Spółki zaczynają płacić za rekomendacje

opublikowano: 05-03-2015, 00:00

Trendsetter czy zbłąkana owieczka? DI Investors wydaje rekomendacje dla spółek, które za to zapłacą. Konkurenci nie pochwalają, ale też gremialnie nie potępiają

W styczniu Dom Inwestycyjny Investors wydał rekomendację dla Arterii, a w lutym dla Mirbudu i JHM Development (córki Mirbudu). Powstały w wyniku umowy między spółką a domem maklerskim. Podobne kontrakty łączą DI Investors z Impelem, OT Logistics, DT Partners i Vantage Development. Do końca 2015 r. broker chce mieć 20 klientów, a w 2016 r. — 30. Inne domy maklerskie twierdzą, że nie planują podobnych ruchów. W tym, co można usłyszeć w branży, pobrzmiewa jednak raczej konsternacja niż zdecydowany sprzeciw. — Nie chodzi o to, że ktoś nam zapłaci za analizę, tylko jak podejdą do tego nasi klienci. Na utracie wiarygodności możemy stracić więcej, niż zarobimy na rekomendacji — mówi Michał Wojciechowski, zastępca dyrektora DM BOŚ. — To jest jakaś nowość. Jeżeli natomiast założymy, że opłacanie analiz przez spółkę nie wpływa na obiektywizm ocen analityka, to nie ma w tym nic złego — dodaje Stanisław Waczkowski, wiceprezes Ipopemy Securities. Wypowiedzi osób zastrzegających anonimowość są dużo bardziej wyraziste, ale też bardziej zróżnicowane.

DBAMY O OPINIĘ:
DBAMY O OPINIĘ:
Kwestią, w której nie będzie żadnych kompromisów, jest jakość raportu. Raporty opłacane przez spółki robimy z najwyższą starannością, tak samo jak dla spółek z WIG20 — zapewnia Tomasz Bardziłowski, wiceprezes DI Investors.
Marek Wiśniewski

— To zupełne wypaczenie sensu analiz. Gdybym chciał obejrzeć prezentację spółki, to poszedłbym na spotkanie z zarządem — mówi członek zarządu jednego z domów maklerskich. — W dziale analiz każdy pracuje na swoje nazwisko i wiele osób nie chciałoby pracować w miejscu, gdzie robi się takie rzeczy. To małe środowisko i przy zmianie pracy ma to znaczenie — mówi jeden z szefów analityków. W tle przewija się sytuacja na rynku. Modelowo dom maklerski powinien pokrywać koszty z działalności na rynku wtórnym, a zarabiać na pierwotnym. W Polsce od miesięcy kuleje jeden i drugi. — Z rynku wtórnego są w stanie wyżyć 2-3 domy maklerskie. Można więc albo wyłączyć monitory, albo szukać innych rozwiązań. To dobry pomysł. Może kontrowersyjny,ale dobry — mówi przedstawiciel środowiska.

Prowizje nie wystarczają

Przedstawiciele DI Investors tłumaczą, że pomysł narodził się w konsekwencji zmian w OFE. Były one dużymi kupującymi, ze stałym dopływem gotówki, a więc interesowały się też mniejszymi spółkami. Bez OFE zainteresowanie nimi zmalało. — Trudno oczekiwać, by domy maklerskie z własnej inicjatywy prowadziły stały serwis analityczny o małych spółkach, bo prowizje za obrót tymi akcjami nie pokryją kosztów analiz. Obsługa analityczna opłacana przez spółkę jest więc często alternatywą wobec braku jakichkolwiek raportów — mówi Piotr Nawrocki, dyrektor działu analiz DI Investors. Opracowania DI Investors nie zawierają zalecenia „kupuj”, „trzymaj” lub „sprzedaj”. Zawierają jednak „cenę docelową”. Arteria została wyceniona na 23,80 zł przy cenie rynkowej 15,10 zł. Mirbud na 2,17 przy kursie 1,32 zł. — Ta rekomendacja jest mocno zachowawcza i nie do końca spełniła moje oczekiwania — zastrzega Jerzy Mirgos, prezes Mirbudu. — Emitent do momentu publikacji raportu nie wie, jaka jest wycena, a nasze wynagrodzenie w żaden sposób od niej nie zależy — podkreśla Piotr Nawrocki. Przyznaje jednak, że usługa jest obarczona ryzykiem przewagi ocen pozytywnych, bo naturalnymi nabywcami serwisu

DBAMY O OPINIĘ:

Kwestią, w której nie będzie żadnych kompromisów, jest jakość raportu. Raporty opłacane przez spółki robimy z najwyższą starannością, tak samo jak dla spółek z WIG20 — zapewnia Tomasz Bardziłowski, wiceprezes DI Investors.

[FOT. WM]

są spółki głęboko przekonane o swoim niedowartościowaniu i atrakcyjności. — Zobaczymy, jak efektywny będzie ten model w dłuższym terminie. Emitenci chętnie zapłacą za rekomendację skłaniającą do kupna akcji, ale mogą wypowiedzieć umowę po pierwszej rekomendacji sugerującej sprzedaż — komentuje Ryszard Czerwiński, wiceprezes Trigon DM. Usługa nie ma długiej historii, ale już ewoluuje. Raport o Arterii z września 2014 r. zawierał wycenę metodą DCF i porównawczą. Obie były istotnie wyższe od ówczesnego kursu, jak również od wyceny ze stycznia 2015 r. Żadna nie była jednak „ceną docelową”.

Stany Zjednoczone i Londyn

Pomysł z opłacaniem przez emitentów tzw. pokrycia analitycznego nie jest światową innowacją. Już w 2010 r. Marcus Kirk z Uniwersytetu Florydy w opracowaniu „Rekomendacje na sprzedaż: determinanty i konsekwencje płacenia za pracę analityków” zwracał uwagę, że w latach 1999-2006 ponad 500 spółek giełdowych ze Stanów Zjednoczonych płaciło za to, że analitycy się nimi zajmują. Giełda w Londynie wręcz zachęca do tego spółki z rynku AIM. „Opłacane przez spółki i bezpłatne dla inwestorów raporty dostarczają profesjonalnych, dokładnych pod względem finansowym i obiektywnych analiz i opinii na temat wyników spółek” — można przeczytać na stronie londyńskiej giełdy.

Opłacane przez emitentów są też największe agencje ratingowe.

— Tyle że one oceniają jednak coś innego niż domy maklerskie. Różnicują emisje pod względem bezpieczeństwa, ale nie mówią, że warto coś kupić lub sprzedać. Bo to, że spółka dostanie rating DDD, nie oznacza, że jej papiery nie są warte kupna. One są po prostu bardzo ryzykowne. Niby jest to podobne, ale jednak coś innego — mówi osoba z doświadczeniem w londyńskim City.

— Emisje obligacji są zdecydowanie częstsze niż akcji. W praktyce więc ocena wiarygodności kredytowej znajduje zdecydowanie silniejsze bezpośrednie przełożenie na sytuację emitenta niż ocena wartości jego akcji — oponuje Tomasz Bardziłowski.

Niejeden pieniądze bierze

Wiceprezes brokera zwraca uwagę, że brak usługi odpłatnego pokrycia analitycznego nie oznacza, że inne polskie domy maklerskie nie biorą pieniędzy od spółek, które oceniają ich analitycy. Takie raporty przygotowują np. oferujący w ofertach pierwotnych. Bycie animatorem akcji nie przeszkadza zaś brokerom w ocenie tych samych spółek, które płacą im za zwiększanie płynności na rynku wtórnym.

— Inaczej na rynku musiałyby działać wąsko wyspecjalizowane podmioty, tylko piszące rekomendacje, tylko animujące czy organizujące emisje — zaznacza Robert Kosowski, dyrektor ds. marketingu w DM mBanku.

— O konflikcie interesów przy ofertach pierwotnych każdy wie. Zresztą nie jest tak, że spółka przychodzi, płaci nam i robimy ofertę. Sami też zastanawiamy się, czy chcemy konkretną spółkę wprowadzać. Poza tym z jednej strony jest emitent, a z drugiej kupujący. Broker chce zrobić dobrze jednemu i drugiemu — broni tego modelu szef jednego z działów analiz.

Kwartalne rozliczenie

DI Investors podpisuje umowy na co najmniej rok. Opiekę analityczną sprzedaje w dwóch pakietach. Za raport inicjujący, cztery komentarze do wyników i dwie aktualizacje wyceny życzy sobie 13 tys. zł kwartalnie w pierwszym roku i 8 tys. w kolejnych. Jeśli spółka chce jeszcze raportów dotyczących prognoz jej wyników i organizacji spotkań z inwestorami, cena wzrasta do 17,5 tys. zł kwartalnie w pierwszym roku i 13 tys. zł w latach kolejnych.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Kamil Kosiński

Polecane