Terminowanie w NATO jest unijną poczekalnią
Pierwsza rocznica wstąpienia Polski do NATO przypadkowo zbiegła się z nagłym zachwianiem naszych nadziei na w miarę szybkie wejście do Unii Europejskiej. Okazało się, że pożądany przez Polskę termin 1 stycznia 2003 r. nie jest oczywisty dla strony unijnej i może zmienić się na przykład w 1 stycznia 2006 r., a na dodatek grozi nam przesunięcie w kolejce.
STRUKTURY NATO i UE teoretycznie są niezależne, ale członkostwo w nich charakteryzuje się współzależnością. Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego wyprzedziła jednoczenie się Europy na polu gospodarczym. Zawiązana została 4 kwietnia 1949 r. w pierwotnym składzie 12 państw (USA i Kanada oraz 10 europejskich), podczas gdy Europejska Wspólnota Węgla i Stali — czyli babcia dzisiejszej UE — 18 kwietnia 1951 r. Integracyjny ruch odbywał się w jedną stronę — członkowie NATO stopniowo powiększali listę Wspólnot. Tylko NRF weszła do struktur wojskowych (NATO) i politycznych (UZE) dopiero w 1955 r., należąc już wcześniej do EWWiS. W czasie kolejnych rozszerzeń EWG jedyną dyspensę od członkostwa w NATO uczyniono w 1973 r. dla neutralnej Irlandii. Wyjątkową pozycję ma natomiast ropą stojąca Norwegia, której obywatele już dwukrotnie wypowiedzieli się przeciw ponoszeniu kosztów integracji.
WIELOLETNIE terminowanie w NATO przed wstąpieniem do EWG okazywało się warunkiem koniecznym dla państw peryferyjnych, ale ważnych strategicznie — Portugalii (oczekująca od roku 1949 do 1986) i Grecji (od 1952 do 1981). Przypadkiem indywidualnym jest izolowana przez 40 lat Hiszpania, która po przemianach demokratycznych awansowała w szybkim tempie — NATO osiągnęła w roku 1982 (tanim kosztem, bez wchodzenia do struktur wojskowych), natomiast EWG już w 1986. Cztery lata to rzeczywiście tylko poczekalnia. Natomiast przypadek Turcji, którą NATO przyjęło już w 1952 r. celem oskrzydlenia ZSRR i która od 48 lat daremnie oczekuje na przygarnięcie przez Europę, zakrawa na sanitarną kwarantannę.
ISTNIEJĄCA od 1 listopada 1993 r. Unia Europejska szerzej otwiera się dla państw deklarujących chęć tworzenia jedynie wspólnoty polityczno-ekonomicznej. Przyjęte 1 stycznia 1995 r. Austria, Szwecja i Finlandia są neutralne, ale gospodarczo co najmniej dorównują członkom założycielom UE. Natomiast będącym na dorobku Polsce, Czechom i Węgrom przypadła ścieżka tradycyjna — poprzez NATO. Nie mamy szczęścia być na przykład Słowenią, przyklejoną geograficznie, kulturowo i ekonomicznie do Austrii i Włoch.
W RYWALIZACJI o NATO było oczywiste, iż Polska znajdzie się w pierwszej grupie państw nowo przyjętych. Wszak oprócz USA naszym potężnym mecenasem były Niemcy, którym chodziło o przesunięcie hipotetycznej pierwszej linii obrony z Odry na Bug. Ekonomiczne interesy członków UE z różnych części kontynentu są zdecydowanie bardziej złożone. Poza tym instytucje unijne, skrojone niegdyś na państw sześć, nie sprawdzają się już przy piętnastu, a co dopiero przy dwudziestu i więcej. Naturalną reakcją silniejszych państw staje się więc wyodrębnianie wewnątrz UE bardziej elitarnej grupy, jaką jest na przykład strefa euro.
CZŁONKOSTWO naszego kraju w NATO jest na razie dla Polaka pewną abstrakcją. Wstąpienie do UE będzie natomiast odczuwalne od zaraz, choćby na przejściach granicznych w całej zjednoczonej Europie, która dla swych obywateli wydziela osobne furtki. Paszporty NATO do ich przekraczania nie wystarczają. Niedługo się rozstrzygnie, czy na paszporty UE tylko poczekamy, czy jednak przejdziemy kwarantannę.
PIERWSZY KROK: Rok temu Polska awansowała do państw zaznaczonych na mapce na czerwono. Teraz naszą ambicją jest jak najszybsze znalezienie się w grupie „niebieskiej”.