Jest szansa, że oprócz kilku rózg, które na Gwiazdkę wyciąga regulator z ustawodawczego worka, dla branży finansowej znajdzie się w nim na osłodę jeden cukierek. Na początku grudnia resort sprawiedliwości przedstawił propozycję nowych limitów kosztów kredytu konsumenckiego w maksymalnej wysokości 30 proc. rocznie. Obecnie obowiązujący próg jest ponad dwa razy wyższy. Przykrą niespodziankę dla pośredników kredytowych przygotował na święta resort finansów, dodając do ustawy o kredycie hipotecznym zapis, którego nie było we wcześniejszej wersji projektu — zakaz pobierania wynagrodzenia za pośrednictwo w sprzedaży kredytów mieszkaniowych. Obecny model opiera się w całości na prowizji wypłacanej brokerowi przez bank za każdą hipotekę kupioną przez klienta. Jeśli propozycja utrzyma się w ostatecznej wersji ustawy, to za pomoc w doborze kredytu mieszkaniowego zapłaci pośrednikowi nabywca. Obydwie regulacje będą miały bardzo istotny wpływ na biznes branży pożyczkowej i pośrednictwa kredytowego. Pożyczkodawcy będą musieli bardzo mocno przyciąć koszty, żeby utrzymać rentowność w mocno przyciętych limitach. Dla brokerów regulacja ma wagę kopernikańskiegoprzewrotu, gdyż w nowej formule zostaną odcięci od głównych źródeł dochodu (zostanie im jeszcze wynagrodzenie za kredyty gotówkowe, fundusze i polisy).

Stop dla reklamy kredytów
W ustawie o kredycie hipotecznym jest jeszcze jeden zapis, który może napsuć sporo krwi sektorowi bankowemu i pożyczkowemu, dotyczący reklamy produktów finansowych. W projekcie czytamy, że „kredytodawca lub pośrednik w reklamach dotyczących kredytu konsumenckiego informacje podaje konsumentowi w sposób co najmniej tak samo widoczny, czytelny i słyszalny jak dane liczbowe dotyczące kosztu kredytu konsumenckiego”. Przekładając to na bardziej zrozumiały język, wszystkie dodatki o kosztach kredytu i innych warunkach, pisane obecnie małym drukiem pod gwiazdką, muszą być pisane czcionką nie mniejszą niż główne hasło, np. „raty 0 proc.”. Zapis w projekcie jest twórczym rozwinięciem ogólnych wskazań unijnej dyrektywy o kredycie hipotecznym — którą ustawa sprowadza na nasz krajowy grunt — mówiącej, że dane liczbowe dotyczące kredytu muszą być prezentowane w „jasny, zwięzły i widoczny sposób”. Ze względu na dość swobodny przekaz marketingowy polskich instytucji finansowych, który może klienta wprowadzić w błąd, czego potwierdzeniem są kary nakładane na reklamodawców, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) od kilku lat nosi się z zamiarem spisania zestawu wytycznych dotyczących tego, jak powinna wyglądać reklama finansowa. Ostatecznie definicja trafiła do projektu ustawy.
Autorski kodeks
Właściwie wyczuwając nastroje, branża finansowa regulatora skrzyknęła się rok temu i w ramach bezprecedensowej współpracy i kompromisu opracowała kodeks „Dobre praktyki w zakresie standardów reklamowania kredytu konsumenckiego”, który detalicznie opisuje, jak prezentować informacje o kosztach, jakiej wielkości powinna być czcionka, jaki kolor liter i tła są zakazane itp. Dokument, podpisany przez ZBP, KPF, ZFP i Providenta, został opublikowany w styczniu tego roku, a w życie wszedł 1 lipca.
Jak się okazuje, był to dobry ruch. Z naszych informacji wynika, że prezes UOKiK byłby skłonny zrezygnować z części opisowej reklamy w ustawie o kredycie konsumenckim, jeśli branża dopracuje swój kodeks, szczególnie we fragmentach dotyczących prezentacji kosztów kredytu. Strony są już po wstępnych rozmowach. Według naszych informacji, do UOKiK zostały już wysłanepierwsze propozycje zmian w kodeksie.
— Bardzo nas cieszy nastawienie regulatora, że pewne sprawy można załatwić w drodze wewnętrznych regulacji branżowych. To może być bardziej efektywny sposób niż ustawowe rozwiązania, które siłą rzeczy mają bardziej ogólny charakter. Kodeks dobrych praktyk może pełnić istotną rolę w systemie prawnym. W przypadku reklamy finansowej mamy pełną zgodę wszystkich zainteresowanych, ale nawet jeśli ktoś nie podpisze się pod kodeksem, to musi stosować się do jego zapisów — mówi przedstawiciel sektora finansowego. Małgorzata Cieloch z UOKiK odmawia komentarza w sprawie naszych informacji, twierdząc, że może wypowiadać się w sprawie oficjalnego stanowiska urzędu.
Budżet rośnie
702 mln zł — tyle banki i firmy pożyczkowe przeznaczyły od stycznia do listopada tego roku na reklamę produktów kredytowych i pożyczkowych (dane nie uwzględniają wydatków w internecie oraz rabatów i upustów). Według TNS Kantar, w porównaniu z 11 miesiącami 2015 r. nastąpił wzrost o 2,6 proc. Został on wygenerowany przez firmy pożyczkowe, których tegoroczne nakłady reklamowe wyniosły 280 mln zł i były 12,4 proc. wyższe niż przed rokiem. Banki natomiast nieznacznie przykróciły budżety marketingowe: z 434 mln zł do 422 mln zł.