Od początku lipca w sprawach frankowych przedsąd przyjął do rozpoznania 13 skarg kasacyjnych, a aż w 39 przypadkach odmówił — wynika z informacji Sądu Najwyższego (SN). To oznacza, że zajmuje się tylko 25 proc. spraw, przy czym dotyczy to zarówno skarg frankowiczów jak też banków. Na początku sierpnia w Izbie Cywilnej SN czekało 2,7 tys. skarg kasacyjnych, a 1,5 tys. było przyjętych do rozpoznania. Ze statystyk wynika także, że SN rzadziej przyjmuje do rozpoznania sprawy frankowe niż pozostałe — w lipcu Izba Cywilna odmówiła przyjęcia 74 takich spraw, a 44 przyjęła do rozpoznania.
— Sąd Najwyższy coraz częściej mówi „nie ma tu istotnego problemu” — mówi Marcin Szymański, adwokat z kancelarii Drzewiecki i Tomaszek, który reprezentuje frankowiczów.
Banki składają skargi kasacyjne praktycznie w każdej sprawie.
— Mnie zdarzyło się tylko w sprawach Deutsche Banku, że bank świadomie zaniechał składania skargi kasacyjnej. Opłata od skargi kasacyjnej wynosi dla banków 5 proc. wartości zaskarżenia, więc jest to spora kwota — mówi Marcin Szymański.
W przypadku gdy SN odmówi przyjęcia skargi do rozpoznania, jedna czwarta opłaty przepada, a odmów jest sporo. 22 sierpnia odmowa spotkała mBank, Raiffeisen i Bank Millennium. Sędzia Piotr Bednarczyk np. oddalił zażalenie Banku Millennium na decyzję o ustanowieniu zabezpieczenia, argumentując, że „kolejne odmowy przyjęcia do rozpoznania skarg kasacyjnych banku potwierdzają graniczące z pewnością prawdopodobieństwo uwzględnienia roszczeń powoda”.
— Biorąc pod uwagę liczbę postępowań frankowych, idącą w dziesiątki tysięcy, nie jest możliwe, aby Sąd Najwyższy rozpoznał każdą sprawę. Trudno jednak dziwić się zarówno kredytobiorcom, jak też bankom, że skargi kasacyjne są składane, skoro wiele zagadnień prawnych związanych z kredytami walutowymi wciąż pozostaje niewyjaśnionych, a obie strony sporu wciąż czekają na obiecaną już dawno uchwałę pełnego składu Izby Cywilnej w sprawie III CZP 11/21, która miała kompleksowo uregulować temat frankowy — mówi Adam Beneturski, adwokat z kancelarii Szatkowski i Wspólnicy reprezentujący banki.

Problemy prawne do wyjaśnienia
I banki, i klienci nadal walczą o pewne kwestie, np. o odsetki za opóźnienie.
— Sądy nierzadko liczą te odsetki nie od chwili, w której bank otrzymał od klienta wezwanie do zwrotu i popadł w opóźnienie, lecz dopiero od chwili pouczenia go przez sąd o skutkach nieważności umowy. Takie działanie sądów nie tylko nie ma oparcia w prawie, lecz — co gorsza — zachęca banki do gry na zwłokę, które mają świadomość, że uporczywie odmawiając klientom zwrotu bezprawnie pobranych świadczeń, nie narażają się na konsekwencje w postaci konieczności zapłaty odsetek za opóźnienie — mówi Marcin Szymański.
Niejasności sprawiają, że banki składają pozew o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku unieważniającego umowę.
— Jest to skutek nieprecyzyjnego orzecznictwa na temat tego, kiedy roszczenie banku w takiej sytuacji staje się wymagalne i od kiedy należy liczyć przedawnienie. Precyzyjne wyjaśnienie tej kwestii przez Sąd Najwyższy przyczyniłoby się do ograniczenia liczby pozwów lub do ich większego rozłożenia w czasie — mówi Adam Beneturski.
Bardzo ważną sprawą, która wymaga precyzji, jest też kwestia ważności umów.
— Całkiem niedawno w uchwale III CZP 40/22 Sąd Najwyższy przypomniał, że klauzule kursowe w umowach kredytu nie mogą być uznane za nieważne, choćby spełniały przesłanki abuzywności. Zasadą, wbrew temu, co wynika z dominującego ostatnio orzecznictwa, powinno być utrzymanie umowy kredytu w mocy — twierdzi Adam Beneturski.
SN zaznaczył jednak, że nie wiążą one klienta od samego początku, i dał mu możliwość podjęcia decyzji co do losów umowy. W innym wyroku rozważał status konsumenta w przypadku, gdy mieszkanie było inwestycją.
— W orzeczeniu wydanym w tym roku — II CSKP 362/22 — Sąd Najwyższy bardzo rygorystycznie podszedł do statusu klienta, uznając, że przysługuje mu on jedynie w przypadku zaciągnięcia kredytu w celu zaspokajania potrzeb prywatnych kredytobiorcy i jego rodziny oraz jedynie w celu zapewnienia funkcjonowania gospodarstwa domowego. Stawia to pod znakiem zapytania możliwość powoływania się na abuzywne klauzule przez osoby, które zaciągały kredyt w celach inwestycyjnych, np. kupując drugą nieruchomość na wynajem, a takich osób wśród frankowiczów jest relatywnie dużo — mówi Adam Beneturski.
Wynagrodzenie za korzystanie z kapitału
Kluczową osią sporu jest także to, czy bankom należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału w przypadku unieważnienia umowy.
— To jest ostatnia i — jak sądzę — płonna nadzieja banków. Moim zdaniem takie roszczenie jest bezzasadne. Rozprawa w TSUE w tej sprawie ma się odbyć w październiku – mówi Marcin Szymański.
— Prawnicy naszej kancelarii biorą udział w wielu procesach frankowych i generalnie nie spotkaliśmy się jeszcze z sytuacją, w której jakikolwiek sędzia, informując kredytobiorcę o potencjalnych skutkach nieważności umowy, wykluczyłby z góry zasadność takiego roszczenia. Są natomiast sędziowie, również w Sądzie Okręgowym w Warszawie, którzy wprost deklarują, że ich zdaniem takie roszczenie miałoby podstawę prawną. Udostępnienie kredytu jest usługą, która ma swój koszt. Jeśli umowa jest unieważniona, kredytobiorca jest względem banku o ten właśnie koszt wzbogacony. Nie istnieje żadna przeszkoda, aby dochodzić zwrotu tego kosztu na gruncie polskich przepisów — uważa Adam Beneturski.
Jednak Sąd Najwyższy w uzasadnieniu do wyroku z 19 maja odrzucającego skargę kasacyjną Banku Millennium (II CSKP 985/22) zbliżył się do stanowiska frankowiczów o sankcyjnej roli sądów, która raczej wyklucza możliwość takiego wynagrodzenia. „Działania sądu w razie stwierdzenia klauzuli abuzywnej mają mieć charakter sankcyjny, co oznacza osiągnięcie swoistego skutku zniechęcającego profesjonalnych kontrahentów, zawierających umowy z konsumentami, do przewidywania w umowach z nimi nieuczciwych postanowień umownych” — napisał SN.