Shumee odnalazło drogę do pieniędzy

opublikowano: 28-06-2021, 20:00

Plan stworzenia polskiej platformy społecznościowo-handlowej się nie powiódł.Udało się jednak nawiązać współpracę z Pepco i chińskim gigantem JD.com. Czas na marzenia o Honkongu.

Przeczytaj artykuł i dowiedź się:

  • jakie zmiany w biznesplanie wprowadził Szymon Midera
  • co firma robi dla Pepo i dlaczego została wyłącznym partnerem sieci
  • jaki ma pomysł na współpracę z chińskim gigantem JD.com
  • kiedy chce zrobić 500 mln zł obrotów

Cztery lata temu dwójka byłych menedżerów Banku Pocztowego i Andrzej Walczak, jeden z właścicieli Atlasa, założyli Shumee - biznes, który miał być krzyżówką Facebooka i OLX, platformy społecznościowej i sprzedażowej. Włożyli w niego kilka milionów złotych, mnóstwo pasji i zaangażowania. Shumee miało porządną aplikację, której nie powstydziłby się nawet Mark Zucerberg, i dobrze rozeznany rynek. Wyłapało trendy, które dopiero się raczkowały, a rozwinęły się np. w boomie na Tiktoka. Coś jednak poszło nie tak. Projekt, który miał popłynąć na fali społecznościowych poleceń, zaczął tonąć.

Od radiowca do handlowca:
Od radiowca do handlowca:
Szymon Midera zaczynał jako dziennikarz radiowy, potem był dyrektorem w mBanku i prezesem Banku Pocztowego. Od czterech lat próbuje sił we własnym biznesie.
Marek Wiśniewski

Wtedy Szymon Midera, szef i udziałowiec projektu, zupełnie zmienił kurs - zajął się sprzedażą w internecie. Shumee stało się jedną z wielu platform z meblami, gadżetami do domu i innym chodliwymi towarami. Dalekie to było od marzeń o społecznościowo-ecommercowej hybrydzie, a także od osiągnięcia wymiernych celów biznesowych. Shumee w pierwotnej formule liczyło na break even po roku działalności. Pośrednictwo w e-handlu przy tak małej skali i dużej konkurencji to jednak ciężka, niemal ręczna robota, generująca umiarkowane obroty. Takich platform na rynku jest dużo, z Allegro na czele.

Wtedy Szymon Midera zaczął rozważać, czy zamiast być pośrednikiem handlarzy kupujących towar w Chinach, samemu nie dogadać się z Chińczykami, zbudować duży hub i zająć się dystrybucją - nie tylko na Polskę, ale na Europę. Dla założyciela Shumee było jasne, że musi iść za granicę, bo na krajowym rynku się nie wyżywi. Zaczął więc się integrować z lokalnymi liderami e-commerce w krajach regionu, wystawiając tam na sprzedaż towary z Polski. Dzisiaj ma kontrakty z blisko 40 marketplace’ami na 15 rynkach w Europie - od Rosji, po Wielką Brytanię.

- Jesteśmy współczesną centralą handlu zagranicznego. W ciągu godziny możemy wystawić produkt równocześnie na kilkunastu rynkach – śmieje się Szymon Midera.

Shumee ma umowy na sprzedaż transgraniczną z 20 polskimi, dużymi firmami, jak Black Red White i Homla. Wystawia ich produkty na zagranicznych platformach, zajmuje się tłumaczeniem oferty i wszystkich potrzebnych dokumentów na lokalne języki, pozycjonuje produkt, przekazuje informacje o transakcji, a następnie monitoruje transport i zapewnia obsługę posprzedażową.

Pośrednik i sprzedaż komisyjna

Dominuje tzw. dropshipping - zamówienie z platformy sprzedażowej trafia do najbliższej hurtowni w Europie, gdzie jest dostępny towar producenta, i paczka jest wysyłana do odbiorcy. Jeśli trzeba, Shumee zorganizuje transport. Są też przypadki szczególne, jak Czechy, gdzie polska firma ma umowę z największą lokalną platformą Alza.cz, na której jest największym zagranicznym sprzedawcą z 20 tys. produktów w ofercie. Alza ma własny system dostarczania przesyłek zamawiającym. Dlatego towar z Polski Shumee transportuje do wynajętego magazynu przy granicy z Czechami, gdzie jest konfekcjonowany i wysyłany za pośrednictwem logistyki Alzy.

Drugi magazyn spółka podnajmuje przy wschodniej granicy. Stamtąd towar po ocleniu i dopełnieniu formalności jest przewożony na Ukrainę i do Rosji, gdzie Shumee ma umowy z głównymi platformami.

Jeszcze inaczej jest na rynku słowackim, bułgarskim i rumuńskim, gdzie dominuje model zakupów za pobraniem. Tam Shumee przejmuje towar od sprzedawcy, etykietuje w magazynie pod Łodzią i śle do odbiorcy, a następnie monitoruje płatności.

Pod Łodzią Shumee rozwija też drugą linię biznesową - sprzedaż komisową. Wybuch pandemii zastał wielu detalistów kompletnie nieprzygotowanych do sprzedaży zdalnej. Wśród nich był Pepco, właściciel jednej z największych sieci sklepów w Europie. Kiedy nastał lockdown, firma zapragnęła szybko i tanio uruchomić kanał online. Trafiła na Shumee.

- Przed rokiem zaczęliśmy współpracę testową, dzisiaj jesteśmy wyłącznym partnerem Pepco w e-commerce. Wkrótce do naszego magazynu trafi 20 tys. produktów, które sfotografujemy, opiszemy, spozycjonujemy w internecie, zapakujemy, wyślemy, a na koniec zajmiemy się reklamacjami i zwrotami – mówi Szymon Midera.

Wyłączny partner Pepco

Jest wreszcie trzecia linia biznesowa, która wkrótce ruszy, mająca związek z marzeniami o Jedwabnym Szlaku. Shumee prowadzi rozmowy o partnerstwie z JD.com, gigantem chińskiego rynku detalicznego. W Polsce nie jest to znana marka, zresztą jak w całej Europie, gdzie dobrze kojarzony jest Aliexpress z grupy Alibaba. JD.com jest od niego większy. Dotychczas działał głównie w Chinach, ale powoli zaczyna wychodzić na zagraniczne rynki. Otworzył pierwsze magazyny w Polsce, Niemczech i Holandii.

- Będziemy prawdopodobnie pierwszym partnerem sprzedającym produkty z JD.com w Europie, a w Europie Wschodniej na pewno – zapowiada Szymon Midera.

Model sprzedaży będzie oparty na dropshippingu. Shumee bardzo dużo sobie po niej obiecuje. Szymonowi Miderze marzy się kolejna noga biznesowa: obserwując popyt i preferencje klientów, spółka mogłaby szybko kupować w JD.com to, co się sprzedaje, maksymalnie skracając czas od pojawienia się zapotrzebowania do wystawienia towaru na półce. Jeśli komuś kojarzy się to z modelem Zary, to jest to dobry trop.

Kierunek Hongkong

Szymon Midera, jak cztery lata temu, znowu mierzy wysoko. Dzisiaj nie są to już jednak zapowiedzi pisane patykiem po Wiśle, ale konkretne wyniki.

- Pandemia dała nam niesamowitego kopa. Obroty skoczyły czterokrotnie - do 50 mln zł. W tym roku idziemy po 100 mln zł – mówi szef Shumee.

Jego zdaniem transgraniczne e-commerce ma wielki potencjał, a jest dopiero w stadium zalążkowym. Takich firm jak Shumee w Polsce nie ma, a w Europie podobny profil ma po jednej w Niemczech i Wielkiej Brytanii.

- One specjalizują się w Europie Zachodniej, my rozwijamy się we Wschodniej – mówi Szymon Midera.

Obecnie tylko 10 proc. przychodów Shumee pochodzi z Polski. Czechy i Słowacja generują prawie dwa razy większy obrót. Są to dużo mniejsze rynku, ale konkurencja jest mniejsza, a marże są wyższe. Shumee ma też dobrą pozycję w Bułgarii, Rumunii i Słowenii. Nie ma go natomiast ani w Skandynawii, ani w krajach nadbałtyckich, ani na południu Europy. Wszystkie te regiony charakteryzują się bardzo dobrze rozwiniętym rynkiem e-commerce, z klientelą zdecydowanie skłonną do kupowania online.

- Złapaliśmy grunt, jesteśmy rentowni, inwestujemy w automatyzację, żeby eliminować czynnik ludzki i umożliwiać dużym partnerom automatyczne wpięcie się do naszego systemu oraz zaoszczędzić na ręcznej robicie czy wysyłce mejli. Dla najmniejszych firm wystawimy API, żeby mogły z nami współpracować. Jeśli nam się powiedzie, w ciągu trzech lat zrobimy połowę obrotów Atlasa, wynoszących około 1 mld zł – mówi Szymon Midera.

Kolejne marzenie to pójście ścieżką Answear.com – na giełdę, ale w Hongkongu.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane