Przed dwoma laty boom przeżyły lody zwane rzemieślniczymi, tradycyjnymi, prawdziwymi czy naturalnymi. Oferujące je punkty powstawały jak grzyby po deszczu. Niektóre przekształciły się w małe sieci franczyzowe, jak U Lodziarzy, inne do lodów zaczęły dokładać ciastka, jak Sucre, a część zniknęło z rynku. W tym sezonie letnim rozpoczął się szał na inny biznesowy koncept w branży — lody tajskie.

Wysyp wysp
— Na rynku jesteśmy od zeszłego roku, wtedy była to nowość, teraz widać wysyp. Prawdziwego boomu spodziewam się jednak w przyszłym roku, gdy większa będzie wiedza klientów o takich lodach. Dziś do końca nie wiedzą co to, gdzieś słyszeli, widzieli w internecie, jak się je przygotowuje. Jest więc duże pole do popisu dla producentów lodów tajskich w zakresie edukacji o produkcie — mówi Gerald Tomasik, założyciel Chop Chop.
Pomysł na biznes przywiózł z podróży do Tajlandii. Jakub Ossowski, współwłaściciel Lynx & Wasp, z drugim wspólnikiem zainspirował się po prostu filmikiem w internecie.
— Obejrzeliśmy i byliśmy przekonani, że ten pomysł zaskoczy w Polsce. Otworzyliśmy w zeszłym roku pierwszy punkt sezonowy w Sopocie i rzeczywiście — zaskoczyło. W tym roku mamy już pięć własnych punktów sezonowych i jeden franczyzowy, stacjonarny w Krakowie. Poszukujemy kolejnych partnerów do rozwoju sieci — opowiada Jakub Ossowski. Gerald Tomasik dołoży w tym roku do punktów sezonowych i stacjonarnych przy ulicach również pierwsze miejsca w galeriach handlowych. Poszukuje franczyzobiorców.
Konserwatywni lodziarze…
Wojciech Goduński, stary wyjadacz różnych franczyzowych konceptów w gastronomii, do nowej mody podchodzi ostrożnie. W swoim franczyzowym portfelu ma szyldy m.in. pizzerii: Biesiadowo i Craazy Piramid Pizza, smażalni ryb — Rybkodajni i lodów włoskich Mangatto.
— Co roku jest jakaś moda. Były lody świderki, potem rzemieślnicze, teraz tajskie. Lody tajskie pojawiły się na targach franczyzy w Polsce już trzy lata temu. Dziś rzeczywiście je widać na ulicach, przyglądałem się punktom ich sprzedaży i w mojej ocenie jest tam zbyt mały ruch. Ja nie czuję tu szansy na większy biznes. Rozwijamy na razie sprzedaż lodów włoskich — komentuje Wojciech Goduński. Gerald Tomasik przekonuje jednak, że to perspektywiczny biznes.
— Polacy coraz częściej sięgają po jedzenie zdrowe, naturalne, interesuje ich slow food. Wykonywane na ich oczach lody, do tego z dodatkiem świeżych owoców, odpowiadają na te trendy — dodaje założyciel Chop Chop.
Producenci lodów w Polsce od lat narzekają na niskie i niespecjalnie rosnące spożycie. Mowa jest o około 4 litrach lodów na głowę rocznie, z lubością zestawianych z np. skandynawskim wynikiem na poziomie kilkunastu litrów. Z tego względu na rynku jest ciasno. I coraz ciaśniej. Nie zniechęca to kolejnych graczy do debiutu. W tym roku na półkach pojawiły się kultowe lody z półki premium Ben & Jerry’s.
… robią swoje
Zdaniem Zbigniewa Grycana, twórcy Lodziarni Firmowych Grycan, kolejne lodowemody to też kwestia intensywnych prac producentów… maszyn dla tej branży, którzy też chcą zarobić. — My spokojnie robimy swoje, od lat. Niejedną modę widzieliśmy — dodaje Zbigniew Grycan. Jednocześnie przyznaje, że efekt nowości zawsze działa i na jakiś czas odbiera innym rynek.
— Jeśli ktoś sięgnie po modne w danym momencie lody świderki, tajskie czy tzw. rzemieślnicze, to nie wyda już tej kwoty na lody impulsowe w sklepie, bo portfel Polaka nie jest wypchany pieniędzmi. Konsumenci próbują, wyciągają wnioski i… wracają do lodów, które znają od lat — uważa Zbigniew Grycan.
Gerald Tomasik przekonuje, że lody tajskie poszerzają grupę odbiorców lodów. — To bardziej deser niż po prostu gałka lodów. Mówimy przecież o kilku lodowych rolkach i cenie od około 10 zł wzwyż, a więc produkcie premium — dodaje założyciel Chop Chop. — Lody tajskie mają też dodatkowy kanał sprzedaży, którego nie mają tradycyjne lody. Świetnie pasują na wszelkie imprezy typu wesela itd. Taka budka z lodami jest po prostu kolejną atrakcją — mówi Jakub Ossowski.