Rząd obdarzony zaufaniem – ale jaki?

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-06-11 20:00

Zgodnie z sejmową arytmetyką i ustrojową logiką, głosami rządzącego czteropartyjnego konsorcjum Sejm udzielił 11 czerwca 2025 r. wotum zaufania Radzie Ministrów pod przewodem Donalda Tuska.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Zdecydowana przewaga wyświetlona na sejmowej tablicy brzmiała 243:210, bez posłów wstrzymujących się, przy siedmiu nieobecnych (tylko PiS, w tym Jarosław Kaczyński). Naturalnym punktem odniesienia jest wynik analogicznego głosowania z 12 grudnia 2023 r. nad wotum zaufania na początku kadencji. Wtedy strona rządowa dominowała 248:201, bez posłów wstrzymujących się, przy 10 nieobecnych. Obecna konsolidacja konsorcjum (stuprocentowa obecność i poparcie!) wyszła zatem porównywalnie, wynik minimalnie słabszy arytmetycznie to kwestia techniczna. Premier Donald Tusk osiągnął swój główny cel polityczny – po półtora roku sprawowania rządów uzyskał ponownie silny mandat od wybranego 15 października 2023 r. parlamentu. Teoretycznie zatem nic nie powinno zagrozić dotrwaniu rządzącej ekipy do jesieni 2027 r. Notabene wypada przypomnieć, że w III RP wszystkie wnioski premierów o nadprogramowe wotum zaufania w trakcie kadencji – a było ich dotychczas sześć, w tym m.in. dwa Donalda Tuska z lat 2012 i 2014 – skończyły się ich politycznymi sukcesami.

Wotum głosowane 11 czerwca 2025 r. różniło się jednak od wcześniejszych. Po takie konstytucyjne narzędzie premierzy sięgają w momentach dla nich trudnych, chcąc uzyskać efekt natychmiastowego politycznego szarpnięcia do przodu. Dlatego od złożenia wniosku do pilnego głosowania Sejmu zwykle upływa bardzo mało czasu, czasem tylko dzień, a nawet godziny. Tym razem od publicznej zapowiedzi Donalda Tuska z 2 czerwca do środowego głosowania upłynęło dni dziewięć, ponieważ koalicjanci – w szczególności decyzyjny marszałek Szymon Hołownia – absolutnie się nie zgadzali na automatyzm i rozpatrzenie wniosku w najwyżej 48 godzin. Okres oczekiwania chcieli wykorzystać na uzgodnienie przynajmniej kierunków rekonstrukcji rządu oraz tzw. nowego otwarcia.

Na razie nie wiadomo, jaki jest realny dorobek kilku nerwowych narad przywódców konsorcjum w ostatnich dniach. Z poprzedzającego głosowanie exposé premiera oraz jego odpowiedzi na niektóre pytania posłów (zadało je aż… 261) nie dowiedzieliśmy się jakichkolwiek szczegółów o rekonstrukcji rządu, poza podawanym już wcześniej lipcowym terminem i ogólnikową zapowiedzią odchudzenia gabinetu. Donald Tusk zechce stawić się ze starymi/nowymi ministrami pod żyrandolem w Pałacu Prezydenckim po akty odwołania/powołania jeszcze u Andrzeja Dudy, czyli na pewno do 5 sierpnia. W przyszłym tygodniu dopiero zacznie bardzo trudne rozmowy z koalicjantami na temat oddania przez ich polityków tek, co dotyczy nie tylko ministrów konstytucyjnych, lecz także wielu sekretarzy i podsekretarzy stanu.

Po uzyskaniu wotum zaufania premier będzie w personalnych rozgrywkach nie partnerem, lecz decydentem. Właśnie dlatego tak ważna była dla niego kolejność – najpierw głosowanie Sejmu, a dopiero potem reorganizacja rządowego aparatu. Na razie nie wiadomo, czy dla rozsypania i ułożenia na nowo części ministerstw – takie opoki państwa jak MON, MSZ, MSW, MF czy MS oczywiście mogą spać spokojnie – wystarczą rozporządzenia Rady Ministrów, czy konieczna będzie także nowelizacja ustawy o działach administracji. Ta druga ścieżka reorganizację radykalnie by wydłużyła i uzależniła od podpisowej łaski/niełaski prezydenta starego/nowego. Poza nieuchronnym starciem koalicjantów o personalia integralnym elementem zapowiedzianego szarpnięcia obozu władzy do przodu będzie także programowa nowelizacja umowy koalicyjnej. Z tej podpisanej w grudniu 2023 r. udziałowcy konsorcjum najpilniej przyłożyli się do realizacji zapisów o rozliczaniu rządów PiS. W perspektywie wyborów parlamentarnych jesienią 2027 r. takie zawężenie to zdecydowanie za mało.