Co ciekawe – zarówno władcy, jak też opozycja pominęli niezwykle ważny wątek wygaśnięcia stanu wyjątkowego. To już niedługo, okres 90 dni definitywnie kończy się we wtorek 30 listopada o północy. Bardzo szczątkowe, chociaż dramatyczne kadry z granicznego frontu w ostatnich dniach potwierdzają, że restrykcje stanu wyjątkowego absolutnie nie pomogły w obronie przed imigracyjnym tsunami. Wszystkie działania podejmowane przez strażników granicznych, żołnierzy oraz policjantów – łącznie z ograniczonym użyciem środków przymusu bezpośredniego – opierają się na zwyczajnych ustawach i wykonawczych rozporządzeniach.
Tak naprawdę najważniejszym następstwem stanu wyjątkowego jest odcięcie społeczeństwa od informacji ze zróżnicowanych źródeł. Według obecnych władców, ich największym wrogiem wewnętrznym są po prostu dziennikarskie kamery i aparaty fotograficzne. Polacy zdani są tylko na wiadomości mocno przefiltrowane przez aparat władzy i same służby.
Konstytucyjnych i ustawowych wariantów rozwoju sytuacji po 30 listopada jest kilka. Bodaj najbardziej fantastyczny, ale nie niemożliwy to wprowadzenie od 1 grudnia… stanu wojennego, także ograniczonego do 3-kilometrowego paska. Kreatywna interpretacja art. 228 Konstytucji RP nie wyklucza przekwalifikowania jednego stanu nadzwyczajnego w inny. Akurat procedura wyjątkowego i wojennego jest podobna, decydentem obu stanów jest prezydent, zaś organem zatwierdzającym Sejm. Władcy mogą zastosować także inny chwyt, po zakończeniu stanu wyjątkowego nastąpiłby dzień formalnej przerwy, zaś 2 grudnia… zacząłby się kolejny 90-dniowy wyjątkowy. Możliwe są jeszcze inne kombinacje, w tym skorzystanie z nowej ustawy o budowie bariery granicznej. Jedno jest pewne – władcy coś wymyślą.
