Ślamazarność to nie przypadek

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2021-06-07 20:00

W poniedziałek, 7 czerwca, upłynął termin wprowadzenia w życie przez państwa UE kompletnych przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych implementujących dyrektywę Parlamentu Europejskiego (PE) i Rady UE nr 2019/790 w sprawie prawa autorskiego i praw pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym.

Dla obecnych władców Polski aż dwa lata okazały się okresem zbyt krótkim – według stanu z 7 czerwca nie istnieje nawet wyjściowy projekt ustawy, nie mówiąc już o aktach wykonawczych. Dopiero jest tworzony ślamazarnie w Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Nie ma mowy, by Rada Ministrów skierowała skonsultowany projekt do Sejmu przed wakacjami, zatem finalnie obowiązek wobec UE obecni władcy wykonają ze spóźnieniem półrocznym lub dłuższym. Ciekawe, że przy ratyfikowaniu systemu zasobów własnych nagłaśniali znaczenie każdego dnia, natomiast regulacje ważne zwłaszcza dla rynku prasowego tak demonstracyjnie lekceważą. Inna sprawa, że wypada wrzucić kamyczek także do ogródka Komisji Europejskiej (KE). Wywołujący największe spory o pieniądze jest art. 17 dyrektywy, regulujący korzystanie przez dostawców usług online z treści chronionych. KE została zobowiązana do wydania wytycznych w sprawie dobrych praktyk, ale wyrobiła się z tym zadaniem – ponoć z powodów epidemicznych – dopiero… 4 czerwca 2021 r. Część państw jednak na wytyczne nie czekała i przepisy wdrożyła.

Trzy lata temu prace nad dyrektywą wywoływały ostre spory. PE w Strasburgu głosował 12 września 2018 r., w przeddzień ukazał się w unijnych gazetach list do europosłów – z polskiej strony sygnowany przez Izbę Wydawców Prasy – apelujący o przyjęcie dyrektywy, w szczególności art. 11, mającego największe znaczenie dla ochrony prasy przed bezczelnym rabunkiem treści uprawianym przez gigantów technologicznych. Wzmocnieniem listu były okładki dzienników… bez treści, co miało unaocznić, jak grabią prasę sieciowi złodzieje – do czysta. W tamtej akcji największych polskich dzienników uczestniczył także „PB”, poniżej przypominamy naszą „gołą” pierwszą stronę z 11 września.

W przeddzień głosowania dyrektywy w Strasburgu okładki polskich dzienników – w tym oczywiście „PB” – z 11 września 2018 r. symbolizowały skalę bezkarnej grabieży treści prasowych przez internetowych gigantów.

Solidarnościowy apel środowiska prasowego został w Strasburgu dosłyszany. PE przyjął raport o dyrektywie dosyć pewnie stosunkiem 438:226, przy 39 europosłach wstrzymujących się i 48 niegłosujących. Potem w ministerialnej Radzie UE, czyli drugiej izbie legislacyjnej, dyrektywa przeszła większością kwalifikowaną. Niestety, po złej stronie mocy ustawiło się PiS, zarówno jego europosłowie w Strasburgu, jak też rząd w drugiej izbie. Władcy kraju rozkręcili histeryczną kampanię, zarzucając bardzo wyważonej dyrektywie, że to ACTA2 i kaganiec na internetową wolność. A przecież utrzymana została możliwość korzystania z sieciowych treści przez indywidualnych użytkowników, a także gratisowe linkowanie. Akcję dezinformacyjną sfinansowali zarabiający bezkosztowo miliardy giganci, ale rząd PiS przecież nie został przez nich otumaniony, zagrał dyrektywą wyjątkowo nieuczciwie w okresie przedwyborczym. I niestety – nadal nią gra, stąd wniosek zapisany w tytule.