Przebicie bariery 5 zł za franka szwajcarskiego zapowiadało się już od dłuższego czasu. Już na początku marca na fali wojennej niepewności kurs na pewien czas przekroczył barierę 4,9 zł. Silniejsza, bardziej stopniowa fala wzrostowa rozpoczęła się w czerwcu. W lipcu kurs już nie schodził poniżej 4,8 zł, aby w drugiej połowie sierpnia zagościć już powyżej 4,9 zł.
To efekt głównie osłabiania się euro zarówno względem franka, jak i dolara. Względem dolara parytet po raz pierwszy został złamany w lipcu, a obecnie EUR/USD jest w okolicach 0,99. Względem franka kurs minął parytet na przełomie czerwca i lipca, i obecnie CHF/EUR jest powyżej 1,04. W obu przypadkach euro straciło ok. 7 proc. w ostatnie 3 miesiące.
Powody są dwa. Z jednej strony EBC bardziej się ociąga z podwyżkami stóp procentowych niż Fed czy SNB w reakcji na wzrost inflacji, z drugiej strony inwestorzy obawiają się kryzysu energetycznego w Europie, jeżeli Rosja odetnie dostawy gazu. Ostatnia zapowiedź zamknięcia gazociągu Nord Stream na weekend podsyciła obawy i wywindowała ceny gazu na rekordowe poziomy, powyżej 270 EUR za MWh. Nie lepiej jest na rynku energii elektrycznej, który dodatkowo dobija susza, a ceny w Niemczech przekroczyły już 500 EUR za MWh.
To przekłada się na złotego, który w ostatnich czasach nie najlepiej sobie radzi. Co prawda kurs EUR/PLN nie jest tak słaby jak w marcu, gdy zbliżał się do 5 zł, ale od tego czasu tylko krótko gościł poniżej 4,6 zł. Nie pomaga duża niepewność związana z wypłatą środków z KPO oraz sygnalizowanie przez prezesa NBP końca cyklu podwyżek stóp procentowych.
Ostatnim razem, gdy media rozpisywała się o kursie 5 zł za frank szwajcarskiego był 15 stycznia 2015 roku. Wtedy Szwajcarski Bank Centralny zdecydował o zaprzestaniu bronienia waluty i pozwolił na jej umocnienie. W notowaniach odnotowano 5,19 zł za franka szwajcarskiego, ale tylko przez chwilę, kurs ustabilizował się wkrótce w okolicach 4,2-4,3 zł.