Sieć nie szkodzi łowcom głów

Tadeusz Markiewicz
opublikowano: 2000-03-17 00:00

Sieć nie szkodzi łowcom głów

Rekrutacja menedżerów wyższego szczebla

Niewielu doradców zgadza się z twierdzeniem Mariusza Białka, jednego z prekursorów doradztwa personalnego, że Internet zmarginalizuje klasyczny executive search, czyli bezpośrednie wyszukiwanie menedżerów wyższego szczebla. Jednak przyznają, że sieć w coraz większym stopniu będzie odciskała swoje piętno na tej branży.

W wywiadzie dla „PB” Mariusz Białek, twórca grupy Neumann w Polsce, przewidywał, że klasyczny executive search, czyli bezpośrednie wyszukiwanie menedżerów wyższego szczebla, zostanie zmarginalizowany przez działalność internetową.

— Już teraz można zaobserwować nacisk klientów na zmniejszenie kosztów poszukiwań i ich przyspieszenie. Ten proces jest szczególnie widoczny w USA. Niedługo podobnie będzie w Europie — twierdził Mariusz Białek.

Wiele kontrowersji

Opinia Mariusza Białka wzbudziła dość sporo kontrowersji w branży doradztwa personalnego. Nie wszyscy specjaliści tej branży są skłonni przyznać mu rację.

— Nic nie zastąpi osobistego spotkania doradcy z klientem i kandydatem. Konsultant musi poznać potrzeby klienta, wczuć się w atmosferę jego firmy i dopiero wtedy poszukiwać właściwej osoby na wakujące stanowisko. Rekrutacja to nie handel elektroniczny — ucina Piotr Wielgomas, prezes BIGRAM Personnel Consulting.

Mniej jednoznaczne stanowisko zajmuje Dorota Kołecka, szefowa DK Group. Nie ma ona wątpliwości, że cały rynek doradztwa personalnego będzie zmierzał w stronę wykorzystania Internetu.

— Na razie proces rekrutacji internetowej obejmuje stanowiska specjalistyczne i średniego managementu. Za parę lat będziemy tą drogą poszukiwać prezesów dużych spółek. Nie oznacza to zmarginalizowania klasycznego executive search — mówi Dorota Kołecka.

Powód jest prosty. W przypadku executive search z propozycją zmiany pracy przez menedżera wyższego stopnia wychodzi konsultant. Osoby, które otrzymują od niego ofertę, początkowo wcale nie chcą zmiany. Jednak w trakcie spotkania doradca może przekonać kandydata do swej propozycji. Trudniej byłoby do perswazji wykorzystywać pocztę elektroniczną. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że kandydat skasowałby e-mail od konsultanta jeszcze przed przeczytaniem.

Bez obaw

Co ciekawe, nawet przedstawiciele internetowych serwisów o pracy twierdzą, że klasyczne firmy executive search nie powinny się obawiać potęgi globalnej pajęczyny.

— Kontakt między doradcą a kandydatem, zwłaszcza w przypadku obsadzania wyższych stanowisk, jest niezbędny. Przyznam, że nie zgadzam się z twierdzeniem o marginalizacji executive search przez Internet. W USA i w zachodniej Europie nie doszło do aż tak gwałtownych zmian. Tym bardziej nie będzie ich widać w Polsce— twierdzi Maciej Krzysztofik, dyrektor generalny WWW.JOBS.PL.

Więcej precyzyjnych informacji, dotyczących obu segmentów rekrutacyjnego rynku, przekazuje Andrzej Maciejewski, dyrektor zarządzający Kienbaum Polska.

— Analitycy rynku executive search w USA szacują, że jego wartość w USA w 2000 roku wzrośnie o 15 proc, zaś wartość globalnego rynku aż o 17 proc. Powody do zmartwienia mogą natomiast mieć firmy, które zajmują się tzw. „contingency recruitment”, czyli usługami rekrutacyjnymi wynagradzanymi jedynie za sukces, czyli obsadzenie stanowiska. Ten segment rynku rekrutacyjnego staje już dziś przed perspektywą poważnego zagrożenia ze strony Internetu — twierdzi Andrzej Maciejewski.

Dyrektor Kienbaum Polska zaznacza, że różnice między executive search i Internetem są kwestią po części tylko technologiczną.

— Konsultanci intensywnie korzystają z sieci, przede wszystkim w samym procesie „researchu”. Sieć sprzyja szybkości procesu, daje lepsze możliwości komunikacji i zachowania dyskrecji — twierdzi.

Tadeusz Markiewicz