W I połowie roku wydano ponad 4 tys. wyroków w sprawach frankowych, z których 97 proc. było na korzyść kredytobiorców. To znacznie więcej niż w całym 2021 r., kiedy było ich 2,5 tys. – to efekt tego, że klienci masowo ruszyli do sądów po głośnym orzeczeniu TSUE z 2020 roku ws. państwa Dziubaków. Niestety sprawiło to również, że na rozstrzygnięcia trzeba dłużej czekać.
Najwięcej pozwów trafia do tzw. warszawskiego wydziału frankowego – powodów jest kilka. Przede wszystkim linia orzecznicza jest ustalona, a do tego sąd ten wydaje zabezpieczenia, co oznacza, że na czas procesu wstrzymuje płatność rat. Powodem jest także to, że większość banków ma siedziby w Warszawie, co czyni ten sąd właściwym do rozpoznania sprawy. Według statystyk za I półrocze tego roku średni czas rozpoznania sprawy w tym wydziale wynosił 5 miesięcy. Ale to złudna statystyka, gdyż uwzględnia ona tylko sprawy zakończone w tym okresie, które zostały wniesione do tego wydziału po jego powstaniu, czyli od kwietnia 2021 r.
– Od chwili wpływu sprawy do czasu wydania zarządzenia o wyznaczeniu terminu rozprawy upływa co najmniej kilka miesięcy (z uwagi na konieczny obrót korespondencji, wymianę pism między stronami). Z kolei terminy rozpraw wyznaczane są z co najmniej kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Już same te orientacyjne wartości prowadzą do wniosku, że termin pięciomiesięczny nie odpowiada aktualnym realiom – mówi Sylwia Urbańska, rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Warszawie.

Jak dodaje Sylwia Urbańska, obecnie referaty sędziów w wydziale liczą od około 1300 do 1700 spraw, co sprawia, że czas oczekiwania na pierwszą rozprawę ciągle się wydłuża.
- Mamy zarejestrowanych niemal 31 tys. spraw. W tym roku zakończyliśmy ich ok. 3 tys., z czego połowę wyrokami. Przy bardzo dużym nakładzie pracy sędzia może skończyć 200 spraw rocznie, a przy 21 sędziach (tylu liczy wydział) łatwo policzyć: już dziś mamy pracę na sześć–siedem lat. Oznacza to, że za chwilę tyle trzeba będzie czekać na pierwszą rozprawę – mówił dla „Rzeczpospolitej” sędzia Piotr Bednarczyk, wiceszef tzw. wydziału frankowego w warszawskim Sądzie Okręgowym.
Krócej w innych sądach
Frankowicze mogą także składać pozwy do sądu właściwego dla ich miejsca zamieszkania. W innych miastach sytuacja wygląda trochę lepiej.
– W gdańskim sądzie kiedyś to były 2-3 lata, ale teraz dłużej, choć nie tak długo, jak w Warszawie. Sąd w Gdańsku jest drugi po Warszawie w liczbie prowadzonych spraw, co wynika z tego, że w Gdańsku ma siedzibę Bank BPH. A do tego milionowa metropolia. Myślę, że te terminy będą się wydłużały – mówi Paweł Przybyłowski, adwokat.
– W Poznaniu nie jest najgorzej. Sąd nie jest zapchany tak, jak w Warszawie, bo sprawy trafiają na wszystkie trzy wydziały. Sędziowie są w miarę na bieżąco – w dwa lata niemal każdy proces kończy się w I instancji. Problem zaczyna się w Sądzie Apelacyjnym, gdyż ten długo po wyroku Dziubaków nie orzekał, a teraz wiosną zaczął, ale bardzo powoli załatwia sprawy. Trudno nawet powiedzieć ile to trwa, bo Sąd Apelacyjny wydał 10-20 wyroków, a 300-400 jest do załatwienia – mówi radca prawny Mariusz Korpalski.
Są też inne różnice między Warszawą a Poznaniem.
– Sądy w Poznaniu nie zwracają spraw pod byle pretekstem, ale także nie dają zabezpieczeń. Warszawski wydział frankowy je wydaje, a to jest procedura w procedurze – z jednej strony sąd jest rzetelny, ale z drugiej ma więcej roboty – dodaje Mariusz Korpalski.
Nie zawsze od początku
Jeżeli umowa jest nieważna, to strony powinny sobie oddać nawzajem to, co sobie świadczyły. W przypadku kredytu kredytobiorca powinien dostać zwrot wszystkich swoich wpłat, a bank powinien dostać wypłacony kapitał.
– To, że umowa jest nieważna, okazuje się dopiero po jakimś czasie od jej wykonywania. Zazwyczaj konsument radzi się prawnika, który wstępnie ocenia, że umowa prawdopodobnie jest nieważna. W takiej sytuacji konsument powinien wystosować wezwanie do banku, w którym kwestionuje ważność umowy i zażąda zwrotu swoich świadczeń. To jest tzw. zobowiązanie bezterminowe i dopiero w tym wezwaniu konsument określa termin, w którym domaga się zwrotu tych świadczeń (zgodnie z art. 455 KC). Np. konsument wzywa do zwrotu świadczenia w wysokości 200 tys. zł w terminie 7 dni. Jeżeli nie zostanie zapłacone, to kieruje sprawę do sądu. I wtedy od ósmego dnia nalicza się odsetki od kwoty głównej. Obecnie odsetki ustawowe za opóźnienie wynoszą 12 proc. Ewentualnie jeśli konsument nie wzywał banku przedprocesowo, wówczas odsetki za opóźnienie powinny być naliczane od dnia doręczenia pozwu bankowi przez sąd – wyjaśnia Kacper Sampławski.
Zgodnie z majową uchwałą dopiero od momentu złożenia oświadczenia można naliczać odsetki na rzecz konsumentów. W ten sposób konsumenci są pozbawiani ogromnych kwot, stanowiących dla nich odszkodowanie od banków z tytułu wieloletniej odmowy realizacji ich słusznych roszczeń.
Do tego wtrącił się jednak Sąd Najwyższy (SN), który w majowej uchwale siedmiu sędziów stwierdził, że nieważność umowy, a więc także moment, od którego należy liczyć odsetki, przypada na dzień w którym kredytobiorca pouczony przez sąd złożył oświadczenie, że zgadza się na unieważnienie umowy.
– Czasem te oświadczenia są składane w sądach pierwszej instancji, ale bardzo dużo jest składanych w sądach drugiej instancji, czyli po czterech-pięciu latach od złożenia pozwu. Zgodnie z majową uchwałą dopiero od momentu złożenia oświadczenia można naliczać odsetki na rzecz konsumentów. W ten sposób konsumenci są pozbawiani ogromnych kwot, stanowiących dla nich odszkodowanie od banków z tytułu wieloletniej odmowy realizacji ich słusznych roszczeń – mówi Kacper Sampławski.
To sytuacja znacznie korzystniejsza dla banków, ale zdaniem Kacpra Sampławskiego niezgodna z prawem unijnym.
– Jest to nowa koncepcja, kompletnie niezrozumiała i niezgodna z prawem unijnym, bo tworzy inne zasady dla nieważnych umów krajowych, a inne dla nieważnych umów konsumenckich europejskich. SN tym samym kwestionuje racjonalność klientów składających pozew, którzy zazwyczaj mają swojego prawnika, wiedzą, co robią, i domagają się już w pozwie określonych kwot. Tymczasem koncepcja SN oznacza, że sąd uznaje, że będą wiedzieli co robią dopiero po kilku latach, jak złożą oświadczenie. I dopiero, kiedy sąd ich poinformuje, że rzeczywiście są klauzule abuzywne i klienci oświadczą, że je kwestionują – mówi Kacper Sampławski.
Jak dodaje, koncepcja wypracowana przez SN jest powszechnie (z nielicznymi wyjątkami) stosowana w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie, a także w sądach w całej Polsce. Wobec jej niezgodności z prawem unijnym, dalsze jej stosowanie naraża jego zdaniem Skarb Państwa na roszczenia odszkodowawcze ze strony frankowiczów pokrzywdzonych prawomocnymi wyrokami niezgodnymi z prawem UE.
– Jeśli chodzi o odsetki za opóźnienie, to rozpiętość orzeczeń sądów jest bardzo duża. Jedni orzekają od początku trwania procesu, a drudzy mówią, że dopóki konsument nie został pouczony o skutkach nieważności, to mógł się wycofać z tego pozwu, i ta wadliwość nie była definitywna i nie nalicza odsetek. We wrześniu wyrok TSUE może te problemy rozstrzygnie – mów Mariusz Korpalski.