Sądy po stronie frankowiczów

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2021-10-04 20:00

Sądy w I instancji niemal z automatu unieważniają umowy frankowe. Argumenty bankowców są pomijane. Wystarczy złożyć pozew, żeby unieważnić kredyt

W sprawach frankowych polska Temida jest ślepa na jedno oko i coraz bardziej głucha jeśli chodzi o argumenty banków. Rozprawy z powództwa klientów mogłyby się w zasadzie odbywać bez udziału prawników powoda, ponieważ coraz więcej wyroków wydawanych jest niemal z automatu. „Sąd ustala, że umowa kredytowa – tu pada numer – jest nieważna w całości” – to dzisiaj prawie standardowe orzeczenie w krajowych sądach I instancji. W apelacjach wyroków jest jeszcze niewiele, jednak rośnie liczba przykładów na rzecz tezy, że i tu banki z tarczą nie wyjdą z procesu.

Związek Banków Polskich (ZBP), który gromadzi statystyki dotyczące sądowych sporów frankowych, podaje, że w I i w II instancji jest zarejestrowanych 62 tys. spraw. Z tego do apelacji trafiło 4 tys. spraw, czyli 6 proc. całości. Przytłaczająca większość spraw, zarejestrowanych w II instancji, dotyczy wyroków przegranych przez banki. Aż 84 proc. orzeczeń z I instancji jest dla nich niekorzystnych. Co trzeba podkreślić 74 proc. niekorzystnych wyroków stanowiło o unieważnieniu umów kredytowych. W 17 proc. przypadków sądy zarządziły „odfrankowienie” kredytu, czyli zamianę waluty zobowiązania na złote przy zachowaniu stawki LIBOR (tzw. kredyt “złoty na LIBORze”).

W przypadku rozstrzygnięć korzystnych dla banków gros (których jest 16 proc.) w większości przypadków sądy I instancji utrzymały w mocy umowy, które są rozliczane po średnim kursie.

Unieważnienie na żądanie

Pierwsza linia obrony, czyli sądy I instancji, z punktu widzenia banków padła. Kto dzisiaj pamięta gorące protesty bankowców sprzed dwóch-trzech lat, że konstrukcja ekonomiczna jak “złoty na LIBORze” nie istnieje? Myśl o tym, że sąd może umowę unieważnić, wydawała się czymś absolutnie niedorzecznym. „Unieważnij umowę kredytu”, „Unieważnienie umów bez opłat”, „Unieważnij kredyt we frankach”, „Unieważnienie czy odfrankowienie”, „Życie bez kredytu, analiza roszczeń w 3 minuty” – to garść pierwszych z brzegu reklam kancelarii odszkodowawczych, pojawiających się w wyszukiwarce internetowej.

- Wystarczy, że w umowie kredytu jest odwołanie się do kursu walutowego i sąd już znajduje podstawę do unieważnienia umowy. Bo ma klauzulę abuzywną. Następnie stwierdza, że po jej usunięciu umowa nie może funkcjonować i w konsekwencji wyrok może być tylko jeden – mówi jeden z bankowych prawników.

W uzasadnieniu sąd zazwyczaj dorzuca, że zeznania świadków banku nic nie wniosły do sprawy. Przeglądając akta spraw frankowych trudno oprzeć się wrażeniu mechanicznego podejścia sądów do spraw często bardzo złożonych i niejednoznacznych. Dzisiaj orzeczenie Sądu Najwyższego sprzed siedmiu lat w sprawie nabitych w mBank, który w sposób niezwykle zniuansowany odniósł się do pozwu zbiorowego frankowiczów, brzmią jak bajka o żelaznym wilku. Sędziowie orzekli, że sercem są po stronie kredytobiorców, ale rozsądek każe roszczenia wobec banku uzasadnić.

W sprawie „nabitych” chodziło o arbitralny sposób ustalania kursu waluty, który kształtowany był przez zarząd. Problem dotyczył stosunkowo niewielkiego portfela frankowego. Bank zresztą dość szybko się wycofał z tej praktyki.

Dzisiaj w sądach kwestionowana jest metoda ustalania kursu walutowego odwołująca się do notowań rynkowych. „Indeksowanie kredytu do CHF przy użyciu nieokreślonego kursu waluty określonego w Tabeli Kursów Walut obowiązującej w pozwanym banku uniemożliwia jednoznaczne i precyzyjne określenie przez konsumenta wysokości rat” – stwierdza sąd w jednym z orzeczeń i jest to dość standardowe uzasadnienie dla unieważnienia umowy.

Tymczasem ZBP przekonuje, że w żadnym toczącym się postępowaniu sądowym nie zostało wykazane, aby kurs stosowany przez banki istotnie odbiegał od kursu rynkowego.

Bałagan w sądzie

Ogromna liczba spraw frankowych napływających do sądów przekłada się niestety na jakość wydawanych orzeczeń. Każdy z banków frankowych ma sztambuch z listą wyroków świadczących w najlepszym razie o bałaganie na biurku sędziego. Pomyłki w stylu: inne dane pozwanego banku w sentencji wyroku, a inne w uzasadnieniu, nie są niczym niezwykłym.

- W sentencji wyroku sąd ustalił nieważność umowy, podczas gdy takie żądanie nie zostało sformułowane przez stronę powodową – opowiada bankowy prawnik.

Przykładów braku rozpoznania istoty sprawy i wydawania wyroków wykraczających poza żądania frankowiczów jest więcej.

- W apelacji wskazywaliśmy na ustalenie faktów niezgodnych ze stanem faktycznym: sąd dokonał oceny klauzuli zmiennego oprocentowania, chociaż w ogóle nie pojawia się w umowie. Dokonał zatem oceny innej umowy niż będąca przedmiotem postępowania. Ponadto sąd ocenił pod kątem abuzywności postanowienia, które nie były kwestionowane w pozwie. Wnosiliśmy o uchylenie i przekazanie do ponownego z uwagi na nierozpoznanie istoty sprawy – mówi bankowy prawnik.

Temida ślepa na jedno oko

Worek z wyrokami niekorzystnymi dla banków rozwiązał się dwa lata temu. ZBP podaje, że między lipcem 2019 r. a lipcem 2021 r. liczba spraw dotyczących kredytów walutowych (głównie frankowych) wzrosła o 282 proc. Gigantyczny napływ pozwów ma związek z orzeczeniem TSUE października 2019 r. dotyczącego państwa Dziubaków. Z treści wyroku do polskiego porządku prawnego przedostała się głównie informacja, że umowę kredytową można unieważnić.

Według bankowych prawników, sądy niemal zupełnie natomiast pomijają orzeczenie TSUE z kwietnia bieżącego roku w sprawie Banku BPH, który opowiada się za utrzymaniem umowy, już po wyeliminowaniu z niej klauzul abuzywnych.

- Automatyczne uznawaniu klauzul przeliczeniowych za abuzywne, jak i przyjmowaniu nieważności jako skutku tej abuzywności, jest w świetle powyższego sprzeczne z orzecznictwem unijnym – przekonuje ZBP.

Wedle wiedzy Związku Banków Polskich w żadnym toczącym się postępowaniu sądowym nie zostało wykazane, aby kurs stosowany przez banki istotnie odbiegał od kursu rynkowego.

Trzy pytania do Tadeusza Białka, wiceprezesa ZBP
Wyroki zerojedynkowe

„PB”: We wstępie do badań „„Badania nastrojów społecznych: postawy wobec konfliktów interesów” Fundacji Laboratorium Prawa i Gospodarki dotyczącym sędziów-frankowiczów autorzy stwierdzają, że banki przegrały wojnę informacyjną z frankowiczami. Obecnie można odnieść wrażenie, że przegrywacie kolejną batalię – teraz już sądową.

Tadeusz Białek, wiceprezes ZBP: Nie chciałbym przesądzać o wygranej którejś ze stron, sprawy są cały czas w toku, zwłaszcza, że w II instancji jest obecnie zaledwie kilka procent wszystkich spraw, niemniej trzeba zwrócić uwagę na kontekst, w jakim rozgrywana jest kwestia frankowa. Wielu interesariuszy, wypowiadających się w przestrzeni publicznej, zwłaszcza dziennikarze, ale też sędziowie, posłowie, senatorowie, czy ogólnie politycy, to osoby, które mają kredyty frankowe, co same deklarują albo co można wyczytać z zeznań majątkowych. One są zaangażowane w sprawę ze względów osobistych. Pozostaje wątpliwość, czy są obiektywne w relacjonowaniu złożoności problemu frankowego, czy nie pomijają faktów, na które zwracamy uwagę. Wpływ selektywnego podejścia widać w materiałach prasowych, czy w stanowisku sędziów. Przykład – orzeczenie TSUE w sprawie BPH z kwietnia bieżącego roku, które zostało niemal zupełnie zignorowane przez dziennikarzy i sędziów, choć jego znacznie dla sporów frankowych jest równie istotne, jak orzeczenie w sprawie państwa Dziubaków z 2019 r.

Do niedawna to raczej sądy pierwszej instancji wydawały orzeczenia unieważniające umowy, obecnie coraz więcej takich wyroków zapada w apelacji.

To wynika z kilku okoliczności składających się w jedną całość. Nie bez znaczenia jest fakt, że liczba spraw napływająca do sądów jest zdecydowanie ponadnormatywna i naszym zdaniem wpływa na jakość orzecznictwa. To, co nas szczególnie niepokoi – i tu wyrażam pogląd całego środowiska bankowego - to zupełne pomijanie przez sędziów obowiązku badania abuzywności umowy. Ten etap postępowania aktualnie nie istnieje, choć sądy w świetle Dyrektywy 93/13 i orzecznictwa TSUE mają obowiązek zbadania w każdym przypadku, czy postanowienie umowy jest abuzywne, czy nie. Obecnie wystarczy, że w umowie jest odwołanie do bankowej tabeli kursowej, żeby sąd z automatu uznał ją za abuzywną, chociaż na całym świecie przedsiębiorcy posługują się tabelami kursowymi i jest to naturalne rynkowe zachowanie. Ostatnio Sąd Najwyższy w Austrii potwierdził, że bank ma prawo do samodzielnego ustalania kursu i nie jest to praktyka abuzywna.

Tymczasem TSUE mówił wielokrotnie o obowiązku badania abuzywności umowy w każdym indywidualnym przypadku. KNF w stanowisku przesłanym do Sądu Najwyższego wskazał, że dyrektywa 93/13 jest wykorzystywana instrumentalnie w zakresie abuzywności do uwolnienia się od kredytu. Urząd stawia słuszną tezę, że gdyby nie zmiana kursu CHF w 2015 r., to nikt na rzekomą abuzywność umów by się nie powoływał.

Kilka miesięcy temu prezes jednego z banków, który osobiście przychodzi na rozprawy z frankowiczami, po niekorzystnym wyroku rozmawiał z sędzią, przedstawiając logiczne argumenty podważające ustalenia sądu. Na co sędzia odpowiedziała, że ona uważa inaczej. To częsta sytuacja?

Niestety, coraz częściej mamy do czynienia z sytuacjami zerojedynkowymi. Sądy nie wnikają w przedmiot sporu i wydają orzeczenia niemal automatycznie. Sytuacja jest bardzo niepokojąca, ponieważ trend orzeczniczy zmierza w kierunku niebezpiecznym nie tylko dla banków, ale dla pewności obrotu gospodarczego. Kwestionowana jest pewność warunków kontraktowych bez właściwego zbadania przedmiotu sporu. Logika orzeczeń w sprawach frankowych jest coraz bardziej oderwana od rynku, pomijane są fundamentalne zasady ekonomii, jak to, że zmiana kursu walutowego ma charakter rynkowy, czy to, że klienci byli informowani i to ściśle zgodnie z wytycznymi nadzoru bankowego o ryzyku kursowym.

Podnosimy tę kwestię już nie tylko na forum krajowym, ale również europejskim, ponieważ kierunek orzecznictwa stanowi absolutne wypaczenie zasad funkcjonowania rynku finansowego. Mamy do czynienia oczywiście z niezależną władzą sądowniczą, ale sygnalizujemy poważne zaniepokojenie rozwojem sytuacji Komisji Europejskiej.