Dość już kłucia kursowymi
widełkami. Ma być jak
z oprocentowaniem: bank
powinien podać, w jaki
sposób liczy cenę waluty.
Co to jest spread, wie dzisiaj każde dziecko, szczególnie jeśli rodzice spłacają kredyt mieszkaniowy denominowany w walucie obcej. Po przyspieszonym kursie finansów osobistych, jaki wszyscy kredytobiorcy zadłużeni we frankach i euro przeszli po wybuchu kryzysu finansowego, wiadomo powszechnie, że jest to sposób na podwyższanie raty kredytu przez bank. Na przełomie 2008/09 o spreadach zrobiło się bardzo głośno. Okazało się, że o ile wcześniej różnica między ceną kupna i sprzedaży waluty wynosiła kilka procent, to w listopadzie, grudniu, a potem na początku tego roku skoczyła do kilkunastu procent.
W styczniu sprawą zajął się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Wczoraj przedstawił raport ze swoich dokonań. Efekty nie są na pozór wielkie. UOKiK przejrzał wzory umów, regulaminy, tabele opłat w 17 bankach i stwierdził, że owszem, informują one klienta, jaki jest poziom spreadów, lecz nie wyjaśniają, skąd one się biorą. Wszystkie. Dostało się jednak tylko na Millennium, przeciwko któremu urząd złożył w kwietniu pozew w Sądzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów, kwestionując dowolność ustalania kursów walut. Pozwany jest jeden bank, ale rozstrzygnięcie będzie ogromnie ważne dla całego rynku.
— Jeśli wyrok będzie dla nas korzystny, to zostanie wpisany do rejestru klauzul niedozwolonych, a inne banki też będą musiały wycofać się z tych klauzul — mówi Małgorzata Krasnodębska–Tomkiel, prezes UOKiK.
Szefowa urzędu uważa, że banki powinny w sposób klarowny i zrozumiały dla klienta informować, w jaki sposób ustalany jest spread. Dzisiaj wyłącznie odsyłają do własnej tabeli kursów walut. A przecież jest to tylko punkt odniesienia do liczenia spreadu.
— To dobry pomysł, by wymusić na bankach stosowanie bardziej przejrzystej informacji o zasadach ustalania spreadu. Tak jak w przypadku oprocentowania klient wie, że na łączną wysokość składa się stawka WIBOR dla określonego okresu, marża, prowizja itp., tak w przypadku spreadu też powinien otrzymać klarowne wyjaśnienie — uważa Piotr Palenik, analityk ING Securities.
Banki powinny więc poinformować, że punktem odniesienia jest kurs NBP z danego dnia plus jasno określona marża. Po dobroci tego raczej nie zrobią. Piotr Palenik wyjaśnia, że brak przejrzystości pozwala bankom w sposób dość dowolny ustalać wysokość spreadu.
— Sprzedaż kredytów hipotecznych znacząco zmalała, nie jest to już tak duże źródło dochodu, lecz wciąż są to duże pieniądze. A ponadto łatwe — mówi analityk ING Securities.