Tzw. smart cities (inteligentne miasta) to wciąż młoda idea. Nierozerwalnie wiąże się z nowoczesną technologią i z reguły pojawia w kontekście aglomeracji. Ale mniejsze miasta też mogą sobie pozwolić na takie rozwiązania. Są bowiem również tańsze propozycje. Warto jednak zacząć od uporządkowania miejskich inwestycji.

Optymalizacja inwestycji
Zdaniem Anyi Ogórkiewicz, menedżer zarządzającej Grupą Keryx, która zajmuje się projektami smart cities, koszty nie są przeszkodą przy realizacji takich inwestycji.
— Samorządowcy bardziej obawiają się tego, jak zmierzyć albo zaprezentować efekty takiego przedsięwzięcia mieszkańcom. Bo jeśli mieszkańcy zaakceptują inwestycję, władze nie mają się czego obawiać. Dobrym przykładem jest inwestycja w trolejbusy w jednej z gmin. Nowe pojazdy zużywają mało energii, są bardziej przyjazne dla środowiska, ale taka inwestycja przełoży się na wzrost ceny biletów i to trzeba mieszkańcom wyjaśnić — opowiada Anya Ogórkiewicz.
Krzysztof Kupczyk, dyrektor ds. rozwoju w firmie FBSerwis, uważa, że w ideę inteligentnych miast w Polsce wpisuje się przede wszystkim dbanie o efektywność wydatków na infrastrukturę i zapewnienie jej właściwego standardu. Wprowadzanie zaawansowanych rozwiązań jest dobrym pomysłem, ale ważniejsze jest zapewnienie jakości podstawowej infrastruktury: komunikacji miejskiej, dróg, oświetlenia, zieleni, sieci kanalizacyjnej i efektywne nią zarządzanie.
— Przykładem takiego podejścia jest łączenie zadań związanych z utrzymaniem infrastruktury miejskiej w większe projekty usługowe na kilka lat. Firmy, które podejmują się realizacji projektu, są wtedy w stanie zoptymalizować koszty i dać miastu znaczne oszczędności, które można przeznaczyć na dodatkową modernizację infrastruktury. W Polsce już można spotkać grupowanie usług, chociaż większość miast wciąż zleca różne zadania osobno — mówi Krzysztof Kupczyk. Anya Ogórkiewicz podpowiada, że gmina, która planuje wdrażać elementy inteligentnego miasta, powinna zacząć od stałego, konsekwentnego monitoringu: zbierania informacji na temat różnych parametrów miasta, co umożliwi analizę postępów w konkretnych dziedzinach. Taką możliwość daje nowa norma ISO 37120, porządkująca sprawy związane z ideą smart cities. Specjalistka zauważa jednak, że niektóre elementy normy, np. pomiar danych związanych ze służbą zdrowia, wymagają współpracy gmin z władzami samorządowymi wyższego szczebla: powiatowych i wojewódzkich, bo ta część publicznych działań w ograniczonym stopniu zależy od samych miast.
Przydatne aplikacje
Wśród rozwiązań z zakresu smart cities, które nie wiążą się z dużymi kosztami, są aplikacje ułatwiające życie mieszkańcom. Paweł Kacperek z Connected Life Communication Group wskazuje, że czasem aplikacje internetowe z mobilną wersją strony kosztują raptem kilka-kilkadziesiąt tysięcy złotych. Od kilku lat w Łodzi działa aplikacja na smartfony jako mobilny przewodnik. Pomaga zaplanować trasę zwiedzania, informuje o ciekawych wydarzeniach, udostępnia rozkłady jazdy i lokalizację przystanków. Gmina wydała na to oprogramowanie 32 tys. zł, a roczna obsługa kosztuje 20 tys. zł. Władze Łodzi już zapowiedziały, że na 25 aplikacji ułatwiających życie mieszkańcom chcą wydać 40 mln zł. Łodzianie będą mogli dzięki nim np. dowiedzieć się, gdzie jest wolne miejsce na parkingu, lub o dziurze w drodze. W mobilną aplikację zainwestował także Kraków. Od 2013 r. działa tam MyKRK.
— Aplikacje, które umożliwiają śledzenie rozkładów jazdy i opóźnień w komunikacji miejskiej, to jedne z najprostszych i najtańszych rozwiązań. Aż dziwi, że gminy ich nie wprowadzają. Wśród innych prostych pomysłów można wymienić oprogramowanie pozwalające śledzić korki w mieście. Rozwiązania firm oferujących nawigację pozwalają łatwo stworzyć taką aplikację. Ciekawym pomysłem są też tzw. beacony, czyli urządzenia łączące się ze smartfonami za pomocą bluetootha i przekazujące miejskie informacje — wylicza Paweł Kacperek. Nieco trudniej jest z systemami, które np. rozjaśniają latarnie, gdy w ich zasięgu pojawi się przechodzeń, lub dostosowują czas świecenia do zmiennej długości dnia. To dość drogie rozwiązania, ale przykłady z miast, które je wprowadziły, dowodzą, że warto w nie zainwestować. W długim okresie pozwalają oszczędzać rocznie nawet do 60 proc. energii.