Państwowe hodowle przegrywają z rynkiem. Agencja Nieruchomości Rolnych szuka dla nich ratunku
Zyskowne są te spółki, które mają duże majątki ziemskie, hodują bydło oraz trzodę.
W zasobach Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR) znajdują się 53 spółki hodowli roślin i zwierząt "o szczególnym znaczeniu dla gospodarki". W 2009 r. straty miało 14 z nich, z czego aż 10 to stadniny koni i stada ogierów. Rentownych jest 11 państwowych stadnin (kilka to Gazele Biznesu "PB"), które zarobiły w sumie prawie 7 mln zł. Słabe ciągną w dół. Skutek: zysk wszystkich końskich spółek nadzorowanych przez ANR wyniósł w ubiegłym roku tylko 0,6 mln zł.
— W latach 2004-07, czyli w okresie przejściowym po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, stadniny mogły być jeszcze wspierane finansowo przez agencję. Po zakończeniu okresu przejściowego ta pomoc publiczna jest już niedozwolona — tłumaczy Sławomir Pietrzak, wiceprezes ANR.
Zyski z pola
ANR zastanawia się, co zrobić ze spółkami hodowli koni, które nie radzą sobie na rynku.
— Z jednej strony, możemy działać tylko na bazie przepisów kodeksu spółek handlowych [a więc dbać o zyski —przyp. red.]. Z drugiej — konie ze względów historycznych i sportowych wciąż uznawane są za zwierzęta o szczególnym znaczeniu dla gospodarki. Nie można jednak ich znaczenia porównywać ze znaczeniem dla bezpieczeństwa żywnościowego kraju spółek hodowli roślin czy zwierząt gospodarskich — mówi Sławomir Pietrzak.
ANR nakłania wszystkie końskie firmy do restrukturyzacji i ograniczenia liczby rumaków. Niektóre i bez niej nieźle sobie radzą, m.in. stadniny koni czystej krwi arabskiej w Janowie Podlaskim, Michałowie i Białce. Są w stanie na siebie zarobić, ale wcale nie dlatego, że Polska jest znana na świecie z hodowli arabów.
— Radzą sobie przede wszystkim te stadniny, które dysponują czymś więcej niż stadem i zabytkowym pałacem. Utrzymanie zapewniają im dotowane przez Unię Europejską pola uprawne i hodowla innych zwierząt, np. krów — przyznaje Sławomir Pietrzak.
Doraźne łączenie
ANR szuka ratunku dla kulejących stadnin i stad ogierów.
— Pierwszym krokiem było połączenie niektórych spółek na zasadzie inkorporacji: gorzej prosperujące przyłączyliśmy do silniejszych, by nie likwidować stad i ograniczyć ich straty — mówi Sławomir Pietrzak.
Miało to ten pozytywny skutek, że przyłączone stada nie zostały zamknięte.
— Proszę jednak pamiętać, że działanie to nie jest w pełni zasadne ekonomicznie. Nie mogę przecież od prezesa stadniny wymagać, by zarabiał zgodnie z kodeksem spółek handlowych, a jednocześnie zmuszać go do pokrywania strat innej stadniny —podkreśla wiceprezes ANR.
Nadzieja w samorządach
Innym pomysłem jest namówienie do współpracy lokalnych samorządów.
— Stadnina zwykle jest związana z regionem, jego historią i od czasu reformy administracyjnej z lokalnym samorządem. Często gmina czy miasto są rozpoznawalne głównie dzięki koniom. Tworzy to też miejsca pracy — mówi Sławomir Pietrzak.
Współpraca powiodła się m.in. w Książu, gdzie zamkiem zawiaduje samorząd Wałbrzycha.
— Porozumieliśmy się w ten sposób, że turyści zwiedzający zamek mogą zwiedzić stado ogierów. Dzięki temu do stada trafia część pieniędzy z biletów. Na razie zdaje to egzamin — informuje Sławomir Pietrzak.
Samorządy mogłyby też zakładać fundacje, dzięki czemu mogłyby zdobywać fundusze w sposób niedostępny dla stadnin państwowych. Jest też inny pomysł.
— Złożyliśmy ofertę współpracy Totalizatorowi Sportowemu: wyprowadzone z Warszawy konie mogłyby korzystać z infrastruktury naszej spółki w Kozienicach. Być może pomogłoby to jej przetrwać ciężki okres. Czekamy na odpowiedź — mówi wiceprezes ANR.
Obecnie konie stacjonują przy torze, ANR proponuje, by były przywożone z Kozienic tylko na gonitwy. Totalizator, który ma 30-letnią dzierżawę służewieckich wyścigów, mógłby zwolnione pomieszczenia zagospodarować. Problemem jest niechęć hodowców, którym nie uśmiecha się wożenie koni.
Przez blisko rok trwały negocjacje z Urzędem Marszałkowskim Województwa Łódzkiego dotyczące ratowania Stada Ogierów w Bogusławicach. Rozmowy kontynuuje Ministerstwo Skarbu Państwa, któremu ANR przekazała udziały w spółce. Resort ma doświadczenie w końskiej prywatyzacji: sprzedał niedawno Stadninę Koni Strzegom bielskiej firmie Granlux, która zapłaciła za udziały 7,2 mln zł (z nowym właścicielem nie udało nam się skontaktować).
W prywatne ręce mogą też przejść inne spółki. Decyzje o ich losach mają zapaść już niebawem, po walnych zgromadzeniach. ANR szuka ratunku dla wszystkich nadzorowanych spółek. Na niewiele jednak to się zda, skoro prywatni hodowcy zamiast polskich koni chętnie kupują sprowadzane z zagranicy.
— Hasło: "kupując polskie konie, ratujesz polską hodowlę", jest jak najbardziej na miejscu, pytanie tylko, czy jest społecznie i ekonomicznie do zaakceptowania — mówi Sławomir Pietrzak.
okiem eksperta
Michał Wierusz-Kowalski, Polski Związek Jeździecki
Wszystkich stad ogierów nie da się ocalić
W państwowych stadninach i stadach ogierów zawsze brakowało konkretów — prawdziwej reformy, efektywnych działań naprawczych. Były tylko działania doraźne. Stadniny radzą sobie lepiej dzięki posiadanym majątkom. Gorzej ze stadami ogierów, które przestały być konkurencyjne. Przy obecnej strukturze "przemysłu" końskiego trzeba się zastanowić, czy w 38-milionowym kraju potrzeba nam 10 stad. Moim zdaniem, nie da się ocalić wszystkich. Trzeba wybrać najważniejsze. W niektórych przypadkach konieczna może być likwidacja lub sprzedaż. To niepopularne decyzje, ale nie można w nieskończoność przedłużać agonii.
20
Nad tyloma końskimi spółkami nadzór sprawuje obecnie Agencja Nieruchomości Rolnych.
3
Tyle z nich to stada ogierów. Spółki te nie prowadzą działalności hodowlanej tak jak stadniny, a skupiają najlepsze ogiery, które wysyłane są "w teren" jako reproduktorzy.
174,5
mln zł Takie były przychody spółek hodowli koni w 2009 r., które nadzoruje Agencja Nieruchomości Rolnych.