Scenariusze dla Czarneckiego

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2018-11-14 22:00

Inwestor zaszachował władze. Każde działanie wobec jego banków może zostać odebrane jako wrogie i skutkować skargą do międzynarodowego trybunału

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jakie były scenariusze rozwoju sytuacji w grupie Leszka Czarneckiego, a jaki pozostał na stole
  • jakie asy w rękawie ma miliarder i dlaczego tropy prowadzą do USA 

Chcesz być na bieżąco z tematem afery w KNF zobacz TUTAJ>>

Fot. Marek Wiśniewski

Kiedy Leszek Czarnecki nagrywał w marcu rozmowę z Markiem Chrzanowskim, jego sytuacja jako inwestora oraz jego biznesów była diametralnie inna niż obecnie. Getin Bank wciąż odnotowywał straty, ale program naprawczy zapoczątkowany w 2016 r. zaczynał przynosić efekty. W kapitałach banku zrobiła się dziura, co było konsekwencją wprowadzenia dodatkowych wymogów regulacyjnych rok wcześniej, ale Leszek Czarnecki gotów był ją zasypać z własnej kieszeni. W Idei też nie działo się źle. Leszek Czarnecki wiedział już na pewno, że PR-owski przekaz sprzedawany przez kilka lat, że jest to bankowy fintech, założony przez rzutkich menedżerów, jest nieprawdziwy i, że na bilansie ma mnóstwo kosztów odłożonych w czasie, a także mnóstwo przychodów rozpoznanych już dawno up frontem. Wydawało się jednak, że biznes można na nowo poskładać.

Wtedy, wczesną wiosną można było sądzić, że spokojnie da się zrealizować scenariusz fuzji Getinu i Idei, który zgodnie z ustaleniami z KNF miał zostać przeprowadzony do końca 2018 r. Leszek Czarnecki musiał wierzyć, że bankowy biznes zacznie zarabiać, bo przecież kilka miesięcy wcześniej, w 2017 r. odrzucił ofertę kupna Idei Banku złożoną przez fundusz VC z Londynu, który oferował 28 zł za akcję. Dzisiaj jest to wartość trudna do wyobrażenia.

Sytuacja Leszka Czarneckiego zaczęła pogarszać się już miesiąc później, kiedy wybuchła afera GetBacku, obnażając stopniowo skalę zaangażowania w proceder sprzedaży obligacji windykatora przez Ideę Bank, jak się okazało z czasem, z naruszeniem prawa, a przynajmniej tak twierdzi Komisja Nadzoru Finansowego (KNF).

Szybsza fuzja

Wtedy zapadła decyzja o przyśpieszeniu fuzji banków. Formalnie stało się to w lipcu tego roku.

— Leszek Czarnecki zdał sobie sprawę, że z modelem biznesowym Idea Banku nic sensownego nie da się zrobić — mówi jeden z naszych rozmówców.

Paradoksalnie doszło do sytuacji, że Getin, przez lata uchodzący za chory organ grupy wrocławskiego inwestora, w porównaniu z Ideą jest w miarę perspektywicznym bankiem.

— Biznesu w Idei nie było, ale były kapitały, których z kolei brakuje Getinowi. Fuzja dawała szereg synergii, bo pozwoliłaby wyczyścić portfel Idei, redukując bilans, a Getin wreszcie mógłby rozwinąć działalność dzięki zastrzykowi kapitałowemu — mówi nasz rozmówca.

Latem w Idei było „do wzięcia” 2,7 mld zł czystego kapitału. W połowie sierpnia znowu jednak doszło do gwałtownego zwrotu akcji: Idea zrobiła spore odpisy w związku ze spadkiem wartości spółki zależnej i GetBackiem i poinformowała, że chwilowo nie spełnia wymogów KNF. Sytuację udało się uratować, bo na początku września główny akcjonariusz dokapitalizował bank. Tyle tylko, że wtedy nad Ideą zawisły ciężkie chmury podejrzeń dotyczących skali zaangażowania w proceder sprzedaży obligacji GetBacku opartych na misselingu i wartości roszczeń klientów banku z tego tytułu.

Z naszych informacji wynika, że KNF wychodziła z założenia, że nawet w scenariuszu najczarniejszym, kiedy odszkodowania sięgałyby kilkuset milionów złotych proces łączenia banków miał sens, ponieważ w Idei wciąż zostałoby kilkaset milionów czystego kapitału.

Scenariusz sprzedaży

Jesienią, jak twierdzą nasze źródła, równolegle zaczął być jednak realizowany proces poszukiwania inwestora dla Idei Banku, pobłogosławiony przez nadzór. Co ważne, KNF gotowa była przystać na inwestora niekoniecznie branżowego, np. na fundusz VC, łamiąc credo swoich poprzedników w KNF, że funduszom banków się nie sprzedaje.

— W grę wchodziły jednak tylko fundusze z doświadczeniem w zarządzaniu bankami — precyzuje jeden z naszych rozmówców.

Amerykański sen

Według naszych informacji, taki był stan rzeczy w okresie poprzedzającym wybuch aferytaśmowej. Nie wiadomo, czy scenariusz fuzji lub sprzedaży będzie realizowany.

— Nikt przy zdrowych zmysłach nie zechce tylu problemów, ile skumulowało się w tych dwóch bankach. Nie wierzę w scenariusz z inwestorem. Fuzję też należy traktować w czasie przeszłym. Przypuszczam, że dopóki Leszek Czarnecki liczył na realizację jednego z tych scenariuszy, trzymał nagranie rozmowy z szefem KNF głęboko w sejfie. Dwa dni temu je ujawnił — mówi szef dużego banku działającego w Polsce.

Wspomniane dwa scenariusze były dotychczas najbardziej optymistyczne z punktu widzenia inwestora z Wrocławia. Pozostałe dwa zakładały — czysto teoretycznie — albo odebranie mu banków z powodu braku należytej rękojmi (były już szef KNF wspomina w nagranej rozmowie, że za takim wariantem opowiadał się Zdzisław Sokal, szef BFG) albo… upadłość. Wygląda jednak na to, że jest jeszcze piąty wariant.

— Niezależnie od rozwoju wydarzeń Leszek Czarnecki odzyskał kontrolę nad sytuacją. Rozmowa z podsłuchu dyskredytuje nadzór finansowy i uderza w wiarygodność BFG. Jeśli dodać do tego nieodpowiedzialne wypowiedzi polityków obozu rządzącego, szczujących Leszka Czarneckiego, łatwo będzie mu się przedstawić jako ofiara systemu — mówi jeden z naszych rozmówców.

Nie chodzi o wymiar PR-owy, ale prawny. Nasi rozmówcy z kręgów rządowych uważają, że strategia Leszka Czarneckiego może być obliczona na potencjalny spór sądowy z państwem polskim przed międzynarodowym arbitrażem.

— Jakiekolwiek działanie w stosunku do jego banków może zostać zinterpretowane jako atak wymierzony w niego, jako inwestora, dodajmy inwestora zagranicznego, gdyż działalność Leszka Czarneckiego zarejestrowana jest w USA — mówi nasz rozmówca.

W rozmowie z Markiem Chrzanowskim Leszek Czarnecki odgraża się, że jeśli państwo spróbuje odebrać mu banki pójdzie do sądu.

— Nikt przy zdrowych zmysłach nie ma i nie miał takich planów. Niemiej nadzór jest teraz w szachu, gdyż każde niepowodzenie w grupie Leszka Czarneckiego może zostać zinterpretowane przez niego jako skutek działań państwa — stwierdza nasze źródło, dodając, że prawo może być po jego stronie.

Jako rezydent USA podlega ochronie umowy o wzajemnej ochronie inwestorów wiążącej Polskę ze Stanami Zjednoczonymi (BIT). Co oznacza naruszenie takiego porozumienia przekonaliśmy się przy okazji sporu z Abris Capital w sprawie FM Banku. Arbitraż przed trybunałem w Sztokholmie Polska przegrała z kretesem. Przed wypłatą odszkodowania wysokości 700 mln zł uratowało nas orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu, który podważył moc klauzul BIT (dwa dni temu potwierdził je niemiecki sąd najwyższy). W przypadku Leszka Czarneckiego nie ma ono zastosowania, gdyż podlega on umowie nie wewnątrzunijnej, co oznacza, że ewentualny pozew może zakończyć się orzeczeniem odszkodowania dla inwestora.

— W arbitrażu wytoczonym przez Abris Capital, trybunał arbitrażowy do obliczenia wysokości odszkodowania przyjął przelicznik 13x ostatni wynik FM Banku zatwierdzony przez KNF. Getin obecnie notuje straty, ale strategia banku zakłada osiągnięcie rentowności na poziomie powyżej 10 proc., co teoretycznie daje kilkaset milionów zysku. Stosując przelicznik przyjęty w Sztokholmie wysokość odszkodowania mogłaby sięgnąć 5-6 mld zł — mówi nasz rozmówca.

Jego zdaniem, nie są to teoretyczne rozważania, a państwo ma obecnie związane ręce, gdyż wchodzenie w konfrontację z „amerykańskim” inwestorem, a dodatkowo hojnym donatorem fundacji Auschwitz-Birkenau po dyplomatycznym kryzysie z zimy tego roku nie byłoby dobrym rozwiązaniem.