12 kwietnia kierownictwo Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) chce spotkać się z przedstawicielami funduszy, które zakwalifikowały się do uzyskania finansowania z unijnego programu BRIdge Alfa (BA). Prof. Aleksander Nawrat, wicedyrektor NCBR, zapewnia, że jest otwarty na rozmowy i negocjacje także w sprawie kontrowersyjnej klauzuli w umowach, przyznającej NCBR (lub podmiotowi przez niego wskazanemu) prawo pierwszeństwa do zakupu aktywów spółek (także know-how, patentów, wynalazków), które rozwiną się dzięki wsparciu z programu BA.

— Od początku realizacji programu blisko współpracujemy i spotykamy się z „Alfami”. Teraz też jesteśmy gotowi do rozmów, również na temat tej klauzuli, jeżeli tylko przedstawiciele funduszy przedstawią konkretne propozycje. Czy możliwe są zmiany w umowach w zakresie klauzuli? O takiej ewentualności musieliby najpierw wypowiedzieć się nasi prawnicy. Niczego nie wykluczam. Usiądźmy do stołu i rozmawiajmy o najlepszych rozwiązaniach — mówi prof. Aleksander Nawrat.
Partnerzy na siłę
44 fundusze zakwalifikowane do wsparcia w ramach programu BRIdge Alfa dostanąfinansowanie w 80 proc. unijne, a w 20 proc. prywatne. Łącznie na trwającą drugą edycję programu przewidziano ok. 1,5 mld zł. Dofinansowane fundusze mają wyszukiwać perspektywiczne, lecz bardzo ryzykowne projekty naukowe, by w nie inwestować i je rozwijać. Problem w tym, że w drugiej edycji NCBR zapisało w umowach z funduszami prawo pierwokupu start-upów, które rozwiną skrzydła dzięki programowi (lub tego, co stworzą), dla siebie lub wskazanego podmiotu. Przedstawiciele prywatnych inwestorów w funduszach alarmowali, że taki mechanizm oznacza nacjonalizację start-upów, siłowo przejmowanych przez państwo, albo wrogie przejęcie przez wskazaną firmę prywatną (np. zagraniczny fundusz).
Z takimi partnerami będą musieli potem współpracować udziałowcy, którzy pozostaną w spółce. Zdaniem funduszy, to zniechęca inwestorów, szczególnie zagranicznych, do angażowania się w przedsięwzięcie.
— Nie ma mowy o cedowaniu prawa pierwszeństwa na jakiekolwiek podmioty prywatne. Zależy nam jedynie na umożliwieniu dalszego finansowania ciekawych projektów na późniejszych etapach rozwoju oraz utrzymywaniu w jakimś stopniu kontroli przez państwo nad zainwestowanymi funduszami publicznymi. Naszą intencją jest, aby prawo pierwszeństwa przekazywać wyłącznie współpracującym z nami w ramach instrumentów funduszowych spółkom skarbu państwa, które mogłyby zapewnić dalszy rozwój projektów, szczególnie w strategicznych branżach, np. w przemyśle zbrojeniowym i energetyce. Nie wykluczam doprecyzowania zapisów w umowach. Zależy nam, żeby każdy uczestnik programu czuł się bezpiecznie — mówi prof. Aleksander Nawrat.
Biuro prasowe centrum informuje, że prawo pierwszeństwa wynika z ustawy o NCBR. Prawnicy, z którymi rozmawialiśmy, są innego zdania — twierdzą, że kontrowersyjne klauzule w umowach nie mają podstawy prawnej i są niezgodne z prawem unijnym.
Spóźnione żale
Prawo pierwszeństwa dla NCBR fundusze traktują jako znaczne ryzyko dla siebie i przyszłych potencjalnych inwestorów. Wygląda jednak na to, że nie aż tak znaczne, by zrezygnować z dofinansowania. O kontrowersyjnej klauzuli wiadomo było już w ubiegłym roku, ale dopiero niedawno rozległy się głosy protestu. Ostatecznie większość podpisała umowy, choć jak twierdzi — z duszą na ramieniu i nadzieją, że NCBR wycofa się z klauzuli, a przynajmniej ją zmodyfikuje. Ze złożeniem podpisu zwlekają tylko trzy fundusze. Przedstawiciele prywatnych inwestorów obawiają się też potencjalnych konfliktów na tle ceny ewentualnego odkupu start-upów przez państwo lub wskazane podmioty. Jeżeli NCBR uzna, że proponowana cena sprzedaży jest zbyt wysoka, będzie mogło powołać „niezależnego eksperta” do ponownej wyceny.
— Transakcje z naszym udziałem będą odbywać się po cenach rynkowych — uspokaja wicedyrektor NCBR.