Zacznijmy od krótkiej wizytówki firmy. Jak wygląda obecność Sandoz w Polsce?
Karolina Demus: Sandoz w Polsce to działalność komercyjna i produkcyjna. Mamy dwa zakłady – w Strykowie koło Łodzi oraz w Warszawie. Ten w stolicy to nowoczesna pakownia, natomiast w Strykowie działa jedna z najnowocześniejszych fabryk leków w Europie. Zatrudniamy ok. 1700 osób – zarówno w produkcji, jak i w zespołach komercyjnych – i jesteśmy dumni z kompetencji naszych pracowników.
To robi wrażenie. Jak duża jest produkcja w Polsce?
Rocznie produkujemy ok. 25 mld tabletek, a nasza fabryka w Strykowie jest jednym z kluczowych ośrodków produkcyjnych Sandoz na świecie. Część wytwarzanych u nas leków trafia na eksport – do około stu krajów, ale to europejskie kraje takie jak m.in. Niemcy, Wielka Brytania i oczywiście Polska są największymi rynkami zbytu. Tylko w 2024 roku dostarczyliśmy pacjentom w Polsce ok. 22 miliony terapii.
W jakie obszary terapeutyczne celujecie?
W Polsce produkujemy 27 różnych molekuł. Skupiamy się głównie na chorobach układu sercowo-naczyniowego, nerwowego, mięśniowo-szkieletowego oraz pokarmowego. To leki, które codziennie wspierają tysiące pacjentów.
Sandoz jest także mocno obecny w segmencie leków biologicznych biorównoważnych. Czym one są?
Leki biologiczne biorównoważne (ang. biosimilars) to preparaty, które są bardzo zbliżone do już zatwierdzonych leków biologicznych referencyjnych — czyli takich, które powstają z wykorzystaniem żywych organizmów (np. komórek bakteryjnych, drożdży, komórek ssaczych) i nie są wytwarzane metodami czysto chemicznymi, jak klasyczne leki syntetyczne. Stosuje się je w bardzo zaawansowanych, celowanych terapiach, np. w leczeniu chorób autoimmunologicznych czy nowotworów. Wprowadzamy je na rynek po wygaśnięciu patentu leku oryginalnego, zapewniając pacjentom dostęp do skutecznych terapii w bardziej przystępnej cenie.
Choć ta część naszego biznesu nie jest jeszcze produkowana w Polsce, to ma dla nas strategiczne znaczenie. Leki biologiczne biorównoważne to przyszłość medycyny, a Sandoz jest jednym z pionierów tego segmentu w Europie.
Wspomniała pani o inwestycjach. Jak duże środki Sandoz przeznacza na rozwój w Polsce?
W ostatnich latach zainwestowaliśmy ponad miliard złotych, głównie w rozbudowę zakładu w Strykowie. To inwestycje w infrastrukturę, nowe linie produkcyjne i technologie, które pozwalają nam zwiększać moce wytwórcze i spełniać najwyższe standardy jakości. Polska jest dla Sandoz jednym z kluczowych hubów produkcyjnych w Europie i z całą pewnością będziemy dalej się rozwijać.
Jaką rolę odgrywa Polska w globalnej strategii Sandoz?
Ogromną. Nasze zakłady to nie tylko centrum produkcji, ale też miejsce, w którym rozwijane są nowe technologie i procesy logistyczne. Z Polski wysyłamy leki do milionów pacjentów na całym świecie. Mamy tu stabilne zaplecze, świetnych specjalistów i coraz bardziej nowoczesną infrastrukturę. Polska jest jednym z filarów europejskiej działalności Sandoz.
Czy możemy się spodziewać kolejnych inwestycji?
Tak – planujemy dalszy rozwój i zwiększanie mocy produkcyjnych w Strykowie. Widzimy ogromny potencjał w Polsce, zarówno ze względu na lokalny rynek, jak i na naszą rolę w europejskim systemie dostaw leków. Naszym celem jest, by Sandoz w Polsce pozostał miejscem, gdzie światowa jakość produkcji spotyka się z lokalną odpowiedzialnością wobec pacjentów.
Coraz częściej mówi się o konieczności wzmacniania bezpieczeństwa lekowego Europy. W kontekście inwestycji Sandoz w Polsce — jakie znaczenie mają wasze zakłady dla stabilności dostaw w sytuacjach kryzysowych?
Zanim przejdę do bezpieczeństwa lekowego, warto podkreślić nasz ogólny wpływ na gospodarkę. Dzięki obecności Sandoz w Polsce w ubiegłym roku system ochrony zdrowia zaoszczędził ok. 660 mln dol. – to efekt konkurencji cenowej, jaką tworzymy, wprowadzając leki generyczne po wygaśnięciu patentów. Większość z tych produktów jest refundowana, więc oszczędność odczuwają zarówno pacjenci, jak i budżet państwa.
Poza tym nasza działalność ma również wymiar społeczny. Współpracujemy z licznymi polskimi firmami i dostawcami, którzy dzięki projektom realizowanym z nami zdobywają doświadczenie i uznanie w całej grupie Sandoz. Jeden z polskich partnerów opracował innowacyjne rozwiązanie technologiczne, które po sukcesie w Strykowie wdrażane jest obecnie w innych zakładach Sandoz na świecie.
A jak z perspektywy bezpieczeństwa lekowego wygląda sytuacja w Polsce?
Trzeba uczciwie powiedzieć, że polska produkcja leków nie jest w stanie w pełni zabezpieczyć krajowego zapotrzebowania. Część kluczowych substancji czynnych (API) od lat produkowana jest głównie w Azji. Gdyby więc granice nagle się zamknęły, trudno byłoby zapewnić ciągłość dostaw wszystkich leków.
Sandoz ma jednak pewną przewagę – 14 fabryk w całej Europie, które pozwalają elastycznie reagować w sytuacjach kryzysowych. W razie potrzeby możemy szybko przekierować produkty między rynkami, by zapewnić dostępność w Polsce.
Wspomniała pani o austriackiej fabryce antybiotyków.
Tak, nasz zakład w Kundl w Austrii to szczególne miejsce – to ostatni pionowo zintegrowany zakład produkcji antybiotyków w Europie, obejmujący cały proces – od wytwarzania substancji czynnych po gotowy produkt. W sytuacji kryzysowej mógłby on zabezpieczyć zapotrzebowanie całej Europy na penicylinę.
To ogromna odpowiedzialność, ale też wyzwanie ekonomiczne. To sprawia, że wiele firm przeniosło produkcję do Azji. My tego nie zrobiliśmy, ale taki model wymaga wsparcia. Dobrym przykładem jest współpraca z rządem Austrii, który współfinansował modernizację fabryki w Kundl, aby utrzymać kluczową produkcję w Europie.
Podobne inicjatywy byłyby bardzo potrzebne również w Polsce – wsparcie inwestycji w infrastrukturę produkcyjną, które pozwoliłoby zwiększyć bezpieczeństwo lekowe regionu.
Jakie rozwiązania regulacyjne mogłyby pomóc wzmocnić produkcję leków w Polsce?
Po pierwsze – potrzebujemy spójnej strategii bezpieczeństwa lekowego i lepszej koordynacji między resortami. Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego zaproponował powołanie pełnomocnika ds. bezpieczeństwa lekowego, który mógłby nadzorować te kwestie i wspierać współpracę administracji z biznesem.
Po drugie – czytelne i szybkie ścieżki wsparcia inwestycji. Często żartuję, że chciałabym dostać kartkę A4, na której byłoby jasno napisane, jak uzyskać rządowe wsparcie dla projektów przemysłowych. Takie uproszczenia naprawdę mogą zachęcić globalne firmy do lokowania inwestycji w Polsce.
W Strykowie mamy teren przygotowany pod dalszą rozbudowę – tzw. lustrzane odbicie zakładu – ale decyzje inwestycyjne zapadają na poziomie globalnym. Dziś częściej wybierane są Niemcy, Austria czy Słowenia, gdzie rządy aktywnie wspierają inwestorów.
A mimo to widać, że Polska ma dla Sandoz duże znaczenie.
Zdecydowanie tak. Polska ma ogromny potencjał – świetnych specjalistów, dobrą bazę edukacyjną i przedsiębiorczych ludzi. W naszych zespołach nie ma rzeczy niemożliwych. Chciałabym, byśmy ten potencjał w pełni wykorzystali i by Polska stała się jednym z filarów europejskiego bezpieczeństwa lekowego.
Czy w obszarze systemu refundacyjnego również widzicie możliwości poprawy dostępności terapii dla pacjentów w Polsce?
Tak, są dwa kluczowe aspekty, o których warto wspomnieć. Po pierwsze, przetargi publiczne w ramach tzw. Critical Medicine Act. Dziś najczęściej jedynym kryterium jest cena, co ogranicza konkurencyjność i długoterminową opłacalność produkcji. Gdyby do zamówień dodawać takie czynniki jak miejsce produkcji czy jakość, firmy takie jak Sandoz mogłyby konkurować nie tylko ceną, a jednocześnie zwiększałoby to stabilność dostaw dla pacjentów.
Po drugie, przetargi same w sobie mogłyby być bardziej elastyczne – zamiast wybierać tylko jednego zwycięzcę, warto dywersyfikować dostawców, aby zmniejszyć ryzyko przerw w dostępności leków. Dziś zdarzają się sytuacje, że najtańszy oferent nie jest w stanie dostarczyć produktu, a pacjent cierpi.
Drugi obszar, o którym warto mówić, to tzw. AOS-y – wyprowadzenie części terapii z poziomu szpitalnego do placówek ambulatoryjnych. Na łuszczycę w Polsce choruje około miliona osób, z czego 200 tys. kwalifikuje się do leczenia biologicznego. Tymczasem tylko około 7,5 proc. tej grupy, czyli 5 tys. pacjentów, faktycznie je otrzymuje. Czasami kwalifikacja do programu może trwać miesiące, a czasem lata.
Przeniesienie takich terapii do AOS-ów byłoby korzystne nie tylko dla pacjentów – ułatwiając dostęp do leczenia – ale także dla systemu finansowo. Szpitale są droższymi jednostkami, podczas gdy dobrze wyszkolony personel ambulatoryjny mógłby skutecznie prowadzić terapię, jednocześnie obniżając koszty systemu i poprawiając jakość życia pacjentów.
Czy regulacje klimatyczne i ekologiczne wpływają dziś na wasze plany rozwoju i zwiększanie mocy produkcyjnych?
Tak, zwłaszcza dyrektywa ściekowa. Nie mamy nic przeciwko oczyszczaniu i dbaniu o środowisko, ale sposób, w jaki obarczono branżę farmaceutyczną i kosmetyczną całkowitym kosztem, jest dla nas nie do końca sprawiedliwy.
Zresztą analizy wykazały, że zanieczyszczenia generowane przez farmację są mniejsze, niż pierwotnie szacowano, a koszty dyrektywy są bardzo wysokie – w Niemczech to nawet 880 mln do 1 mld euro. Pojawia się więc pytanie, czy obciążanie branży tym kosztem jest rzeczywiście efektywne, czy lepiej pozwolić firmom rozwijać produkcję i zabezpieczać bezpieczeństwo lekowe. Polska zawetowała ustawę, co było słuszną decyzją, ale obserwujemy sprawę i mamy nadzieję na przemyślane i zrównoważone rozwiązania.
Partnerem publikacji jest Sandoz