Uderzenie samolotu w 35-piętrowy drapacz chmur w Mediolanie wywołało krótkotrwały szok na światowych rynkach akcji, obligacji, walut i surowców. Wprawdzie włoskie władze wykluczają zamach, ale przerwanie wizyty premiera Silvio Berlusconiego w Bułgarii może świadczyć, że powiązanie wypadku ze zdarzeniami z 11 września nie jest bezpodstawne.
W okresie paniki inwestorzy tradycyjnie szukali bezpiecznych lokat. Cena uncji złota skoczyła do 307 USD, najwyżej od 15 dni. Podrożał frank szwajcarski, a za euro po wypadku płacono nawet 88,57 amerykańskiego centa – o 0,7 centa mniej od dziennego maksimum. Preferowanie aktywów amerykańskich kosztem europejskich widoczne było także na rynku obligacji. Ich ceny poszły w górę za Atlantykiem o 10 punktów bazowych, a w Europie za dwuletnie obligacje płacona najmniej od dwóch tygodni.
Z europejskich giełd czynny był jedynie parkiet we Frankfurcie. Tamtejszy indeks DAX stracił 1,5 proc. Taki sam spadek spotkał amerykańskie wskaźniki Nasdaq i Dow Jones. Wszędzie pozbywano się akcji linii lotniczych, między innymi United Airlines, Delta Air Lines i Lufthansy. W Mediolanie zawieszono transakcje posesyjne. Zanim podjęto taką decyzję kurs linii Alitalia zniżkował o 3,2 proc. Panika na rynku akcji trwała jednak zaledwie kilka minut.
Ubiegłoroczne ataki na Nowy Jork i Waszyngton wiele nauczyły inwestorów. Jednak wszędzie tam, gdzie decyzję podejmuje człowiek, strach jest i będzie jednym z jej głównych przesłanek.
Przemek Barankiewicz, [email protected]