Sejm przeciw Zygmuntowi Solorzowi i kablówkom

Magdalena WierzchowskaMagdalena Wierzchowska
opublikowano: 2012-11-20 00:00

Zapisy prawa telekomunikacyjnego mogą zaprowadzić Polskę przed europejskie sądy.

Sejm przegłosował w piątek prawo telekomunikacyjne, ale batalia o jego zapisy dopiero się rozpoczyna. Operatorów kablowych rozsierdził wprowadzony w ostatnim momencie przepis dający prezesowi UKE możliwość nakazu dowolnemu operatorowi udostępnienia infrastruktury innym. Teraz tylko Orange Polska ma taki obowiązek. Operatorzy podkreślają — ustawa daje zbyt dużą swobodę prezesowi Urzędu Komunikacji

Elektronicznej (UKE) w zakresie decydowania o dostępie do infrastruktury i jest sprzeczna z wytycznymi Komisji Europejskiej. Zapowiadają, że będą się odwoływać do prezydenta, a jak to nie zadziała, to do instytucji unijnych.

— UKE jest od przestrzegania prawa, a nie od jego stanowienia. Obawiamy się, że urząd może stosować niejednolite kryteria udostępniania infrastruktury wobec różnych podmiotów. Regulator może tym samym zachwiać delikatną równowagę rynkową, co może spowolnić proces inwestycyjny — mówi Jerzy Straszewski, prezes Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej (PIKE).

— Zapis daje UKE możliwość podejmowania dyskrecjonalnych decyzji, czego skutkiem może być różnicowanie pozycji operatorów. Jest sprzeczne z zaleceniami Brukseli i może spowodować chaos, bo przepis będzie musiał być wyjaśniany stanowiskami prezesa UKE, nie opartymi na żadnej podstawie prawnej — mówi Anna Streżyńska, była prezes UKE.

— Nie rozumiemy, dlaczego tak ważne dla środowiska regulacje nie były przedmiotem konsultacji społecznych i zostały wdrożone z pominięciem dialogu i merytorycznego uzasadnienia — mówi Patrycja Gołos z UPC.

Jeszcze bardziej daleko idące konsekwencje może mieć zapis dotyczący przetargów na częstotliwości, a właściwie o przepisy przejściowe do jednego z artykułów ustawy, które — co ciekawe — w trakcie prac legislacyjnych z niej zniknęły tylko po to, by w ostatnim momencie jednak się pojawić. Ustawa nie przewiduje, by przepisy dotyczyły spraw będących w toku. Wcześniej rząd róbował tylnymi drzwiami wprowadzić tą poprawkę, która uchroniłaby go od wypłaty odszkodowań.

Sprawa dotyczy Zygmunta Solorza-Żaka i częstotliwości, na których buduje sieć szybkiego internetu LTE. Operatorzy, głównie T-Mobile, zakwestionowali procedurę i wyniki przetargu. Sprawa jest w sądzie i w najlepszym wypadku będzie jeszcze długo trwała. W najgorszym — może doprowadzić do odebrania Zygmuntowi Solorzowi-Żakowi pasma. To całkiem realny scenariusz. W takim przypadku właściciel Polkomtela i udziałowiec NFI Midas będzie prawdopodobnie dochodził milionowych roszczeń.

— Operatorom zasiedziałym nie zależy na inwestycjach, bo to są dla nich głównie koszty. Tylko konkurencja na rynku sprawia, że pojawiają się nowe produkty i nowe technologie. Jeżeli sąd unieważni przetarg na 1800 MHz, przyblokuje to na jakiś czas rozwój LTE. Regulacje przyjęte przez Sejm są też groźne dla skarbu państwa, bo Zygmunt Solorz-Żak może zażądać ogromnych odszkodowań — mówi Antoni Mężydło, poseł PO. UKE nie udzieliło komentarza „PB”. Nie udało nam się też uzyskać wczoraj komentarza od Zygmunta Solorza-Żaka.

— Zapisy są nieprecyzyjne i nadal budzą wątpliwości co do ich konstytucyjności i zgodności z prawem europejskim. Natomiast krokiem w dobrym kierunku jest utrzymanie 10-letniego okresu, w którym można podważyć decyzję o rezewacji częstotliwości — mówi Cezary Albrecht z PTC.