W czwartek i piątek wyraźnie wzrosły ceny złota. Poniedziałek początkowo przyniósł kontynuację tej tendencji. W ciągu dnia wzrost zamienił się jednak w spadek. Mimo wszystko kruszec, którego cena jeszcze niedawno dwukrotnie testowała poziom 1680 USD za uncję, kosztuje prawie 1800 USD.
- Zakładam, że jest to techniczne odbicie cen złota, wywołane spadkiem rentowności obligacji, który – wszystko na to wskazuje – jest przejściowy w swojej naturze. Ciężko to inaczej interpretować – ocenia Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers DM, który gdy kruszec spadł w okolice 1770 USD trafnie przewidywał, że potanieje jeszcze do 1680 USD.
- Na tle innych rynków, złoto zachowuje się dość zgodnie z analizą techniczną. Ostatni miesiąc to zrealizowanie formacji podwójnego dna, która mogłaby kończyć długą, rozpoczętą jeszcze w wakacje korektę. Ostatecznym tego sygnałem byłby wzrost kursu do 1880 USD. Minimalny zakres realizacji obecnej formacji to 1815-1820 USD. Następująca spora poprawa wskaźników technicznych w ujęciu tygodniowym zapowiada jednak, że nie tylko to minimum zostanie osiągnięte, ale i 1880 USD jest prawie pewne. Chyba nie w kwietniu, bo zostało mało czasu, ale na początku maja jest to prawdopodobne – uważa Marcin Kiepas, analityk Tickmill.
Konrad Białas, główny ekonomista DM TMS Brokers, jest jeszcze większym optymistą. Jego zdaniem złoto może zdrożeć do 1900-1950 USD za uncję. Tyle że ten optymizm jest krótkookresowy. Marcin Kiepas i Konrad Białas, nie mają dobrych wieści dla tych, którzy liczą na wzrost cen złota w dłuższym terminie.
- Kilka miesięcy temu byłem dość optymistycznie nastawiony do złota, ale obecnie uważam, że choć 1880 USD jest realne, z powrotem do wakacyjnych szczytów może być już spory problem – przyznaje Marcin Kiepas.
- Nie przewiduję trendu, który przyniesie 1950 USD w 2021 r., a potem 2000 i 2100 USD w kolejnych latach – twierdzi Konrad Białas.
Trwające już osiem miesięcy spadki cen kruszcu zaczęły się po tym jak na początku sierpnia 2020 r. jego wycena przekroczyła 2060 USD za uncję. Według Marcina Kiepasa analiza techniczna jest jeszcze stosunkowo optymistyczna względem szans na powrót cen w okolice 2000 USD. Gorzej jest z czynnikami fundamentalnymi.
- Trudno oczekiwać, że w dłuższym okresie - 9 miesięcy i więcej - utrzyma się większy popyt na złoto. Wynika to chociażby z rosnących rentowności obligacji, które będą hamowały wzrost cen złota – twierdzi analityk firmy Tickmill.
- Poziom 1900-1950 USD za uncję to szczyt, który może się pojawić, ale będzie już trudny do utrzymania z końcem 2021 r. Im bliżej będziemy 2022 r. tym głośniejsza będzie dyskusja odnośnie redukcji tempa skupu aktywów przez Fed i nakreślenia w kalendarzu terminu pierwszej podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. – dodaje Konrad Białas.
Rentowności obligacji w grze
Oczekiwania względem stóp procentowych przekładają się na rentowność obligacji, czyli ich rynkową wycenę. Gdy na początku sierpnia 2020 r. cena kruszcu wznosiła się na wyżyny, rentowność benchmarkowych, amerykańskich papierów 10-letnich oscylowała w okolicach 0,55 proc. Spadkowi cen szlachetnego metalu w okolice 1680 USD towarzyszyły rentowności w okolicach 1,75 proc. Odbicie cen złota w ostatnich dniach zbiegło się ze spadkiem rentowności w okolice 1,55 proc. Dopóki poziom ten był utrzymywany, złoto wyraźnie drożało też w poniedziałek 19 kwietnia 2021 r. Wystarczyło jednak, by rentowności wzrosły o 0,05 pkt. proc. i kruszec był już pod kreską.
Według Marcina Kiepasa rentowności amerykańskich papierów skarbowych mogą jeszcze spaść poniżej 1,5 proc - nawet do 1,4 proc. Warto jednak zwrócić uwagę, że ubiegłotygodniowemu spadkowi rentowności towarzyszył wyższy od oczekiwań odczyt amerykańskiej inflacji za marzec 2021 r., rekordowe dane o sprzedaży detalicznej za oceanem i skok oczekiwań inflacyjnych. Są to czynniki, które powinny generować wzrost, a nie spadek rentowności. Przemysław Kwiecień tłumaczy to dziwne zachowanie rynku działaniami amerykańskiego departamentu skarbu, który - mimo przyznających po 1400 USD na głowę „czeków Bidena” - emituje mniej długu, w szczególności nie rolując bonów skarbowych.
- Decyzje w tym zakresie zostały podjęte w lutym, gdy toczyły się już parce nad ustawą dotyczącą „czeków Bidena”. Potrzeby finansowe amerykańskiego rządu niewątpliwie będą ogromne. Wydaje się więc bez sensu najpierw zalewać rynek pieniędzmi, by potem te pieniądze z rynku ściągać przez wzrost emisji – komentuje Przemysław Kwiecień.
Na razie efekt był jednak taki, że więcej pieniędzy zostało na rynku finansowym i szukają one jakiegoś ujścia. To może powodować zarówno wzrost cen amerykańskiego długu (spadek rentowności), jak i złota.
W tym kontekście, dla kruszcu problemem stanie się moment, gdy amerykański rząd ponownie będzie się zadłużać, co doprowadzi do wzrostu rentowności.
- Wszystko przemawia za powrotem rentowności do trendu wzrostowego. Kiedy się tak stanie nie jest do końca jasne, ale powrót rentowności do trendu wzrostowego powinien być niekorzystny dla złota przynajmniej w początkowym okresie – mówi Przemysław Kwiecień.
Galopującej inflacji nie będzie
Popandemiczne ożywienie gospodarcze powinno przy tym stymulować wzrost inflacji. Ta co do zasady jest korzystna dla dóbr materialnych jakim jest złoto. Nasi rozmówcy zwracają jednak uwagę, że inflacja inflacji nie równa.
- Historycznie rzecz biorąc korelacja cen złota z inflacją była silna tylko w okresach naprawdę wysokiej inflacji. Takiej nie będzie. Natomiast w krótkim okresie bardzo silna jest korelacja cen złota z rynkiem obligacji. Tego bym się trzymał. Jako że rentowności już mocno wzrosły, to sam ich poziom nie będzie już tak niekorzystny dla cen złota. Za to może się na nich odbić ewentualny dalszy wzrost rentowności – wyjaśnia główny ekonomista X-Trade Brokers DM.
- Nie od dziś wzrost inflacji jest spodziewany, a rosną wszystkie inne aktywa, tylko nie złoto. Wystrzału cen złota oczekiwałbym dopiero gdyby obawy o inflację były tak duże, że inwestorzy zaczęliby uciekać z rynku akcji, oczekując wyraźnych podwyżek stóp procentowych. A ciężko mi sobie taki scenariusz wyobrazić. Będzie raczej grane to, co jest grane obecnie. Jak obawy inflacyjne będą się nasilały, to mocniej będą rosły akcje, a z surowców metale przemysłowe – dodaje Marcin Kiepas.
Konrad Białas mówi wprost: by cena złota wzrosła powyżej 2000 USD za uncję rynki musiałyby dyskontować „galopującą” inflację w Stanach Zjednoczonych, albo wywołane czymś innym duże osłabienie tamtejszej waluty.
- Obecnie galopująca inflacja jest wykluczona. Jej skok jest przejściowy, ale nie do utrzymania. Do dolara jestem nastawiony negatywnie, ale nie na tyle, by zakładać, że straci 5-7 proc., co by uzasadniało tak mocny wzrost cen złota – zaznacza główny ekonomista DM TMS Brokers.