, firmy specjalizującej się w przetwarzaniu odpadów przemysłowych, podkreśla jednak, że eksploatacja tych odpadów zależy głównie od dostępności funduszy publicznych, podobnie jak w przypadku tzw. bomb ekologicznych na lądzie.

- Do realizacji tego rodzaju działań niezbędne są jednak technologie, którymi obecnie nie dysponujemy – przyznaje prezes Mo-Bruku.

MI na razie nie podaje źródeł finansowania inwestycji w unieszkodliwianie zatopionych materiałów niebezpiecznych. Powołując się na dane zebrane z wielu firm i instytucji proponujących różne metody i technologie utylizacji bomb, resort przyznaje w OSR, że prace będą bardzo kosztowne. Szacunki są mocno zróżnicowane. Według grup GeoFusion oraz Defcon koszt oczyszczenia polskiego wybrzeża może sięgnąć 8 mld zł plus kilkaset milionów na rozpoznanie. Dopracowanie przez Instytut Oceanologii PAN technologii utylizacji broni chemicznej oraz przeprowadzenie testów może natomiast kosztować ok. 500 mln zł. Stocznia Remontowa Shipbuilding z firmą Ibkol wyceniły koszt prac wykonanych według zaproponowanej przez siebie metody na 1 mld zł, z czego 300 mln zł miałaby pochłonąć budowa linii do utylizacji materiałów niebezpiecznych. Według Instytutu Maszyn Przepływowych PAN sam koszt oczyszczenia jednego wraku z paliwa może zaś wynieść od 20-80 mln zł.